Strzelanina trwała prawie pół godziny. Napastnik ostrzelał w środę rano ambasadę USA w Bejrucie, po czym sam został ranny w wyniku interwencji sił bezpieczeństwa - poinformowała libańska armia. Amerykańska placówka dyplomatyczna przekazała, że wszyscy jej pracownicy są bezpieczni. Sprawca jest obywatelem Syrii. O godz. 8:34 czasu lokalnego (godz. 7:34 w Polsce) napastnik oddał z broni lekkiej strzały przy wejściu do ambasady USA w stolicy Libanu, na przedmieściach Aukar. Jak pisze agencja AP, powołując się na lokalne media, strzelanina trwała prawie pół godziny.Ranny napastnik został zatrzymany i przewieziony do szpitala - przekazała libańska armia. Nie ujawniono informacji na jego temat poza tym, że jest obywatelem Syrii. Libańskie wojsko rozmieściło dodatkowe oddziały w okolicach ambasady. Amerykanie przenieśli swoją placówkę na przedmieścia, do chrześcijańskiej dzielnicy Aukar po ataku bombowym w 1983 r., który zabił 63 osoby. Terroryści z Hezbollahu, których obwiniono o ten czyn, nie kazali na siebie długo czekać i nową placówkę zaatakowali ponownie w 1984 r. Jak podaje AP, we wrześniu zeszłego roku libańskie siły bezpieczeństwa zatrzymały Libańczyka, który otworzył ogień w pobliżu ambasady, nie było wówczas ofiar. Niemniej misja dyplomatyczna Amerykanów to gorący punkt na mapie Libanu, bo w październiku zeszłego roku doszło pod nią do demonstracji i starć z libańskimi siłami bezpieczeństwa. Demonstranci sprzeciwiali się wsparciu USA dla Izraela, wyrażając wsparcie dla ludności Strefy Gazy i Hamasu.