Prof. Ewa Marciniak w rozmowie z portalem tvp.info. Politycy w zakończonej właśnie kampanii wyborczej skupili się przede wszystkim na poczuciu zagrożenia związanym z wojną w Ukrainie. A z drugiej strony: na strachu przed „Zielonym Ładem” i migracjami – mówi w rozmowie z portalem tvp.info prof. Ewa Marciniak, politolożka i szefowa sondażowni CBOS. Portal tvp.info: Po wyniku dwóch największych partii widzimy, że taktyka polityczna obliczona na polaryzację społeczeństwa znów zadziałała bardzo dobrze. Dlaczego tak się dzieje? Na czym polega ten mechanizm?Prof. Ewa Marciniak: Polaryzacja to nie jest nic nowego. Obserwujemy ten mechanizm od wyborów z 2005 roku. Jako społeczeństwo przeszliśmy trening polaryzacyjny. Te mechanizmy wiążą się z aktywnością polityków wszystkich partii politycznych, bo różnicowanie postaw wobec różnego typu kwestii jest czymś zwyczajnym. Jednak największe znaczenie mają w tym zakresie tylko dwie główne partie polityczne. Polega to, m.in. na wzajemnej dyskredytacji, głównie po to, żeby przekonać swoich wyborców, że to oni mają legitymację do sprawowania władzy. W ostatnim czasie PiS przekonywał, że to suweren ich wybrał, dlatego w imieniu suwerena mogą podjąć dowolną decyzję polityczną. Do tego przeciwwagą była narracja KO o łamaniu praworządności. Każdy okres polityczny ma swoją dominującą narrację i praktycznie każdy podtrzymuje polaryzację.Dlaczego? Bo dzięki temu partie wzbudzają gorące emocje. To sprawia, że wciąż organizujemy się wokół tych dwóch ugrupowań. Jesteśmy przyciągani jak magnesem – do dwóch przeciwstawnych narracji.Czy są elementy wspólne w narracjach PiS-u i KO?Tak, ta dotycząca bezpieczeństwa narodowego. Choć ostatnia kampania pokazała, że w tej kwestii są różnice. Konfederacja zyskała na polaryzacji?W tych wyborach zdecydowanie na niej zyskała. Ale na przykład w poprzednich wyborach straciła na polaryzacji. W sondażach miała koło 15 proc., a finalnie uzyskała 7,16 proc. głosów. Różnica polega na tym, że sytuacja polityczna się zmieniła. Konfederacja zawdzięcza swój obecny, wysoki wynik kilku okolicznościom. Przede wszystkim, dzięki przepływowi elektoratów z PiS-u i w mniejszym stopniu z Trzeciej Drogi do ich partii.Kolejnym czynnikiem jest to, że PiS jest teraz pochłonięty własnymi, wewnątrzpartyjnymi sprawami i konfliktami. Bardzo wyraźnie widoczne są walki między liderami i frakcjami w Zjednoczonej Prawicy. Błędem było też umieszczenie na listach ludzi, którym przestano ufać. Przykładem może być Ryszard Czarnecki, który nie kojarzy się z aktywnym posłem w parlamencie europejskim, tylko raczej z obecnością w polskich studiach telewizyjnych.PiS przegrał przez eurosceptycyzm?Jeżeli ktoś zdiagnozował się jako eurosceptyk, to wolał dać szansę nowym i ewidentnie eurosceptycznym politykom z Konfederacji. Była to dla tych osób lepsza alternatywa od koniunkturalnych polityków PiS-u, którzy czasem są eurosceptyczni, a czasem afirmują obecność Polski w UE. Przykładem jest hasło wyborcze PiS-u w tej kampanii - „jesteśmy na tak”.Konfederacja zyskała także na silnej ekspozycji medialnej liderów, zarówno w mediach społecznościowych, jak i tradycyjnych. Krzysztof Bosak, Sławomir Mentzen i Grzegorz Braun byli bardzo aktywni w mediach. Nie jest tu ważne, czy ta obecność była negatywna, czy pozytywna, ważne, że była. Dzięki temu Konfederacja jest trzecią siłą w Polsce, jednak nie wiadomo na jak długo.Dlaczego Trzecia Droga zanotowała wynik poniżej oczekiwań? Okazało się, że polscy wyborcy nie są gotowi na „miękki” i centrowy przekaz. Społeczeństwo jest na tyle oswojone z ostrą retoryką partii, że takie hasła do nich nie trafiają. A dlaczego Lewica zakończyła wybory z tak niskim poparciem?Ludzie nie wiedzą, z czym kojarzyć Lewicę i dla kogo jest ta partia. Czy liderem jest Zandberg? Czy jest nim Czarzasty? A może jest nim Biedroń? Problemem jest strukturalna niespójność Lewicy połączona z brakiem wyrazistego lidera. Lewica potrzebuje świeżości i nowoczesności. Musi pokazać trochę tradycyjnych wartości lewicowych i nie koncentrować się tylko na sprawach światopoglądowych.Postulaty równościowe i ekonomiczne nie wybrzmiewają dostatecznie w przekazie Lewicy. Z tego powodu zanotowali także słaby wynik w wyborach do parlamentu. To jest już trzecia negatywna weryfikacja dla Lewicy. Partia odnosi sukces, gdy ma program, wyrazistego lidera i struktury regionalne. Okazało się, że samo hasło nie wygra kampanii wyborczej, choć było bardzo dobre – „Europa dla ciebie”.Na jakich emocjach grali politycy w kampanii wyborczej? Przede wszystkim na poczuciu zagrożenia związanym z wojną w Ukrainie. A z drugiej strony – na strachu przed „Zielonym Ładem” i migracjami. W dużej mierze była to kampania oparta na perspektywie zagrożenia. Pozytywne emocje były związane z identyfikacją Polski z Europą i zarysowaniem perspektywy bezpieczeństwa.Czy w kontekście ogólnoeuropejskim poczucie zagrożenia można powiązać z wysokimi wynikami partii populistycznych, nacjonalistycznych i skrajnie prawicowych w wielu krajach UE?Jeżeli weźmiemy przykład Francji, Austrii i Niemiec – to niewątpliwie. Europa jest wciąż atrakcyjna i cały czas bogata. Zwłaszcza jeżeli popatrzymy na ogromną rzeszę migrantów, którzy napływają na Południe Europy. 16 proc. poparcia dla skrajnie prawicowego AfD jest, przy jednoczesnej klęsce socjalistów w Niemczech, świadectwem reorientacji politycznej w tym kraju. Wojna, migracja i perspektywa wzrostu liczby ludzi napływających do Europy sprawia, że wyborcy koncentrują się na państwach narodowych. Gdy w społeczeństwie jest poczucie zagrożenia lub rosnącego deficytu, to często uaktywnia się mechanizm „flagi”, jako symbolu własnego państwa i odrębności narodowej. Właśnie to teraz widać w Europie. Nie przekłada się to jednak jeszcze na większość w PE dla eurosceptyków. Ale jest to niewątpliwie sygnał o reorientacji społeczeństw dużych państw europejskich. Zobacz także: Oficjalnie: nazwiska przyszłych europosłów. Oto zwycięzcy wyborów do PE [LISTA]