O wystawie „Euforia. O warszawskiej scenie klubowej po 1989 roku” opowiada kurator Konrad Schiller. – Dzisiaj ta opowieść przypomina grecką mitologię – mówi o stołecznym clubbingu lat 90-tych Konrad Schiller, kurator wystawy „Euforia. O warszawskiej scenie klubowej po 1989 roku”, którą można oglądać w Muzeum Woli. Ekspozycja zlokalizowana w zmodernizowanym, neorenesansowym pałacu z 1880 roku, opowiada o ważnych miejscach na klubowej mapie stolicy. Kluby i klubokawiarnie pełniły rolę kulturotwórczą, były swoistą forpocztą społecznych i obyczajowych zmian. Miały istotny wpływ na polską rzeczywistość od upadku komunizmu, przez dzikie i szalone lata 90-te, aż po wstąpienie do Unii Europejskiej. Wystawa to spojrzenie na tę rzeczywistość z klubowej perspektywy. – Musiałem zastosować pewną soczewkę dla tej wystawy, bowiem temat jest bardzo szeroki – mówi Konrad Schiller kurator wystawy. – Mamy oczywiście publikacje, takie jak „Dzika rzecz. Polska muzyka i transformacja 1989-1993” Rafała Książka czy „30 lat polskiej sceny techno” (praca zbiorowa, Wydawnictwo Krytyki Politycznej - przyp. red), ale ta wystawa porusza inny aspekt – dodaje Konrad Schiller. Warszawskie kluby jako antropologiczna soczewka– Chciałem przyjrzeć się konkretnym klubom warszawskim, które można uznać za kamienie milowe dla kultury klubowej i muzycznej w Polsce, które miały wpływ na to, jak clubbing wygląda dzisiaj – mówi. – W przełomowej rzeczywistości jeszcze niewygaszonego do końca PRL-u, a już w czasach przemiany gospodarki na wielu poziomach, zapoczątkowały zmiany obyczajowe, wprowadziły zupełnie nową energię – dodaje. Na wystawie widz ma szansę poznać historię legendarnych stołecznych klubów. Tych pionierskich, jak Fugazi czy zlokalizowane w piwnicy i kotłowni instytutu maszyn matematycznych Filtry. Ale również hiphopowych Alfy i Paragrafu 51, czy należących do późniejszego klubowego mainstreamu CDQ, czy Piekarni. Oddolna, euforyczna inicjatywa! – Ta energia nie była stymulowana przez system odgórnie, to była całkowicie oddolna inicjatywa, w której prym wiedli bardzo młodzi ludzie. Trzeba pamiętać o tym, że te kluby w latach 90-tych zakładały osoby, które miały wtedy po 19, 20 lat! Ta energia, którą oni kumulowali, w której dojrzewali, to była energia schyłkowego PRL-u – opowiada Konrad Schiller.– I nagle wchodzą w ten mityczny świat Zachodu! Ale z pełną już świadomością, że ten świat, w którym dorastali, nie kończył się przecież na Odrze, że świat jest szeroki, duży, kolorowy, wieloraki. To była próba złapania czegoś, co było do tej pory ulotne i wprowadzenia tego w miasto, właśnie poprzez kluby. Zatem kluby potraktować można jako trochę taki filtr czy sito: bawimy się, tańczymy, jest ekstaza, euforia, ale skąd właściwie ta euforia się wzięła, o tym jest ta wystawa – zauważa Schiller. Wolna amerykanka i mitologia greckaW Warszawie po 1989 roku wszystko było możliwe. Prywatny biznes, inwestycje, pomysły „leżące na ulicach”, Polska, jako Tygrys Europy! Wystawa to zatem nie tylko historia muzyki klubowej, ale też wgląd w kulturowe i społeczne dziedzictwo Warszawy. – Wśród tytułów wystawy znajdziemy hasło „Wolna amerykanka”. Rzeczywiście, krótkotrwale królowała wolna amerykanka, czyli coś takiego, że wszystko w zasadzie można było zrobić. Zasady były dopiero ustalane, więc próbujemy sprawdzić, czy to, co robimy teraz, da się jakoś wpisać w tę energię z tych pionierskich lat. I nagle się okazuje, że dzisiaj spontaniczne otwarcie klubu jest niemożliwie – mówi. – To, co się działo w latach 90-tych brzmi dzisiaj jak mitologia grecka! Dzisiaj bez budżetu, bez poddania się i uwzględnienia wszystkich regulacji prowadzenie klubu jest po prostu niemożliwe! A przecież wszystkie duże imprezy mają swój rodowód właśnie w życiu klubowym. Z czasem zaczęły pojawiać się coraz większe gwiazdy na klubowych scenach, kluby zaczęły się komercjalizować. Przestały pełnić rolę kulturotwórczą, a stały się biznesem – podsumowuje kurator.Zremiksowana rzeczywistośćAle wystawa „Euforia” w warszawskim Muzeum Woli to też opowieść o „remiksie” rzeczywistości. Konrad Schiller zauważa, że wszystko podlega kulturowemu przetworzeniu. Kultura, to nieustanny proces. Być może dla młodego pokolenia, spotkanie z mityczną rzeczywistością dawnych klubów, będzie odkryciem i zachętą do wejścia z tą rzeczywistością w dialog. Z pewnością wystawa „Euforia” oddaje hołd pionierom, którzy położyli podwaliny pod wszystko, co dzisiaj wydaje nam się nieco oczywiste. Przypomina też, że nawet najpiękniejsza euforia, jest ulotna. – Opowieść na wystawie kończy się w czasie, kiedy niektóre osoby dopiero rozpoczynają swoje dzieciństwo, dla wielu z widzów to świat, którego nie mogą pamiętać. Wystawa zatem to też próba udowodnienia, że ta energia i te miejsca nie przepadły. Ale też płynie z niej wniosek, że to, co dzisiaj traktujemy jako odkrywcze i nowe, jest w pewnym sensie remiksem tego, co już miało miejsce – mówi Schiller. – To, co dzieje się dzisiaj, ma swoje źródło, swoje korzenie. My remiksowaliśmy Amerykę, remiksowaliśmy zachód i opowiadaliśmy o świecie po swojemu. Może po tej wystawie dzisiejsze, młode pokolenie, sięgnie do szuflad rodziców-klubowiczów, zobaczy, co tam się kryje i zremiksuje to, co 30 lat temu remiksowali właśnie ich rodzice – zachęca Schiller. Za projekt wystawy odpowiada Anna Sarnowska. Na ekspozycję składają się materiały archiwalne, zdjęcia, czasopisma i filmy wypożyczone z instytucji oraz zbiorów prywatnych. Wystawa „Euforia. O warszawskiej scenie klubowej po 1989 roku” w Muzeum Woli potrwa do 15 grudnia.