Powódź zbiera śmiertelne żniwa. Mówiono, że to najgorsza powódź od ponad 80 lat. Dziś wiadomo, że gorzej nie było nigdy. Giną ludzie, toną uprawy, światełka w tunelu nie widać. Brazylia jest w stanie wojny. Wojny z żywiołem, do której nie musiało dojść. Gdy w drugiej połowie XIX wieku Brazylia znosiła niewolnictwo, w kraju zabrakło rąk do pracy. Zintensyfikowano politykę migracyjną, chętnym z Europy oferując – poza biletem w jedną stronę – pomoc finansową, a nawet darmową ziemię. Dobrą, żyzną, której, zwłaszcza na południu kraju, było pod dostatkiem.Z zaproszenia skorzystali ci, którym wówczas wiodło się niespecjalnie: głównie Włosi i Niemcy. Pierwsi zajęli tereny górzyste, skupiając się na produkcji wina, drudzy rozwinęli przemysł, brylując w tekstyliach czy metalurgii. Że poczuli się jak w domu, niech świadczy powstanie miasta Novo Hamburgo (czyli Nowy Hamburg) czy odbywający się od 40 lat w Rio Grande do Sul słynny Oktoberfest. Według rozmaitych szacunków potomkowie obu tych grup stanowią dziś ok. 60 proc. populacji całego regionu. Co ważne, koegzystencja wszystkim wyszła na dobre: nieprzypadkowo w Brazylii coraz częściej oddziela się majętne południe od biednej północy. Rio Grande do Sul to jeden z najbogatszych stanów w kraju, a jego stolica, Porto Alegre, wskazywana jest jako kluczowy ośrodek przemysłowy.Ale nawet na „bogatym południu” rozwarstwienie społeczne jest duże. To zresztą niechlubna domena Brazylii. Tylko siedem krajów na świecie ma wyższy współczynnik Giniego, mierzący przepaść między dochodami najbogatszych i najbiedniejszych: to RPA, Namibia, Surinam, Zambia, Eswatini, Botswana i Belize. Towarzystwo, delikatnie rzecz ujmując, mało ekskluzywne. Sytuacja w kraju jest lepsza niż choćby pół wieku temu, spadła liczba osób żyjących w skrajnym ubóstwie, ale do ideału wciąż daleko. Ostatnie wydarzenia tylko uwypukliły problem. ***Niszczycielskie „dzieciątko”W Rio Grande do Sul wskaźniki przestępczości są poniżej średniej krajowej. To, czego jest więcej niż w innych regionach Brazylii, to… deszcz. Pada go sporo, zwłaszcza między majem a lipcem, czyli w okresie, w którym na południowej półkuli panuje zima. Nauczono się z tym żyć, nauczono się też z problemem radzić: choć to bardziej improwizacja niż systemowe rozwiązania. Improwizacja, którą ostatnio obnażają przydarzające się anomalie.Co kilka lat wody Pacyfiku w okolicy równika są bowiem znacznie cieplejsze od normy. Zjawisko to naukowcy określają pieszczotliwie jako El Nino („dzieciątko”). Woda paruje, deszczu jest więcej; czasem: dużo więcej. Sprawa – mogłoby się wydawać – znana, rozpoznana i „okiełznana”. Nic bardziej mylnego.W Porto Alegre w kwietniu i maju spada średnio po ok. 12 cm deszczu miesięcznie. Ale kilka tygodni temu, w ciągu zaledwie trzech dni spadło aż 25 centymetrów. Dwumiesięczną normę „wyrobiono” więc w 72 godziny. Dla porównania: w Warszawie w ciągu roku spadają średnio ok. 53 cm. Rekordowy poziom osiągnęła rzeka Guaiba, a miasto o tej samej nazwie i niemal cały stan Rio Grande do Sul, znalazły się pod wodą. Zniszczone zostały drogi i mosty, powódź wygrała też z zaporą i elektrownią wodną na rzecze Taquari. W mediach nie brakuje dramatycznych historii. CNN opisuje losy pielęgniarki, która z godziny na godzinę straciła wszystko, na co pracowała przez lata. Ale ona ma szczęście: rodzina zaoferowała jej dach nad głową, czuje się bezpieczna, miała dokąd uciec. Wielu nie miało. „Sytuacja jest dramatyczna” – mówi Rachel Soeiro z organizacji Lekarze Bez Granic, cytowana na oficjalnej stronie organizacji. „Kiedy przelatywaliśmy helikopterem nad niektórymi miastami, zauważyliśmy, że wielokrotnie woda zasłaniała nawet ich dachy” – dodaje. Obrazki z góry są zatrażające. Na domiar złego przełom kwietnia i maja to czas zbiorów pszenicy, soi czy ryżu. Wiele upraw znalazło się pod wodą, przepadły bezpowrotnie. Mówi się, że Brazylijczycy będą skazani na import części towarów, by zaspokoić podstawowe potrzeby kraju. Katastrofa zebrała też tragiczne żniwo wśród ludności. Według wstępnych danych zginęło ponad 170 osób, a około 100 wciąż nie odnaleziono. Ale nie ma co się łudzić, że na tylu ofiarach się skończy: w wiele miejsc zwyczajnie nie ma jak dotrzeć, więc szacunki są bardzo delikatne. W setkach tysięcy liczy się tych, którzy pozostali bez wody, elektryczności i dostępu do podstawowych usług. Nie skończył się maj, a dobytek życia musiało pozostawić prawie pół miliona mieszkańców stanu Rio Grande do Sur. Schroniska organizuje się wszędzie: nawet na… kładkach i mostach. – Może przynajmniej tu jest dość wysoko, by woda nas nie dosięgnęła? – pytają zrezygnowani mieszkańcy. ***Prawdziwą skalę katastrofy poznamy dopiero wtedy, gdy opadnie woda. Niektórzy ekonomiści uważają, że same szkody w infrastrukturze mogą sięgnąć 100 mld reali (19,5 mld dol.). Rząd federalny Brazylii już teraz ogłosił, że wyda prawie 51 mld reali na naprawy domów i infrastruktury, udzieli kredytów rolnikom i małym firmom oraz zawiesi na rok spłatę zadłużenia stanu. – Kto stracił dom, będzie miał dom – obiecywał prezydent Lula, odwiedzając kolejne zalane miasta i miasteczka. Nikt nie ma wątpliwości: na to, co dzieje się teraz w Brazylii, nie dało się przygotować. Czy jednak dało się zrobić więcej? Badania przeprowadzone przez brazylijską stronę internetową Lupa wykazały, że 90 proc. wszystkich obszarów dotkniętych niszczycielskim deszczem doświadczyło co najmniej jednej powodzi lub sytuacji kryzysowej związanej z ulewamu w ciągu ostatniej dekady.Pomimo znaków ostrzegawczych, inwestycje w systemy przeciwpowodziowe w Porto Alegre regularnie spadały, a w 2023 roku nie znalazły się nawet w miejskim budżecie. Na szczeblu państwowym finansowanie reagowania na klęski żywiołowe stanowi zaledwie 0,2 proc. budżetu na 2024 r., choć sytuacji kryzysowych w ciągu ostatnich 365 dni było sporo.Eksperci zwracają uwagę na niską odporność infrastruktury, wypominają brak odpowiedniego planowania urbanistycznego i budowanie osiedli w obszarach podatnych na powodzie, takich jak doliny rzeczne i obszary zalewowe. Mówią jasno: zmiany klimatyczne to fakty, a regiony takie jak Rio Grande do Sul muszą wzmocnić systemy zarządzania kryzysowego, uwzględniając bardziej ekstremalne scenariusze pogodowe. Bo nikt nie obieca, że za rok sytuacja się nie powtórzy.***Brazylijskie demony w powodzi wypływają na powierzchnięTo, co w ciągu ostatniego miesiąca dzieje się na południu Brazylii, uwypukla też inny problem. To wciąż kraj z najwyższą przestępczością na świecie. Potężne rozwarstwienie nie pomaga, a kryminaliści żerują na ludzkiej tragedii.W ciągu ostatnich kilku tygodni brazylijskie władze aresztowały 97 osób za przestępstwa związane z powodziami – głównie za kradzież rozmaitych przedmiotów czy skuterów wodnych, które mogłyby służyć do ratowania życia.Aresztowano też sześć osób w obliczu doniesień o wykorzystywaniu seksualnym w niektórych schroniskach, co z kolei zmusiło lokalne władze do utworzenia specjalnych jednostek: tylko dla kobiet i dzieci. Gubernator Eduardo Leite mówi wprost: jesteśmy w stanie wojny. Wojny z żywiołem, ale również demonami, które od dziesiątek lat targają Brazylią. Czy kraj wreszcie wyciągnie wnioski?