Czy warto położyć pokój i bezpieczeństwo na ołtarzu doraźnych korzyści politycznych? Unia Europejska dla jednych polityków jest „Ziemią Obiecaną” dla innych „eurokołchozem” . Ale – nie tylko w Polsce – politycy od lewa do prawa próbują zbić na niej swój kapitał. Unię rozgrywa (by nie powiedzieć szantażuje) niemal na każdym kroku Viktor Orban, szastając prawem weta, jak niektórzy przedstawiciele szlachty polskiej w czasach I RP i „złotej wolności”. Jak to się skończyło przypominać nie trzeba.Antyunijne hasła wznoszone są od Paryża przez Berlin po Warszawę.Ta moda szczególnie uwidacznia się w ugrupowaniach prawicowych. Nic dziwnego, że do tego swoistego chórku przyłącza się także Prawo i Sprawiedliwość. Jeśli chodzi o Konfederację to jest ona w nim obecna od swoich początków, a niechęć do UE (przynajmniej w obecnym kształcie) ma wpisaną w swoje DNA. Ale PiS od zawsze taki nie był. W 2003 roku zdecydowana większość polityków tego ugrupowania była za wejściem Polski do UE. Dziś naszym rodzimym eurosceptykom udało się osiągnąć swego rodzaju sukces. W ciągu zaledwie dwóch lat poparcie dla UE spadło z 92 do 77 proc. Gorzej było tylko w 2013 roku. Widząc, że takie nastawienie przynosi efekty politycy prawicy wchodzą coraz bardziej w antyunijne buty.Zielony Ład, czyli krótka pamięć Niech pierwszym przykładem będzie chronologicznie najnowsza sprawa. Odmieniany przez wszystkie przypadki i serdecznie znienawidzony Zielony Ład jeszcze trzy lata temu urastał do rangi dziejowej szansy.Rząd Mateusza Morawieckiego z dumą mówił o miliardach dla polskiego rolnictwa. Choć już wówczas niechęć do „brukselskich eurokratów” była bardzo silna, to pokazywano, że jednak przy dobrej dyplomacji da się wyciągnąć z tej relacji jakieś frukta.Twarzą „sukcesu PiS” został komisarz Janusz Wojciechowski, który występował w spotach i licznych wywiadach jako jeden z ojców tego sukcesu. Niestety „dziecko” o imieniu Zielony Ład zostało porzucone przez tych, którzy się nim chlubili. Jarosław Kaczyński mówi wprost o obcych „ideologiach i interesach”, które się za tym projektem kryją. Lider PiS przyznaje otwarcie „Precz z Zielonym Ładem to także nasze hasło”. „Yes,yes, yes”Gdy w 2005 roku PiS doszedł do władzy premierem został Kazimierz Marcinkiewicz. Stało przed nim wówczas trudne zadanie wynegocjowania odpowiednich środków dla Polski z unijnego budżetu. I się udało. Otrzymaliśmy 60 mld euro.Do historii przeszedł entuzjastyczny okrzyk „yes, yes, yes” i bogata gestykulacja Marcinkiewicza. To był faktycznie wielki sukces.Dużą rolę odegrała w tym procesie kanclerz Angela Merkel, z którą tuż przed ostateczną decyzją Marcinkiewicz zjadł lunch. Najwyraźniej niemiecka przywódczyni zrobiła na nim bardzo dobre wrażenie, bo wyrażał się o niej w samych superlatywach. Później budżet spotkał się z krytyką i niezadowoleniem, a na Merkel politycy PiS nie pozostawili suchej nitki. Bo budżet był niesatysfakcjonujący, a Merkel za dużo myślała o niemieckich interesach i podobno lubiła Tuska, a takich rzeczy się nie wybacza. To jak bardzo zmieniło się PiS w ciągu minionych lat pokazuje również wywiad z 2006 roku. Ówczesny premier Jarosław Kaczyński w rozmowie z tygodnikiem „European Voice” przekonywał, że należy ukrócić dotacje dla rolników z budżetu UE. Deklarował również, że chce by UE stała się militarną potęgą i była tak silna jak USA.KPO, czyli Dr Jekyll i Mr HydeA pieniądze z KPO? Kilka lat temu niemal w każdej miejscowości w Polsce można było zobaczyć plakaty gloryfikujące inny sukces, czyli uzyskanie 770 miliardów zł z KPO. Ówczesny premier Mateusz Morawiecki wiązał z tym programem wielkie nadzieje i snuł dalekosiężne plany. Gdy wypłata środków stawała się coraz bardziej odległa ze względu na notoryczne łamanie zasad praworządności, zmieniała się również narracja, a entuzjazm przeradzał się we frustrację i niechęć wobec Brukseli.Ostatecznie pieniądze do Polski trafiły po przegranych przez PiS wyborach.Oprócz stwierdzeń polityków Prawa i Sprawiedliwości , że KE blokowała środki ze względów politycznych pojawiały się również wypowiedzi o kredycie, o zaciąganiu długu czy sugestie, że Donald Tusk uzyskał KPO w zamian za oddanie suwerenności etc. Traktat Lizboński jak chorągiewka– Traktat lizboński jest zmianą jakościową (...) Jestem głęboko przekonany, że ten kolejny eksperyment się uda – mówił tuż przed jego podpisaniem w 2010 roku prezydent Lech Kaczyński. Wcześniej prezydent RP nie był entuzjastycznie nastawiony do złożenia swojego podpisu pod dokumentem. Zwlekał właściwie przez dwa lata, do ostatniej chwili, czekając na wynik irlandzkiego referendum w tej sprawie. Traktat był negocjowany w 2007 roku na szczycie UE w Lizbonie. Przedstawicielem Polski był na tym spotkaniu prezydent Lech Kaczyński, towarzyszyła mu z ramienia rządu szefowa MSZ Anna Fotyga.Stanowisko negocjacyjne było zaaprobowane przez ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego. Podpisanie traktatu uznano za sukces polskiej dyplomacji i samej Fotygi, czym chwalono się również po utracie władzy w 2007 roku. Po latach Jarosław Kaczyński twierdzi, że nie było wówczas innego wyjścia niż ratyfikacja traktatu, ponieważ społeczeństwo było bardzo prounijne. Ursula von der Leyen – od miłości do nienawiściSzefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen została wybrana dzięki głosom Prawa i Sprawiedliwości? Jest w tym trochę prawdy, bo wszyscy europosłowie PiS poparli kandydaturę Niemki w 2019 roku. Premier Morawiecki mówił wówczas, że politycy jego ugrupowania opowiadają się za „Europą normalności” i dziękował europosłom PiS za głosowanie za kandydaturą von der Leyen. Zachwyt nową przewodniczącą nie trwał zbyt długo i wkrótce okazała się ona kolejną „eurokratką”, zmierzającą do zaprowadzenia w Polsce „brukselskiego dyktatu”, kierującą Donaldem Tuskiem i dążącą do tego, by obsadzić go w fotelu polskiego premiera.Warto sprawdzać informacjeW najbliższych tygodniach będziemy słyszeć różne wypowiedzi polityków na temat Unii Europejskiej. Warto wsłuchiwać się w nie uważnie i po prostu sprawdzać czy dane informacje są prawdziwe. Unia Europejska nie jest doskonała, ale w czasach kryzysów Europa szczególnie potrzebuje jedności. Jeśli sięgniemy do początków UE to zobaczymy, że jednym z podstawowych celów jej istnienia jest utrzymanie pokoju w Europie. Nie warto pokoju kłaść na ołtarzu doraźnych politycznych korzyści. Europa podzielona, skłócona i niestabilna to łatwy cel dla wszystkich, którym obca jest wolność, demokracja i prawa człowieka.