Reżyserka Lidia Duda nagrodzonego filmu „Las” w rozmowie na temat człowieczeństwa w kryzysie. Nie wolno kryminalizować pomocy humanitarnej! – mówi Lidia Duda, reżyserka filmu „Las”, który otrzymał nagrodę główną w konkursie Amnesty International na najlepszy film dokumentalny o prawach człowieka podczas 21. Festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Edycja stacjonarna imprezy zakończyła się w niedzielę w Warszawie. „Las” Lidii Dudy to pięknie sfotografowana filmowa opowieść o kryzysie na polsko-białoruskiej granicy, unikająca jednak dosłowności i prostych odpowiedzi. To historia rodziny z Podlasia, która nie może pozostać obojętna wobec dramatu, który rozgrywa się w tytułowym lesie. Film wyróżniono także Nagrodą Smakjam za najlepszą produkcję w Konkursie Polskim, a w konkursie lokalnym we Wrocławiu otrzymał Grand Prix. Mateusz Baran: Czy zaskoczyły Panią nagrody? Niektórzy krytycy obecni na festiwalu twierdzą, że „Las” to bez wątpienia najlepszy film tegorocznej edycji. Lidia Duda: Nigdy nie wiadomo czy film zostanie dobrze odebrany, czy nie. Ale to nie jest nasze zadanie, aby myśleć o tym, czy film odniesie sukces. Dla mnie najważniejsze było to, żeby opowiedzieć uczciwie tę historię, pokazać ją w sposób jak najlepszy, czyli jak najbliżej prawdy dokumentalnej. Moim zadaniem było pokazać ten świat bez zafałszowania tej rzeczywistości, tak aby widz mógł wejść w życie moich bohaterów, przyjrzeć się i samemu wyciągnąć wnioski.Ja nie jestem od cenzurowania czy wygłaszania tez. Ja jestem od pokazywania rzeczywistości, która jest niezależna ode mnie. Oczywiście interesują mnie konkretne tematy z oczywistych względów, bo przecież też mam emocjonalne podejście do historii, którą pokazuję. Ale staram się oddzielić te dwa światy. Historię opowiadają moi bohaterowie. Mieszkańcy Podlasia.To rodzina, Asia i Marek z trójką dzieci i to właśnie mnie interesowało: spojrzenie na politykę z perspektywy rodziny z małymi dziećmi. To jest zupełnie inna opcja, niż polityka na salonach, niż szachy polityczne.Polityka przekłada się na nasze życie codzienne, czy tego chcemy czy nie i często jesteśmy uwikłani w te polityczne sprawy. W związku z polityką musimy podejmować pewne decyzje. W moim odczuciu najważniejsze są te etyczno-moralne, na poziomie człowieka, nie te polityczne w stylu: „za którą partią stoję”. Bo ta polityka jak już zajrzy do naszego codziennego życia, to zawsze są to kwestie właśnie etyczno-moralne. Po której stronie się opowiemy.W swoim filmie zestawiła pani idylliczną wręcz rzeczywistość życia rodziny na skraju Puszczy Białowieskiej, ostatnim naturalnym lesie Niżu Europejskiego, z dramatem, który wydarza się w głębi lasu, na zielonej granicy. Dramatem, który długo pozostaje w filmie nieujawniony, choć gdzieś wyczuwalny pod powierzchnią pięknych ujęć. Dlaczego właśnie taką optykę zastosowała Pani dla tej historii? Kiedy rozpoczął się kryzysy na granicy polsko-białoruskiej, oczywiście obserwowałam go, ale z bezpiecznej odległości, bo ja przecież tam nie mieszkam. Nie mam tam domu, tam nie mieszka moja rodzina. I któregoś dnia sobie pomyślałam: „Boże, gdybym ja miała tam dom, mój dom rodzinny i tak nagle, koło mojego domu, pojawiają się ludzie w drodze…”Jest presja państwa, żeby nie pomagać, pushbacki są legalne. Zrozumiałam, że miałabym z tym oczywisty problem. Bo polityka na moim poziomie, to jest konkretna osoba, którą widzę. To jest rodzina w środku puszczy, to jest człowiek w hipotermii, to jest rodzina z dziećmi. Inaczej się rozmawia o polityce na poziomie człowieka, więc tak sobie pomyślałam, że państwo zostawiło obywateli, zostawiło ich z problemem „ludzi w drodze”. I konsekwentnie, zamiast im podziękować, że wyręczają państwo w tej pomocy humanitarnej, to kieruje przeciw nim akty oskarżenia.Państwo uważa, że wszystko jest już załatwione, bo przecież straż graniczna pilnuje naszej granic. OK, ja jestem jak najbardziej za tym, żeby pilnować granic, jestem jak najbardziej za tym, że musimy dbać o bezpieczeństwo kraju, ale nie w ten sposób! Nie można postawić ludzi w takiej sytuacji, że każda ich decyzja będzie złą decyzją! Tak ci, którzy nie pomagają, przecież też zapłacą za to pewną cenę. Przypuszczam, że trawią ich wyrzuty sumienia, że odwrócili się plecami. Jeżeli natomiast pomagamy, to ta pomoc jest zawsze niewystarczająca. Można jedynie iść do puszczy, zanieść lekarstwa, termosy z gorącą herbatą, a później trzeba się odwrócić na pięcie i wrócić do domu, bo jak zabierzemy tych potrzebujących do domu, to już jest przemyt ludzi! Więc to jest też taka pomoc na pół gwizdka, bo nie wiemy, czy do końca uratowaliśmy człowieka.Telefon do Straży Granicznej, zgodnie z oczekiwaniami rządu, to jest już pushback, przerzucenie na stronę białoruską. To jest sytuacja patowa. Państwo nie powinno stawiać obywateli w sytuacji, w której zaczynają się zastanawiać czy przestrzeganie prawa jest OK. O tym właśnie w filmie mówią dzieci Asi i Marka, Marysia, Ignacy i Franek. Jest taka piękna scena z wymownym dialogiem: „spotykasz w lesie uchodźców i co zrobisz? Trzeba przestrzegać prawa. Zależy jakiego prawa! To od ciebie zależy, czy oni przeżyją.” Ostatnie zdanie brzmi jak slogan, a wypowiada je przecież dziecko samo z siebie. Dokładnie! Dlatego tak bardzo chciałam, żeby bohaterami była rodzina z dziećmi. Zapominamy o dzieciach, a przecież one są zanurzone w naszej rzeczywistości tak samo, jak my, dorośli. Te światy się przenikają, dzieci są świetnymi komentatorami świata dorosłych. Tak samo ich dotyka to wszystko, co jest i dobre i złe. A my dorośli im ten świat kiedyś podarujemy, bardziej lub mniej idealny. Węc Marysia, Ignacy i Franek komentują świat, bo to jest świat, w którym żyją i im się nie podoba wiele spraw. Nie podoba im się to, że ich mama płacze w tej puszczy, bo mimo że pomagają całą rodziną, to dopada ich poczucie bezsilności w zderzeniu ze skalą problemu. Nie podoba im się, to że rodzice są coraz bardziej smutni, że stracili cała rodzina swoje dotychczasowe życie, a pomagać mogą tylko po zmroku, jakby popełniali jakieś przestępstwo... Ja tylko uważam, że kryminalizacja pomocy humanitarnej, to jest najgorsza rzecz na świecie! Pomaganie jest legalne, pomaganie drugiemu człowiekowi zawsze powinno być legalne! Kryminalizacja pomocy humanitarnej powoduje, że nasz świat jest zachwiany.Rodzice uczą dzieci, jak odróżnić dobro od zła, czym jest krzywda, czym dobry uczynek. Że trzeba być uważnym, czułym w stosunku do drugiego człowieka. I nagle pojawia się sytuacja na granicy. I okazuje się, że — oczywiście — trzeba pomagać, ale dziewczynce z Syrii — już nie! Tak nie można! Dzieciom przestało się zgadzać to wszystko: jest dobro i zło, ale są wyjątki. I to jest demoralizujące. Być może właśnie tutaj można upatrywać siły tego filmu. Rzeczywiście nie opowiada się po żadnej ze stron, nie indoktrynuje widza w nachalny sposób, staje po stronie człowieka. W finałowej scenie Asia siedzi na werandzie w promieniach słońca i patrząc w stronę puszczy, pije kawę. Nagle nie wytrzymuje, wybucha płaczem, nie może pić kawy ze świadomością tego, co dzieje się w puszczy. To ją przerasta. A co z nami, mieszkającymi w dużych miastach, popijającymi nasze latte na odtłuszczonym mleku bez laktozy albo ulubiony przelew? Las jest daleko… Ta wędrówka ludów się zaczęła i ona się nie zatrzyma. Ludzie ruszyli w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia, są wojny, głód, susza, zmiany klimatu… Więc „ludzie w drodze” idą. Na razie przeszli koło domu na Podlasiu, ale za miesiąc, za dwa, mogą przejść koło naszych domów. Dzielenie problemów świata na nasze — bo blisko — i na te, które są daleko — bo to 200 km — to jest brak wyobraźni.Jak Pani znalazła swoich bohaterów? Wiedziałam, że chcę pokazać tę sytuację z perspektywy rodziny z dziećmi, ale nie miałam bohaterów. I przez łańcuszek znajomych w końcu dotarłam do Asi i Marka i od razu się zorientowałam, że to jest rodzina, która jest bardzo blisko siebie, w której są partnerskie układy z dziećmi. Co dla mnie, jako reżyserki oznacza, że rodzice zapewne rozmawiają z dziećmi na każdy temat. I na te łatwe i na te trudne.W swoich filmach rozpaczliwie szukam tego światełka w tunelu. Znalazłam je w tej rodzinie, bo właśnie dzięki temu, że są tam tak mocne więzy rodzinne, oni dali radę. Wzajemnie się wspierali w tym kryzysie, byli uważni na swoje emocje, potrafili wzajemnie utulić się w stresie czy w innych traumatycznych sytuacjach. I dla mnie to jest najważniejsze przesłanie w tym filmie: że tylko bliskość drugiego człowieka może nas uratować! Bliskość i to, że reagujemy wzajemnie na swoją krzywdę, niedolę czy smutek.Niezależnie, czy w ramach rodziny, czy w ramach pomocy człowiekowi, który zgubił się w puszczy i jest na granicy hipotermii — najważniejsza jest uważność na drugiego człowieka. Reagowanie na ludzką krzywdę.Kiedy oglądałem Pani film, uświadomiłem sobie, że „czułość” to jest słowo, którym mógłbym opisać „Las”. Tak. Ale dla mnie jest jeszcze jeden ważny aspekt tej całej sytuacji. Jesteśmy tak katolickim krajem, tak wierzącym, z Bogiem na ustach i w sercach, i w kościołach, i pytam się: gdzie jest ten nasz Bóg i te nasze wszystkie przykazania w tej sytuacji? To jest jedna z tych sytuacji życiowych, która mówi: sprawdzam cię, jako człowieka. Gdzie jest nasz kościół, czy pochyla się nad człowiekiem, który jest doświadczony przez los, przez życie? Uważam, że nie zdaliśmy tutaj egzaminu. Mam też pretensje, że poprzednio ten temat częściej pojawiał się w mediach, bo był takim uderzeniem w Prawo i Sprawiedliwość. Teraz mamy nowy rząd. Nic nie uległo zmianie, dalej jest kryminalizacja pomocy humanitarnej! Tyle że teraz rzadko się o tym mówi.Las i kryzys na granicy jako paliwo wyborcze?Takie odnoszę wrażenie. Nikt nie ma pomysłu, jak to rozwiązać, więc jest to tak zostawione. Ja tylko przypomnę, że tam mieszkają nasi obywatele, my tam mieszkamy! To jest nasz kraj, nasze domy, nasze rodziny i myślę, że nie bez powodu mieszkańcy Podlasia czują się pozostawieni z tym problemem, że mają rozwiązać ten problem we własnym zakresie, a najlepiej, żeby nie robili nic. Więc to połączenie jakże teoretycznie katolickiego kraju, z tymi obietnicami, które się nie przełożyły na działania, powoduje, że dla mieszkańców Podlasia nie ma znikąd pomocy. Jak tak dalej będzie, to niebawem oni też się spakują i ruszą z tej naszej wschodnich terenów w poszukiwaniu bezpieczniejszego miejsca do życia. Sami staną się „ludźmi w drodze”.Jest w filmie scena, w której Asia komentuje to, co znaleźli w lesie. A znaleźli naszyjnik z krzyżem. Asia zastanawia się, czy ktoś założył ten krzyżyk, aby być wziętym za chrześcijanina. Po chwili dodaje, że ten ktoś chyba nie wiedział, że trafił do kraju, w którym chrześcijanie wyrzucają ludzi za płot. Jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy zdecydowali się pomagać, zwłaszcza dla mieszkańców Podlasia. Dlatego, że oni musieli to pogodzić ze swoim normalnym życiem, z dziećmi, ze szkołą, pracą. W którymś momencie Asia i Marek stracili swoje życie. Był taki moment, kiedy strefa była zamknięta, że wszystko kręciło się wokół wezwań z puszczy. Ktoś potrzebował pomocy, ktoś był chory, ktoś był głodny, ktoś był zmarznięty, kobieta konała w puszczy… I oni szli pomagać i to, co widzieli w tej puszczy — bo to tak się mówi ładnie i gładko, że szli pomagać, ale za tymi słowami stoją obrazy — kobiety konającej, dzieci w hipotermii, ludzi, którzy mieli otwarte złamania. To są takie obrazy, które zostają w głowie, których nie można się pozbyć Tak, ale takimi obrazami Pani w filmie nie epatuje. Widz dostaje przepiękne ujęcia, niemal jak kadry z filmu przyrodniczego, ujęcia, które raczej przypominają nam, w jak pięknym rejonie świata żyjemy. Dlaczego? Dlatego, że straciłabym wtedy tę perspektywę rodziny. Bardzo chciałam pokazać najpierw świat, który mają lub mieli i to pęknięcie, które następuje z powodu wielkiej polityki, która się wkrada w tę codzienność. Powoli małe okruchy się pojawiają, ktoś nagrał się na fotopułapce, jakiś człowiek, śpiwory znalezione w lesie. Powoli zbieramy te okruchy, które prowadzą nas do światła w lesie, ktoś świeci latarką, ktoś krzyczy, ktoś wzywa pomocy. Widzimy później kobietę w bardzo złym stanie. Mężczyznę, jej męża, który się pochyla i rozgrzewa jej dłonie. Czyli wyłania się już obraz człowieka. Za każdym wezwaniem pomocy, stoi człowiek! Te pęknięcia zwiastuje też sama dramaturgia filmu. W jednej z pierwszych scen Marek z synem obserwują ptaki w puszczy. Marek mówi do syna: „jak najmniej słów, pozostańmy niezauważeni”. To porażająca antycypacja tego, co ma nadejść. Tak, jak najmniej słów, a później pod koniec tej pięknej, idyllicznej sceny, przez odgłosy zwierząt przebija się ludzki głos. Ktoś krzyczy w tej puszczy, syn to słyszy i mówi, że jakiś głos niesie się po lesie. Bo znowu pojawił się „człowiek w drodze”. Tak, „człowiek w drodze…”. Wszystkie osoby, które pomagają i udzielają pomocy humanitarnej, mówią „ludzie w drodze”. To określenie pełne szacunku, które nie wartościuje. Nie „uchodźca”, tylko „człowiek w drodze”. To jest naturalne, że mamy lęk przed obcym, mamy lęk przed tym, co przyjdzie do naszego świata, że on się zmieni. Wszyscy chcemy mieć spokojne, bezpieczne życie, ale to chyba już jest niemożliwe. Więc lepiej przygotować się na to, że też będziemy musieli ten egzamin z tego człowieczeństwa zdać. W przeszłości już były wyznaczane grupy, którym nie należy pomagać, które są gorsze albo które należy zlikwidować. To jest niedopuszczalne, że znowu wyznaczamy pewną grupę, jako tych, których możemy przerzucać przez płot. Puszcza jest okrutna. To nie jest park, tam się umiera. Jeżeli ktoś nie jest przygotowany, to może nie wyjść z tej puszczy i tak też się dzieje. To jest niebezpieczny, największy pierwotny las Europy, z bagnami, z bardzo niską temperaturą, z dużą wilgotnością. Ludzie biorą ścieżki zwierząt za ślady ludzkie, idą w głąb puszczy i już z niej nie wychodzą. Ja się puszczy boję.Na początku byłam zachwycona, tak jakbym tam przyjechała turystycznie, że tak pięknie. Teraz nie wejdę do puszczy o zmroku, bo się po prostu boję. Jaka jest zatem rola dokumentalisty w czasach kryzysu. Wojna w Ukrainie, Gaza, puszcza… Czy zadaje sobie Pani to pytanie? Oczywiście nikt z nas nie chce wykonywać bezsensownej pracy. Jeżeli realizuję jakiś film, to też z pobudek emocjonalnych, z powodu poglądów i tak dalej. Chociaż staram się nie wchodzić ze swoją tezą do świata bohaterów. Natomiast jeżeli pyta Pan czy film czy w ogóle sztuka może zbawić świat? Nie, nie może. Natomiast uważam, że każda taka wypowiedź artystyczna może zmienić sporo w życiu pojedynczego człowieka. Być może nabierze ufności, że też dałby radę, że dostrzeże, jak ważna jest ta właśnie czułość między człowiekiem i człowiekiem, jak niebywale istotne jest to pomaganie na poziomie mojego normalnego codziennego życia. Asia i Marek nie zbawili całego świata, ale pomogli jakiejś grupie ludzi. Jak zsumujemy te małe dobra, to okaże się, że jednak zmienili tę otaczającą ich rzeczywistość. Choć to nigdy nie jest bezbolesne i trzeba zapłacić za to nierzadko wysoką cenę. A Pani co dała praca nad tym filmem? Ja podtrzymałam w sobie moją ufność do drugiego człowieka. Potrzebuję tej pozytywnej energii, nawet w tych najbardziej trudnych sytuacjach, bo to mi pozwala ufać, że mamy jakąś kontrolę nad tą naszą rzeczywistościąNa początku filmu jest taka scena z fotopułapką: rodzina ogląda „złapane” zdjęcia. Żubr, żubr, który „sika”. Dużo śmiechu. I nagle: człowiek w kadrze. Jedno z dzieci sugeruje, że to leśniczy. Na kolejnym zdjęciu zarówno rodzina, jak i widz wiedzą już, że to uchodźca. Ale pada w tym samym momencie z dziecięcych ust pytanie, które można uznać za definicję kina dokumentalnego w pigułce: „Człowiek! Kto to?” Marysia, Ignacy i Franek to wspaniałe dzieciaki, pełne empatii, świetnie prowadzone przez rodziców, właśnie w taki sposób partnerski. Chowanie dzieci pod kloszem to jest błąd. Mamy taką rzeczywistość, jaką mamy i tak, jak mówił Marek z Asią: „trzeba jakoś te dzieci do tego życia przygotować”. Muszą wypracować w sobie jakiś mechanizmy albo działania obronne, aby były w stanie podejmować później decyzje. Bo to jest normalne, że jak przychodzi jakieś trzęsienie w naszym życiu, to nie jest łatwo te decyzje podjąć. Pamiętam pierwszy i drugi dzień zdjęciowy. Byłam z dziećmi w puszczy. Marysia miała wtedy 6 lat. I szłyśmy przez tę puszczę i nagle ona się do mnie odwróciła, położyła paluszek na ustach i wyszeptała: „trzeba być cicho, bo nie wszyscy pomagają”. Sześcioletnie dziecko. I tak sobie pomyślałam, jaki okrutny ten świat, że sześcioletnie dziecko ma odruchy konspiracyjne.Bo ono już wie. Bo po prostu już wie…Rozmawiał: Mateusz Baran „Las”, „Echa miłości”, „Jeszcze nie jestem tym, kim bym chciała”, „Świeżak” i „Ostatnia wyprawa” - to niektóre z filmów, nagrodzonych podczas 21. festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Grand Prix Festiwalu otrzymał film "Nie chcemy innej ziemi". Warszawska odsłona imprezy zakończyła się 19 maja. W dniach 21 maja - 3 czerwca festiwalowe filmy oglądać będzie można online.Lidia Duda — reżyserka i scenarzystka filmów dokumentalnych. Jej ostatni film „Pisklaki” (2022) został uhonorowany Nagrodą Marco Zucchiego w sekcji Semaine de la critique na Festiwalu Filmowym w Locarno w 2022 roku, a także czterema nagrodami na Festiwalu Filmowym Millennium Docs Against Gravity w Polsce. Jest dwukrotną zdobywczynią Grand Prix na Krakowskim Festiwalu Filmowym za filmy „Herkules” (2005) i „Uwikłani” (2012), a także laureatką Grand Prix na festiwalach filmowych w: Chicago, Nowym Jorku, Houston, Stambule, Meksyku, Moskwie, Banff, Kantonie i Pradze. Zdobywczyni Nagrody Grand Press za „U nas w Pietraszach” (2002). Jest członkinią Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Polskiej Akademii Filmowej oraz Gildii Polskich Reżyserów Dokumentalnych.