Władza nie chce iść na ustępstwa. Nie odpuszczają ani demonstranci, ani rządząca Gruzją partia GM, która proceduje ustawę na wzór rosyjski. Policja w nocy użyła siły, by odepchnąć demonstrantów. Europejscy politycy, w tym polski senator Bogdan Klich, jadą do Tbilisi spróbować „odbić” Gruzję wpływom rosyjskim. Tymczasem komisji parlamentarnej na debatę i głosowanie nad projektem ustawy wystarczyło zaledwie... 67 sekund. W poniedziałek odbyło się czytanie ustawy „o agentach zagranicznych” na posiedzeniu parlamentarnej komisji ds. prawnych. Zaledwie 67 sekund trwały „dyskusja” i głosowanie w komisji prawnej nad kontrowersyjnym projektem. W tym tygodniu, niewykluczone, że już we wtorek, trafi na forum parlamentu. Potem ustawa trafi do prezydentki Salome Zurabiszwili, która zapowiedziała weto.Jednak rządząca partia GM ma większość i jest w stanie obejść weto. Premier kraju ponownie zapewnił, że rządząca partia się nie ugnie i wprowadzi ustawę, bo „tego chce większość Gruzinów”, jak ma wynikać z sondażu zleconego przez władze.Policja użyła siły nad ranem w poniedziałek, by odepchnąć demonstrantów od wejść do parlamentu Gruzji w Tbilisi - podał portal Newsgeorgia. Na nagraniach widać, jak policjanci biją protestujących przeciwko uchwalanej ustawie o tzw. zagranicznych agentach, w tym człowieka, który leży już na ziemi.Zatrzymano około 20 osób, w tym cudzoziemców.Ostatnia demonstracja trwała przez całą noc z niedzieli na poniedziałek i - jak przekonują świadkowie i uczestnicy, a także jak potwierdzają nagrania - miała pokojowy charakter. Nad ranem przed parlamentem siły policyjne zaczęły formować szyki, a następnie wezwały uczestników protestu do rozejścia się, by parlamentarzyści mieli możliwość wejść do budynku. Następnie rozpoczęła się operacja „oczyszczania” terenu przed budynkiem.O co dokładnie chodzi Gruzinom?Gruzini nazywają ją po prostu „ustawą rosyjską”, bo jest wzorowana na rosyjskim, kontrowersyjnym prawie o agentach zagranicznych, które daje Federacji Rosyjskiej szerokie uprawnienia do paraliżowania działalności np. organizacji pozarządowych nagłaśniających korupcję lub niezależnych mediów.Gruzińska wersja ustawy reguluje działalność części organizacji, szczególnie mediów i NGO. W jej myśl każdy podmiot, który jest finansowany w co najmniej 20 proc. z zagranicy, będzie podlegał specjalnym obostrzeniom prawno-skarbowym. Będzie musiał zgłosić się do specjalnego rejestru, składać dodatkowe sprawozdania finansowe czy informować każdorazowo o „zagranicznym wpływie” np. przy publikacji. Przepisy dadzą też państwu dodatkowe możliwości prowadzenia kontroli i audytów, co może być nie tylko kosztowne dla ich działalności, ale wręcz ją paraliżujące.Europejscy politycy jadą do GruzjiW rozpoczynającej się dziś misji oprócz Klicha, który jest szefem senackiej komisji ds. Unii Europejskiej, uczestniczą m.in. Michael Roth, przewodniczący komisji spraw zagranicznych Bundestagu, Pavel Fischer stojący na czele komisji ds. polityki zagranicznej parlamentu Czech oraz litewski parlamentarzysta Žygimantas Pavilionis" - podała w poniedziałek „Gazeta Wyborcza”.„Jadą do Tblisi z jasnym przesłaniem: napisanej według kremlowskich wzorców ustawy o ‘agentach zagranicznych’, której ostatnie czytanie zapowiadane jest na najbliższe dni, nie da pogodzić się z unijnym podejściem do wolności i demokracji” - czytamy w "GW".Senator potwierdził swój wyjazd do stolicy Gruzji. - Przyglądamy się z uwagą i zaniepokojeniem sytuacji w Gruzji. Chcemy na miejscu rozmawiać zarówno z władzą, jak i przedstawicielami opozycji pozarządowej - powiedział Klich w „GW”.Według „Wyborczej”, po otrzymaniu statusu państwa kandydackiego w grudniu 2023 r. rząd Gruzji przyjął "zaskakująco twardy kurs i zbliżył się do Moskwy". KremloskrętJak pisze Alexander Atasuntsev, analityk think tanku Carnegie Endowment For International Peace, GM tańczy na linie. Gruzini wiedzą, na co stać Rosję, która wciąż okupuje 20 proc. tego kraju i trudno mówić, by darzyli ją ciepłymi uczuciami. Strach przed Kremlem jest silną, rozgrywaną politycznie emocją. Idzie w parze z poglądami konserwatywnej części społeczeństwa, jest też podsycany przez tamtejszą Cerkiew. Wśród Gruzinów – abstrahując od sondaży – jest wielu niezdecydowanych, bo nie utożsamiają się z postulatami żadnej partii, nie widzą w polityce żadnych nowych twarzy i nurtów.Jednocześnie 80 proc. społeczeństwa opowiada się za kursem na Zachód. Jednak Gruzinom może być znacznie bliżej kulturowo do Zachodu, ale geograficznie to Rosja jest za progiem. Tymi okolicznościami tłumaczy się postawę obecnego rządu, który z jednej strony dba, by nie nadepnąć Kremlowi na odcisk, z drugiej, dość niemrawo, kontynuuje prozachodnie aspiracje swojego społeczeństwa. Ta swoista „polityka równowagi” to w istocie balansowanie po cienkiej granicy - ilekroć Gruzja przekroczyła ją w przeszłości, pozostawała zdana sama na siebie.Jednak w ostatnich latach ten balans mocno się rozjechał. Widoczny stał się rozbrat w relacjach z Zachodem i skręt ku Rosji. Rząd nie przyłączył się do międzynarodowych sankcji nałożonych po ataku Kremla na Ukrainę, a wręcz zwiększył handel między oboma krajami, co wielu europejskim firmom pozwala unikać ograniczeń nałożonych przez Zachód na Rosję. W Tbilisi unikano też otwartego potępiania rosyjskiej agresji. Nie było też mowy o wysyłaniu broni dla walczącego Kijowa. Inne jest też podejście obecnego rządu do negocjacji członkowskich z UE.