Pisze Anna J. Dudek. Nawet 1500 osób rocznie – ofiar przemocy – nie dostało pomocy. A to tylko efektu braku dofinansowania z Funduszu Sprawiedliwości dla jednej organizacji: stowarzyszenia BABA z Zielonej Góry. – Były to przede wszystkim kobiety i dzieci, a bitymi i poniewieranymi kobietami i dziećmi rząd PiS nie bardzo się przejmował – mówi Anita Kucharska-Dziedzic, szefowa BABY i posłanka Lewicy. Stowarzyszenie BABA z Zielonej Góry granty z Funduszu Sprawiedliwości (niegdyś Funduszu Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwem i Pomocy Postpenitencjarnej), czyli rządowe dofinansowania, dostawało nieprzerwanie już od pierwszego konkursu w 2012 roku. To wtedy zaczął działać fundusz. Już wówczas stowarzyszenie miało zarówno doświadczenie, zespół prawniczek i psycholożek, wielotysięczne nakłady informatorów dla ofiar przestępstw i przemocy, a także lata współpracy z policją, prokuraturą, samorządami prawniczymi i lokalnymi samorządami w zakresie pomocy dla krzywdzonych ludzi i edukacji prawnej. Anita Kucharska-Dziedzic: – Zanim komukolwiek przyszło do głowy, że konstytucja może być w Polsce łamana, o konstytucji i prawach człowieka, w tym dziecka, BABY uczyły w szkołach. Dostawały nagrody za skalę i jakość świadczonej pomocy. BABY wzorowe do 2015 Przez Ministerstwo Sprawiedliwości pod kolejnymi rządami BABY były stawiane za wzór. Miały świetny regulamin przyznawania pomocy materialnej. Nie dawały gotówki, ale rozdawały celowane bony na żywność, ubrania lub środki spożywcze ze ściśle zakreślonym zakresem, co w ramach bonów można było zakupić. Pomagały z mieszkaniami chronionymi i lokalami dla ofiar gwałtów czy osób, nad którymi znęcali się bliscy. Stowarzyszenie finansowało to w większości przez lokalne gminy. Dlaczego? – Żeby nie było najmniejszego ryzyka, że ktoś publiczne pieniądze wykorzysta w niewłaściwy sposób – tłumaczy Kucharska-Dziedzic. BABA miała też wyjątkowe proporcje wykorzystania grantu z Funduszu na bezpośrednią pomoc i na obsługę oraz koszty funkcjonowania projektu. Może dlatego, że w BABIE nikt nie pracował na pierwszy etat i BABA nie była typowym miejsce pracy, ale raczej aktywności społecznej. Przez lata funkcjonowania nigdy nie było najmniejszego zarzutu do stowarzyszenia ani jego działalności merytorycznej, finansowej. Kucharska-Dziedzic: – Pod koniec 2015 roku BABY jak zwykle złożyły segregator z wnioskiem i morzem opinii i rekomendacji, i jak zwykle wygrały konkurs. Ale już na etapie przygotowywania umowy, dzień przed Wigilią, dostały nieoficjalny telefon, żeby nie podpisywały żadnych zobowiązań na przyszły rok, żeby pokończyły umowy najmu na mieszkania dla podopiecznych kobiet i dzieci, bo minister Ziobro odmówił podpisania z BABĄ umowy. Podobno były na krótkiej liście organizacji wrogich PiS, jedynej wrogiej z województwa lubuskiego. Nigdy tej listy nie dostały i nie widziały. Była jednak prawdziwa, bo zapowiedź, że żadnych pieniędzy z żadnego funduszu celowego i z żadnego ministerstwa nie dostaną, póki PiS będzie rządził – spełniła się. Ofiary przemocy bez pomocy Efekt? Dla ofiar przemocy, które korzystały z pomocy świadczonej przez BABĘ, zabrakło pieniędzy. Nawet 1500 osób rocznie pomocy nie dostało, bo wskutek braku dofinansowania stowarzyszenie musiało zmniejszyć zakres działań. W sprawie interweniował ówczesny RPO prof. Adam Bodnar. W odpowiedzi na jego stanowisko wiceminister Patryk Jaki napisał, że BABA świadczyła pomoc tylko kobietom oraz że konkurencja w Lubuskiem oferowała większy zakres pomocy. Jak mówią działaczki BABY, mężczyźni stanowili pomiędzy 15 a 20 proc. beneficjentów projektów pomocowych.Kucharska-Dziedzic: – Ale bitymi, poniewieranymi kobietami i dziećmi rząd PiS nie bardzo się przejmował. W 2017 roku powstał nawet, nieuchwalony na szczęście, projekt ustawy na wzór rosyjski legalizujący pierwsze pobicie partnerki w domu. BABY, dzięki świetnym kontaktom z samorządami na przełomie 2015 i 2016 wyprosiły więcej pomocy dla ofiar przemocy domowej ze strony lokalnych ośrodków pomocy społecznej. Musiały też przetrwać i zapewnić finansowanie działalności ze środków prywatnych – darowizn i wpłat z 1 procenta.Choć Ministerstwo Sprawiedliwości wyrzuciło BABĘ z Sieci Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem, organizacja co roku organizowała u siebie Tydzień Pomocy. Lojalnie wobec niej pozostawali radcy prawni, adwokaci, a nawet – co było ryzykowne politycznie – policjanci. Ci ostatni nadal w BABIE dyżurowali i udostępniali pokrzywdzonym materiały i ulotki. Publikacje stowarzyszenia nadal pojawiały się też w prokuraturach i sądach, bo wyjątkowo klarownie tłumaczyły, jak działa system i jak poruszać się po meandrach procedur. Kontrole, szykany i policja Co więcej – stowarzyszenie BABY otrzymywało kolejne nagrody, choć już nie od instytucji państwowych. Spadły na nie jednak szykany i stało się najczęściej kontrolowaną organizacją w województwie. Ciągłe kontrole nie wykazywały nadużyć czy nieprawidłowości. Jak mówi Kucharska-Dziedzic, nie chodziło o znalezienie haków, ale o zaszczucie i zniechęcenie do działalności. – Bo wolontariuszki, zamiast pracować w BABIE, obsługiwały kontrolerów. A te wolontariuszki, które miały własne kancelarie czy gabinety psychologiczne, nagle zaczęły same być kontrolowane. Zamiast zarabiać na siebie i swoje rodziny, biegały po urzędach i tłumaczyły się, że nie są wielbłądami – mówi Dziedzic. W 2017 roku, po protestach w obronie niezależności sądownictwa, do BABY wkroczyła policja z Poznania z nakazem oddania komputerów i danych beneficjentów. Policja była uzbrojona i wyposażona w nakaz aresztowania prezeski, która odmówiła wydania dokumentacji (w której znajdowały się m.in. dane ofiar przemocy domowej i seksualnej). Ostatecznie służby wywiozły z BABY 24 segregatory z tysiącami danych szczególnie wrażliwych.Po roku nikomu nie postawiono żadnych zarzutów. Ani Kucharskiej-Dziedzic, ani Motyce nie powiedziano, w jakich sprawach odbywały się te przesłuchania. Komputery i segregatory po cichu zwrócono. Policjanci tym razem przyjechali już bez widocznej broni. „Zawężona” pomoc, ale na Caritas jest Dziś wiadomo, że środki z Funduszu były przyznawane uznaniowo, a najchętniej tym organizacjom, które albo były związane z prawicą, albo przynajmniej bliskiej jej światopoglądowo. Kompetencje i doświadczenie nie miały większego znaczenia, dlatego ogromne dofinansowanie dostała m.in. fundacja Profeto, prowadzona przez ks. Michała O. ze Zgromadzenia Księży Sercanów. Ten największy beneficjent Funduszu z czasów Ziobry dostał na budowę ośrodka „Archipelag – wyspy wolne od przemocy” w Wilanowie 100 mln zł. ABW w tym roku zatrzymało szefa fundacji i trzech urzędników resortu odpowiedzialnych za podpisywanie umów. Poza listą dofinansowanych organizacji znalazło się także Centrum Praw Kobiet, które od prawie 30 lat pomaga kobietom – ofiarom przemocy w rodzinie. Jak pisały w 2017 roku działaczki CPK, „argumentacja resortu nosiła znamiona dyskryminacji ogromnej grupy ofiar przemocy domowej”. W 2017 roku CPK po raz kolejny nie otrzymało pieniędzy na działalność. Wówczas na warszawskiej liście dotowanych organizacji znalazła się tylko jedna, która w celach statutowych ma wpisaną działalność pomocową dla kobiet. Dofinansowano za to aż pięć ośrodków pomocy prowadzonych przez Caritas. Gdy w maju i listopadzie 2016 r. ministerstwo Ziobry odmówiło finansowania ośrodków CPK w Warszawie, Gdańsku i Łodzi, używało argumentu, że Centrum Praw Kobiet „zawęża pomoc tylko do określonej grupy pokrzywdzonych”. Określonej, czyli kobiet. W 2015 roku finansowanie ze środków publicznych wyniosło 1 734 736 zł, co stanowiło ponad 90 proc. budżetu organizacji. Po odmowie finansowania Centrum w maju 2016 Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się do ministra sprawiedliwości z apelem o wyjaśnienie. Zbigniew Ziobro podtrzymał ministerialne stanowisko, tłumaczyąc, że podejmowane przez Fundację działania nie tylko nie są kompleksowe, ale wręcz dyskryminujące – odmawiają bowiem wsparcia wszystkim innym ofiarom przemocy. Fundusz nie dla dzieci Wśród wykluczonych organizacji znalazła się także Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, która od lat koncentruje się – ze znakomitymi efektami – na pomocy dzieciom.– Od ponad 30 lat zajmujemy się problematyką przemocy wobec dzieci, prowadząc między innymi trzy centra pomocy dla dzieci pokrzywdzonych przestępstwem oraz telefon zaufania dla dzieci i młodzieży. Jesteśmy głęboko poruszeni i zasmuceni ostatnimi doniesieniami medialnymi. Kwota 100 milionów złotych przekazana na budowę jednego ośrodka mogłaby zapewnić pomoc tysiącom dzieciom w 20 miastach w różnych częściach kraju przez pięć lat. Czekamy na oficjalne ustalenia zespołu ds. rozliczeń, ewentualne działania prokuratury i rozstrzygnięcia sądowe, licząc na to, że sprawa zostanie wyjaśniona w sposób rzetelny i uczciwy – mówi Wiktoria Kinik, rzeczniczka Fundacji. O tym, że definicja tego, co działo się ze środkami z Funduszu, daleko przekracza granice definicji „nieprawidłowości”, świadczą działania prokuratury, raporty Najwyższej Izby Kontroli, a przede wszystkim nagrania ujawnione przez Tomasza Mraza, byłego dyrektora Departamentu Funduszu Sprawiedliwości. Dzięki nim wiadomo między innymi, jaka była skala nadużyć oraz jak Ziobro osobiście zlecał organizowanie konkursów, by mogły je wygrać wybrane organizacje. Okazuje się, że pomagano im także pisać zwycięskie wnioski. I tak miliony złotych, które mogły pomóc ratować życia, trafiły tam, gdzie rządziły układy.