Królewscy pokonali Borussię. Grali słabo, momentami bardzo słabo, ale tej drużyny nigdy nie można skreślać. Real Madryt pokonał na Wembley Borussię Dortmund (2:0) w finale Ligi Mistrzów i po raz 15. sięgnął po Puchar Europy. „Piłka nożna to taki sport, w którym 22 mężczyzn biega przez 90 minut, a na końcu i tak wygrywają Niemcy” – mawiał Gary Lineker. Słowa byłego reprezentanta Anglii z powodzeniem można zastosować również do madryckiego Realu. Zwłaszcza w ostatnich latach, gdy raz za razem, niemal hurtowo, Królewscy sięgają po trofeum dla najlepszego klubu Europy.Byli faworytami. Mają lepszy skład, bardziej znanych piłkarzy, przed chwilą odzyskali mistrzostwo Hiszpanii, ale... wyszli na boisko jakby przestraszeni. To Borussia miała więcej argumentów, więcej szans, grała dużo bardziej efektownie i efektywnie. Powinni strzelić: Karim Adeyemi miał w 21. minucie doskonałą okazję, wyszedł sam na sam z Courtois, ale zabrakło mu zimnej krwi. Królewscy bronili się, czasem desperacko, a Borussia nie potrafiła znaleźć sposobu na belgijskiego bramkarza. Gol wydawał się kwestią czasu, ale strzelić się nie udało. Do przerwy, pomimo wyraźnej przewagi niemieckiego zespołu, było 0:0. Real jak... RealNa drugą połowę piłkarze z Madrytu wyszli odmienieni. Może nie czarowali, może nie dominowali, ale na pewno nie byli już tą drużyną, która rozpoczynała mecz. Powoli przejmowali inicjatywę, a gdyby strzału Toniego Kroosa z rzutu wolnego efektowną interwencją nie wyciągnął Kobel, mogliby bardzo szybko wyjść na prowadzenie.Co się odwlecze... Kroos, w pierwszej połowie niewidoczny, schowany, w drugiej grał tak, jak przystało na jednego z kandydatów do Złotej Piłki. Poza dwoma groźnymi uderzeniami z rzutów wolnych, raz za razem zagrażał bramce Borussii dośrodkowaniami z narożnika boiska. Po jednym z nich, w 74. minucie, piłkę do bramki uderzeniem głową skierował Dani Carvajal. Wembley zapłonęło, a Real znów pokazał klasę... Mogłoby się wydawać, że po straconym golu Borussia rzuci się do ataków. Nic z tych rzeczy. Real konsekwentnie powiększał przewagę na boisku, stwarzając kolejne groźne sytuacje. Najgroźniejszą stworzył im jednak... Ian Maatsen, 22-letni obrońca BVB, który popełnił błąd przy wyprowadzeniu piłki, oddał ją pod nogi Jude'a Bellinghama, który przytomnie rozegrał ją na lewą stronę, gdzie w doskonałej sytuacji znalazł się Vinicius. Brazylijczyk przyjął, popatrzył, strzelił nieco koślawo, ale – co najważniejsze – prosto do bramki, pieczętując wygraną Realu. Real wygrał, Real znów podbił Europę – już po raz 15. w historii. To zdecydowanie najlepszy wynik ze wszystkich klubów (drugi Milan ma 7 trofeów) i kolejny pokaz dominacji Królewskich. A biorąc pod uwagę jak młody, przyszłościowy skład zbudowano w Madrycie, pewnie nie powiedziano tam jeszcze ostatniego słowa...Występ na Wembley był też ostatnim w madryckich barwach w wykonaniu Toniego Kroosa. Niemiec tuż po mistrzostwach Europy kończy karierę. I zrobił to w wyśniony, wymarzony sposób.