O nowym albumie Homo Twist, Abbie, wojnie i literaturze opowiada kontrowersyjny muzyk i poeta. Dandys polskiego rocka, dobro narodowe, bard, poeta, skandalista. Maciej Maleńczuk ma wiele twarzy, a jedną z nich jest bycie liderem założonej w 1993 roku grupy Homo Twist. W zeszłym roku Maleńczuk zdecydował o reaktywacji zespołu. Pod koniec kwietnia tego roku do rąk fanów trafił kolekcjonersko wydany album „Spider”, podsumowujący dorobek Homo Twist. To ciężkie, metalowe granie z wyraźnymi wpływami bluesa, ale też błyskotliwe teksty Maleńczuka i jego przekłady amerykańskiej poetki Emily Dickinson. Jest mięsiście, głośno, a nowe wersje starych utworów dostały wyraźnego kopa. Od pytań o nowe Homo Twist chciałem zacząć naszą rozmowę, ale życie pisze swój własny scenariusz. Jan Ptaszyn Wróblewski nie żyje (rozmawiamy we wtorek, 7 maja – przyp.red) . Czy dotarła do Pana ta wiadomość?Tego nie wiedziałem… (Maciej Maleńczuk chwilę milczy). Zmarł też Jacek Zieliński, mój sąsiad. Mam anegdotę o Skaldach, myślę, że nie będą mieli nic przeciwko. Poprosiłem kiedyś Andrzeja, żeby mi dał akordy do utworu „26 marzenia”: da da da da da da da (Maciej Maleńczuk nuci temat piosenki). Cała kartka! Dostałem zapisaną całą kartkę A4! Mam tę kartkę gdzieś do dziś… No, ale jak ktoś komponuje piosenki, nie wiem, na trzydziestu akordach, to naprawdę znaczy, że coś potrafi. Oni byli niezwykle wykształceni i mieli ogromną wiedzę, w końcu ponad 50 lat razem w jednym zespole…W przypadku niektórych hitów światowej muzyki to nieustanne zmiany harmoniczne. Motywy pozostają te same, zmieniają się tylko szczegóły…Pamiętam, jak mnie zaskoczył Leonard Cohen, kiedy zacząłem gdzieś przymierzać się do jego różnych piosenek . Chciałem je po prostu grać na gitarze. Miałem taki okres w życiu, że postanowiłem nauczyć się grać na normalnej gitarze, ponieważ całe życie grałem w stroju przestrojonym, tzw. open - otwartym stroju (strój często wykorzystywany w bluesie - przyp. red.) Ponieważ namnożyło się w pewnym momencie piosenek typu „Dawna dziewczyno” i tak dalej, to chciałem je włożyć do repertuaru. Ale dalej chciałem je grać sam! Dawno już byłem niby gitarzystą, ale de facto na instrumencie musiałem się nauczyć grać niemal od nowa. Między innymi dlatego próbowałem grać Cohena. I powiem Ci, że paroma funtami (w żargonie chwyt gitarowy – przyp. red) Cohen potrafi zaskoczyć. Melodia ładnie się zamyka, ale gdzieś po drodze wsadzony jest jakiś dziwoląg. I on tam jest, choć na początku go nie zauważasz. U Gawlińskiego, w jego gitarze, też są takie dziwolągi.Rozmawiamy już teraz o naturze piosenki jako takiej. Według mnie to bardzo trudna, jak nie najtrudniejsza forma muzyczna XX wieku.Jak ktoś chce dobrze komponować przeboje, to niech ABBY słucha. No tak! ABBA miała podejrzanie dobre teksty, byłem zaskoczony, jak zrozumiałem o czym oni śpiewają. Nienawidziłem tego zespołu, jak byłem młody, ponieważ wolałem słuchać Led Zeppelin czy Black Sabbath niż, ku*wa, ABBY! Natomiast później, jak oczywiście otarłem się o dancing, zacząłem inaczej się przyglądać utworom rozrywkowy. Każdy dobry utwór, taki duży przebój, ma jakiś haczyk, nie idzie do końca po takiej normalnej harmonii.Zawsze tam coś wsadzą takiego, że to się wyróżnia. Nigdy nie wiesz, co o tym decyduje, czasem ktoś pogwizduje, czasem ktoś przytupuje, może to być jakaś głupia przygrywka z keyboardu. To właśnie potrafi zrobić przebój, ale tego nigdy nie wiesz. Ja napisałem mnóstwo piosenek, które w zamierzeniu miały być przebojami, a nie były, na przykład „Noś dobre ciuchy”. To piosenka, która była pisana z myślą o tym, żeby być po prostu wielkim hitem i absolutnie wszystko tam jest tak, jak powinno być, a i tak nie była! Do dziś nie wiem, jak to jest i co tak naprawdę o tym decyduje. Marketing? Na pewno, ale to jest jeszcze pewna tajemnicza sprawa, jeszcze właśnie w harmonii jakiś haczyk.To skoro już dotykamy tematu pisania wielkich przebojów, wróćmy do powodu naszej rozmowy, czyli reaktywacji Homo Twist i albumu „Spider”, na którym znalazły się największe przeboje grupy, jeżeli tak możemy to określić. W jednym z utworów deklaruje Pan: „Ja jestem Homo Twist mam zadymę we krwi / Dobrze wiedzą o tym ci, którzy w drogę weszli mi / Ja pluję na karierę nie obchodzi mnie zysk”. A jednak – reaktywacja Homo Twist!No i właśnie to jest najlepszy dowód na to że, nie obchodzi mnie zysk! Ten projekt nigdy go nie przynosił! Być może powinniśmy wyjechać za granicę, pchać się gdzieś na festiwale, niewykluczone. Chociaż w moim wieku i przy moim już jakby statusie społecznym, nie jestem gotowy na tułaczkę absolutnie. No nie, Homo Twist teraz to jest raczej projekt luksusowy, na zasadzie takiej, że nie będziemy grać za pięć groszy. Jak już będziemy, to za dobre pieniądze albo nie będziemy grać wcale. Wydaliśmy płytę, ona jest pięknie wydana, to nas dość dużo kosztowało. Jest to też pomysłowe, do płyty dołączony jest pendrive. Tak to sobie wymyśliliśmy.Chciałem, żeby to było po mojemu. Absolutnie nas już w tej chwili na to stać, żeby sobie samemu wypuścić płytę i własnymi kanałami ją dystrybuować. Sprzedała się świetnie, ludzie lecą w ogóle jak do miodu, wyprodukowaliśmy kilka tysięcy płyt, na razie zobaczymy. Ale ja staram się tym w ogóle nie interesować. Wyciągnąłeś mnie z próby, bo ja właściwie robię już następny materiał, tamto już dawno zrobione, już tego nawet nie słucham.Bardzo wiele utworów uratowałem, na przykład „Nobody”, który został schrzaniony za pierwszym podejściem, nie mieliśmy jeszcze takiego sprzętu, na jakim powinien być nagrany! Czy jak „Demony” - takie kawałki potrzebują dobrego, mocnego, wielkiego pieca, żeby wreszcie dostały tę moc jak należy! I mam wrażenie, że te utwory zdecydowanie lepiej teraz brzmią, i to cośmy spieprzyli wtedy, naprawiliśmy teraz.Rzeczywiście, ta płyta jest bardzo mocna, to mocne brzmienie, na które znaczący wpływ ma też instrument, na którym Pan gra. To gitara barytonowa.Ta gitara jest związana z lutnikiem, który mieszka w Raszynie. Pan się nazywa Marek Witkowski i wytworzył ponad 1000 gitar, może 2000, nie wiem dokładnie. Przyjechałem do niego i kupiłem taką gitarę dziwaczną: połączenie gitary 12-strunowej i 6-strunowego basu, olbrzymi gryf, taka gitara – dziwak. Ja z nią idę do Witkowskiego, a Witkowski mówi: „Maciek, ale to przecież kontuzja! Ten sprzęt spowoduje u ciebie kontuzję, nie możesz na tym grać i z tym występować.” A ja mówię, że szukam właśnie czegoś takiego, większego, szukam dużej gitary. No i tak mi wymajstrował, że później nawet nagrywałem na tej gitarze solówy. Nieprawdopodobne! A w międzyczasie dogadałem się z panem Markiem Witkowskim, przepraszam, mistrzem!, mistrzem Witkowskim, że zrobimy razem gitarę! Wymyśliłem, że będzie to gitara ośmiostrunowa, dwie z nich to bardzo grube struny kontrabasowe.Opuszki palców nie poodpadały?To jest wszystko dość grube, ale uwierz mi, jeżeli masz kontakt z instrumentem stały i tak dalej, to wcale nie jest to takie trudne do opanowania. Jak ja biorę w tej chwili normalnego Gibsona do ręki, to mam wrażenie, że trzymam zabawkę (śmiech). Opuszki na początku, tak, trochę bolały, ale wiesz, „No Pain No Gain” (tłum.: bez pracy nie ma kołaczy). Ja w ogóle lubię chodzić w kieracie, mam w tej chwili takie warunki, że grzechem by było nie zrobić postępu.Zatem nowe „Homo Twist” to produkt luksusowy również pod względem użytego instrumentarium. Ale też dystrybucji. Nie ma szans posłuchać Was w streamingu.No oczywiście, oczywiście! Bye, bye Spotify! Dlaczego dzisiaj nie ma artystów?Wiesz o co chodzi w tym? Na swoim terenie jesteś królem! Ja nie muszę być artystą znanym na cały świat.Trudno nawet wyciągnąć pana z Krakowa. Rozmawiamy on-line. Do Maleńczuka trzeba przyjechać.Czy trzeba przyjechać do Krakowa do Maleńczuka? No wiesz, trochę do mnie kolejka dziennikarzy stoi, bo ja zawsze coś głupiego powiem i z tego powodu miewam kłopoty.Wróćmy jednak do „Homo Twist”. Czy świat właściwie potrzebuje jeszcze dzisiaj takiego surowego grania?Ja tego potrzebuję! Ja muszę ćwiczyć, ja muszę, muszę być w ruchu, rozumiesz? Ja muszę mieć kontakt z instrumentem. Zresztą, to jest taki instrument, że jeżeli nie masz z nim kontaktu, jeżeli zrobisz sobie roczną przerwę, to jak wrócisz i weźmiesz go do ręki, to nic na nim nie zrobisz! Musisz mieć dzienny, maksymalnie częsty kontakt z instrumentem i wtedy to, co jest dla innych niemożliwe, dla ciebie jest łatwe. No i chyba na tym to polega. Oczywiście można włączyć, k*rwa, enter i rozpieprzyć World Trade Center. Oczywiście, że można to zrobić. I wielu to robi. Studio i produkcja jest ważna, choćby możliwość cięcia, robienia jakichś precyzyjnych nakładek czy takich tam rzeczy. Nie cofnę się przed wszystkim, przed technologią, ale też nie mam czegoś takiego, że ja muszę mieć koniecznie lampowy, konkretny piec i w tym lampowym piecu muszą być ruskie lampy, bo na tym się skończyło i tak to brzmiało. Ja całe życie grałem na lampowym wzmacniaczu, który miał chyba szesnaście lamp. Tylko, że już od jakiegoś czasu były to tylko i wyłącznie lampy made in ZSSR, ponieważ jakaś firma odkryła jakąś linię produkcyjną w Związku Radzieckim, która robiła lampy do radia i się okazało, że te lampy kapitalnie chodzą we wzmacniaczu. Jak potrzebowałem kolejny komplet takich lamp, to moi wysłannicy mi je przynosili (śmiech). Ale koniec z tym, bo to ruska produkcja i zaraz by się okazało, że ja wspieram, k*rwa, ruski militaryzm!Ale teraz pojawiły się takie wzmacniacze cyfrowe, że nie ma żartów! Nie ma żadnych lampy, normalnie regularny tranzystor, ale emituje takie pierd****cie, że jak chciałbym przywalić normalnie z paczki, to mogłyby być kłopoty. Ale lamp nie wysadzisz dzięki temu (śmiech).No dobrze, to skoro już wchodzimy tak głęboko w rzeczywistość studyjną, wyrwałem pana z próby, to proszę powiedzieć, nad czym teraz pracujecie? Jak będzie brzmieć nowy materiał?No to bardzo dojrzałe riffy będą, jeżeli mogę tak o sobie powiedzieć. Wszystko oparte na riffach, na trytonie (tryton: interwał o rozmiarze trzech całych tonów, o dysonansowym brzmieniu, w średniowieczu interwał zakazany – przyp. red.) Niektóre numery są dość szybkie, ale w większości są to takie ponuraki i oparte to jest wszystko o teksty Emily Dickinson, które jak zwykle są aktualne. 150 lat minęło, a one cały czas są bardzo aktualne i… nieprzekładalne. Mimo to chcę zrobić te przykłady, właśnie tutaj, na tym albumie.Ta legendarna i tajemnicza amerykańska poetka wydaje się idealnie rezonować z Maciejem Maleńczukiem Anno Domini 2024. Żyła w zasadzie odcięta od świata, a w odpowiedzi na urodzinowe zaproszenie, nie mając jeszcze nawet trzydziestu lat, odpisała, „że jest zbyt staroświecka, by przychodzić na takie przyjęcia. I tak nie przypadłaby do gustu pozostałym gościom”. Trochę ta postawa mi do pana pasuje. Skąd właściwie fascynacja jej literaturą? I dlaczego zdecydował się ją pan tłumaczyć? Przekłady Stanisława Barańczaka okazały się niewystarczające?(śmiech i… oburzenie) Niewystarczające! Barańczak to w ogóle zrobił z tego strasznego knota.We wczesnych bardzo latach dziewięćdziesiątych dostałem takie zlecenie, to był taki konkurs, dziewczyny miały skądś pieniądze, dwie aktorki, takie wariatki krakowskie, chciały śpiewać poezję i znalazły tę Emily Dickinson. I rozesłały przykładowe wiersze do jakichś kilku czy kilkunastu w Krakowie różnych, no jak to powiedzieć, intelektualistów, którzy robili przekłady i między innymi ja dostałem te wiersze – marzenia. I się okazało, że to właśnie ja zostałem tym nadwornym przekładaczem. Ja wtedy potrzebowałem dramatycznie pieniędzy. Oczywiście to przełożyłem, okazało się, że jestem najlepszy i że będę to robić dalej. Więc, oczywiście, od razu do nich poleciałem po zaliczkę. I zacząłem robić te przekłady i mi się po prostu to niezmiernie spodobało. Sam fakt przekładania również się okazał kapitalny, bo to jest jak rozwiązywanie krzyżówki, to jest rozrywka intelektualna, masz gotowca, nie musisz mieć natchnienia, musisz po prostu odgadnąć właściwe słowa. Ale to, co ujęło panie aktorki, ujęło także mnie. I dalej ujmuje.Co Pana ujmuje w jej poezji?Dużo pisze o pszczołach, o trawie co rośnie i porośnie wszystko dookoła, że źdźbła umrą i się znowu wyprostują i tak dalej. W jej poezji temat śmierci jest potraktowany bardzo rozlegle, pisze o społeczeństwie, o wojnie. W jej poezji można wyczytać bardzo aktualne rzeczy.Istnieje nawet taka naukowa publikacja, nie wiem czy pan ją zna: „Mózg nocnego pająka” czyli wiersze Emily Dickinson w tekstach Macieja Maleńczuka”.Serio? Pierwsze słyszę!Wykłady nawet były temu zagadnieniu poświęcone. A publikację można znaleźć w Bibliotece Narodowej.To są właśnie przywileje świętych krów! Człowiekowi hymny piszą, z Wieży Mariackiej moją piosenkę grali, a w latach 80-tych zakłady robili, czy Maleńczuk zdechnie w tym czy w następny sezonie. A później hymn Cracovii napisałem. I go grali! Także niestety masz do czynienia z dobrem narodowym, proszę o złoty medal!Siedzę, ale chyba klęknę.(śmiech) Oczywiście, jeżeli to jest po prostu taki ciężar nie do udźwignięcia, to jak ktoś stoi, to niech siądzie, jak ktoś siedzi, to niech pisze o ułaskawienie do prezydenta (śmiech).Zainspirowany jednak publikacją z mózgiem pająka w tytule…… to pająki mają mózg?No właśnie. „W przeciwieństwie do ludzi, pająki nie posiadają mózgu zbudowanego na podobnych zasadach. Mają centralny układ nerwowy, który nie jest zlokalizowany w jednym miejscu, ale rozproszony w całym ciele pająka. Dlatego też, zamiast tradycyjnego snu, pająki przechodzą przez okresy nieaktywności zwane torporami”. Czy pan również odczuwa świat całymi zmysłami, wlewa się ten świat w pana przez wszystkie pory ciała?Nie, absolutnie nie! Mam założony cały czas półpancerz praktyczny, który odbija świat i staram się trenować mózg, ponieważ jestem z natury skłonny do depresji jako poeta. Nauczyłem się z tym jakby żyć, już z tym nie walczę i polega to na tym, że po prostu palę trawę i mi to pomaga, idę z psem na spacery i tak dalej. Raczej podchodzę do rzeczywistości na zasadzie takiej bardzo wolnościowej, mnie żaden pies na smyczy nie prowadzi, jak mi ktoś zwraca uwagę, że idzie bez smyczy, to na własne ryzyko.Trawa na receptę oczywiście.Słyszałem o tym, różnie to z tym bywa. Na razie jeszcze się nie mogę przyzwyczaić do tego, że teraz ktoś wyznacza, że jestem chory i już. Ale teraz trochę musimy spoważnieć, ponieważ całe mnóstwo ludzi w przeszłych czasach, całkiem niedawnych, już w wolnej Polsce, zostało skazanych na więzienie za posiadanie marihuany. To absolutny skandal! Prawo nie działa wstecz, ale żeby tych ludzi chociaż przeprosić, bo nie sądzę żeby państwo było gotowe wypłacić im jakieś odszkodowania. Ale w związku z tym, że właściwie marihuana w tej chwili jest legalna i wreszcie przestała być tabu, i już się nie trzeba z tym ukrywać, co mamy zrobić z tymi wszystkimi ludźmi, których zepchnęliśmy na, ku*wa, fałszywe tory kryminalizmu? Siedzieli w więzieniu zamiast, k*rwa, chodzić i podrywać laski. Musieli na przykład rok, czy półtora gibać za parę gietów trawy w kieszeni. Ja rozumiem, że nie mamy na to teraz czasu i że mamy większe dużo problemy z podsłuchami, szpiegami, tamtym gównem, ale dawno już temu powinniśmy się tym zająć, a nie ganiać ludzi z paroma gramami trawy w kieszeni. Bo jest to po prostu w oczach Boga, no, bezeceństwo! On stworzył tę roślinę nam ku uciesze, jeżeli idziemy oczywiście tym torem boskim.Ubiegnę twoje pytanie i oczywiście opowiem o tym satanizmie, oczywiście, mogę ci o tym opowiedzieć. Polega to na tym, że Bogowie też toczą ze sobą w wojny. I taki Świętowit, któremu wszyscy się kłaniali, widział wszystko na cztery strony świata. Ale nie zobaczył, że z zachodu przychodzi już inny Bóg i ten inny Bóg przyszedł, i jego wyznawcy go wytępili. I tak Świętowit spadł na poziom diabła, bóstwa pogańskiego, a więc czegoś diabelskiego, demona. A dla ludzi jemu współczesnych żadnym demonem nie był. Był normalnym, fajnym bóstwem. Boga nie można zabić, można zabić jego wyznawców, wykończyć, zastraszyć. Bóg się gdzieś tam kołacze. Jeden Bóg, drugi, trzeci, wszyscy zepchnięci do roli diabłów, łażą po tej ziemi, mleko zakwaszają, grzywy koniom wiążą, różne psoty robią, pieniądze ludziom giną, wypadki robią, no, dużo różnych takich rzeczy robią właśnie te porzucone bóstwa, w tej chwili zeszmacone do poziomu, demona czy czy wręcz diabła czy czegoś podłego. A należałoby się trochę pokłonić tym starym bóstwom. Pełno tego było. A ten, który jest teraz, nie ma dla nich żadnej litości.Jak pan odczuwa zmianę, która teraz zachodzi? Czy w ogóle jesteśmy świadkami jakiejś zmiany? Może rehabilitacji tych pradawnych bóstw?No właśnie nie wiem… Czy ty jesteś z Warszawy? (nie zdążę odpowiedzieć - przyp. MB). Współczuję temu miejscu, ponieważ tam naprawdę nie wiadomo komu rękę podajesz, tam w każdej chwili może się okazać, że to jest szpieg. Jakiś kapuś, jakiś donosiciel, jakiś, kurde wiesz, wysłannik kogoś, żeby coś, k***a, wyciągnąć. Ktoś, kto na przykład czyta twoją książkę tylko po to, żeby się do czegoś przyp*******ć. Jest pełno takich, a Warszawa jest po prostu nimi zalana.No to, co się ostatnio wydarzyło, ten pan, który jeszcze przed chwilą oskarżał i skazywał ludzi, pojechał sobie na Białoruś (mowa o sędzim Tomaszu Szmydtcie - przyp. red.) Zastanawiam się ilu jest takich jeszcze, to po pierwsze. Po drugie, jak się czują ci, których skazywał? Zastanawiam się, co z tym fantem zrobić? Chyba te sprawy wszystkie trzeba będzie jakby na nowo rozgrzebać. Co jest grane? Tu jest totalny burdel, chłop orzekał… No, to w tej chwili tak to wygląda z malutkimi, z obywatelami.W takim razie, jak żyć panie Maleńczuk?Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś spokojna. Ja mam do powiedzenia tyle: jak będzie trzeba, będę się napier*alał, rodzinę wywiozę, a sam zostanę i jakby, wiesz, honorowo zginę w krwawym boju.Na płycie „Spider”, nazwijmy ją trochę the best of Homo Twist, śpiewa pan „Bema pamięci żałobny rapsod” Cypriana Kamila Norwida i poświęca Pan ten utwór bohatersko poległym w walce o wolność w Ukrainie. To też nie pierwszy raz, kiedy zajmuje Pan wyraźne stanowisko w sprawie Ukrainy. W 2014 roku zaatakowaniu Donbasu i aneksji Krymu wydał pan utwory „Vladimir” i „Sługi za szlugi” krytykujące Rosję i samego Putina. Wcześniej, w latach 90-tych, napisał pan „Sarajewo”. To oczywiście inne czasy, inna wojna, ale tragedia wojny jest niemierzalna…Nikt się temu wcześniej tak bardzo nie przyglądał, tej biednej historycznie Ukrainie, że Rosja gnębi ten kraj od setek lat. Obecna państwowość jest faktycznie taka ciągle naostrzona, oczywiście kibicujemy i oczywiście nie dajemy się wciągać w pieprzenie o Rzezi Wołyńskiej, bo nasi pradziadowie byli szaleni!A jeżeli już mam mówić o Wołyniu, to chciałem zapytać: gdzie byli wszyscy Żołnierze Wyklęci? Dlaczego ich tam nie było? Nie wiem, czy to publikować, takie rzeczy… Ale pytam o to, bo się zastanawiam: jesteśmy bardzo zbliżeni kulturowo, mamy podobne zwyczaje, szkoda, że ci ludzie muszą zginąć na froncie, szkoda, że nie zawsze musi to być bohaterska śmierć. Czasami po prostu to jest takie podłe, umieranie gdzieś w jakimś błocie. Więc jeżeli nie możemy im dać życia, to dajmy im chociaż wspaniały pomnik. I to jest właśnie ta rola – rola artysty, rola poety. Tyle możesz zrobić. Z pieśnią już znaną na ustach niejeden umierał. Pieśń podnosi na duchu. Poezja jest czasami siłą przewodnią wojen czy jakieś rewolucji. Pieśń jest ważna.Wali pan prostu z mostu. Cytując i wracając do Emily Dickinson, niestety znów, proszę wybaczyć, w przekładzie Barańczaka: „Mów mi całą prawdę, lecz stopniowo / ostrożnie i okrężnie / abyśmy nie oślepli”. To jak z tą prawdą? Ostrożnie? Okrężnie?Nie, my musimy kłamać. Jakby tak walić prosto z mostu, to by się mogło rozsypać społeczeństwo po prostu. Freud próbował walnąć tak w człowieka, że jest zwierzęciem kierowanym przez popęd seksualny, to przylecieli do niego i krzyczeli: „nie publikuj tego, bo się społeczeństwo rozpadnie!” Robili wszystko, żeby tego, k*rwa, Freuda rozbić na drobniejsze części, bo siła jego badań mogłoby doprowadzić do rozpadu. Oczywiście, trzeba kłamać, prawdę dozować stopniowo, bo prawda podana na surowo może zabić.To chyba puenta naszej rozmowy.Mam jeszcze jedną puentę, może nawet lepszą: mogłem iść drogą Krawczyka, mogłem iść drogą Rynkowskiego, mogłem iść, właściwie już nawet szedłem tą drogą – Połomskiego. Ale – jak widać – jest inaczej.Homo Twist - „Spider”Premiera: 26.04.2024Wydawca: Fluxus RecordsDystrybucja: Mystic Production