Nikt nie chce wygrać. Na początku lat 60. w Congham, w hrabstwie Norfolk, Tom Elwes wpadł na pomysł organizacji wyścigu ślimaków. Pół wieku później, podobną zabawę urządziły sobie nad Wisłą polskie kluby piłkarskie. Polska piłka klubowa od lat jest obiektem drwin. W XXI wieku do Ligi Mistrzów awansowaliśmy raz (i to tylko dzięki bardzo korzystnemu losowaniu), wiosną w szeroko rozumianej „Europie” pojawiamy się co najwyżej sporadycznie, a mistrzów czy wicemistrzów Polski mają na rozkładzie, m.in. takie firmy jak Dudelange, Riga FC, Skendija Tetowo, Stjarnan czy Spartak Trnawa. Wszystko to miałoby może mniejsze znaczenie, gdyby nie fakt, że piłkę traktujemy śmiertelnie poważnie, na mecze potrafi przychodzić po kilkadziesiąt tysięcy kibiców, a atmosfera na stadionach Legii, Lecha, Górnika czy Wisły wielokrotnie przebija tę z Anglii, Hiszpanii i Włoch. To nasz sport pierwszego wyboru – co do tego nie ma wątpliwości. Czego by nie zrobili siatkarze, mali chłopcy będą woleli być Lewandowskim niż Kurkiem. Są piękne stadiony, jest zainteresowanie, są nawet pieniądze, a mimo wszystko, znów z Ekstraklasy można się niemal wyłącznie śmiać. Dlaczego?Dramat w pięciu aktachPiątek, godz. 18:00, środek majówki. Wtedy nikt jeszcze nie przeczuwał, że kolejnych 48 godzin złoży się na jedną z najbardziej kuriozalnych kolejek w dziejach Ekstraklasy. Walcząca o utrzymanie Cracovia mierzyła się z rozpędzonym Górnikiem. Zabrzanie wygrali cztery mecze z rzędu, Jana Urbana zdążono już połączyć z reprezentacją Polski, Legią, Lechem, a zaraz pewnie i Manchesterem United, w klubie już zastanawiali się, skąd wezmą pieniądze na premie za awans do europejskich pucharów. I wtedy… Jeden, drugi, trzeci gol… Skończyło się na pięciu. Cracovia wygrała w stylu, jakiego przy Kałuży nie pamiętają najstarsi kibice. Górnik wrócił na tarczy, choć kibice zdążyli już oblizywać palce na myśl o mistrzostwie. Taki cios, w takim momencie… Kilkadziesiąt minut po końcowym gwizdku w Krakowie, 90 kilometrów dalej, w Chorzowie, rozpoczął się bój z podobnym tłem: walczący o utrzymanie Ruch podejmował bijącego się o mistrzostwo Lecha. Lecha bez formy, ale Lecha podrażnionego, po wstydliwym remisie (0:0 z Cracovią) na oczach ponad 40 tys. kibiców przy Bułgarskiej, Lecha – to pewnie kluczowe – z piłkarzami, o ich chorzowianie mogliby tylko pomarzyć. Ruch wygrał ten mecz 2:1. Ale to nie koniec cudów. „To teraz pewnie Stal Mielec, Zagłębie i Radomiak też wygrają” – żartowali kibice, po raz kolejny śmiejąc się z absurdów rządzących polską Ekstraklasą. Na sobotę władze ligi zaplanowały trzy spotkania: niemal pewny już spadku ŁKS Łódź podejmował Śląsk Wrocław, niewalczące o nic Zagłębie Lubin grało z obrońcą tytułu, Rakowem Częstochowa, a na deser – Stal Mielec podejmowała lidera z Białegostoku.Wrocławianie wymęczyli co prawda zwycięstwo ze zrezygnowanymi łodzianami, ale dalej było już tylko ciekawiej: lubinianie wybili Rakowowi z głowy marzenia o utrzymaniu tronu (2:0), a gracze z Mielca odłożyli świętowanie Jagiellonii (3:2). Mało? W niedzielę, gdy skok w stronę podium mogła zrobić Legia, passę trzech porażek z rzędu przełamał przy Łazienkowskiej słabiutki Radomiak (0:3). Warszawian żegnały głośne gwizdy, a kibice – choć sezon trwa, a klub może jeszcze nawet sięgnąć po tytuł (i nie jest to wcale niemożliwe) – mówią otwarcie, że… mają dosyć. Prezesa, dyrektora sportowego, no i większości piłkarzy. Trenera (jeszcze?) nie, bo Goncalo Feio dopiero się w stolicy pojawił i kredytu zaufania wyczerpać nie zdążył. Reasumując: sześć najlepszych drużyn tego sezonu grało z rywalami albo niewalczącymi o nic, albo bijącymi się o utrzymanie. Bilans? Wygrała tylko jedna (Śląsk), pięć przegrało, w tym dwie (Legia, Górnik) w stylu haniebnym.Jedyna taka ligaKibice w Anglii ekscytują się korespondencyjnym starciem Arsenalu z Manchesterem City. Oba zespoły wygrywają mecz za meczem, choć – zachowując proporcje – trochę trudniej o podobną regularność w lidze, w której są też Tottenham, Chelsea, Manchester United czy Newcastle. Bliżej mistrzostwa są piłkarze Pepa Guardioli, ale Kanonierzy, z średnią 2,31 pkt na mecz, mogą być najlepszym wicemistrzem w całej Europie. A pewnie i na świecie. Emocji, wyjątkowo, nie było w Hiszpanii, gdzie dość szybko tytuł zapewnił sobie Real. Podobnie we Włoszech – Inter pokazał klasę i odbił mistrzostwo z rąk Napoli. Tam, gdzie sytuacja jest bardziej wyrównana, jak choćby w Czechach czy Szwajcarii, faworyci punkty gubią rzadko. Dość powiedzieć, że w żadnej z dwudziestu najlepszych europejskich lig wg rankingu UEFA lider tabeli i/lub potencjalny mistrz nie mają średniej punktów na mecz niższej niż 2,00 (taką ma Broendby w Danii, reszta jest na poziomie powyżej 2,2). Lider Ekstraklasy? Jagiellonia zdobyła 56 punktów w 31 meczach. To 1,81 pkt/mecz.Do końca sezonu zostały trzy kolejki, więc nawet gdyby białostocczanie zgarnęli komplet „oczek” i zakończyli rozgrywki z 65 punktami, średnia wciąż byłaby przeciętna (1,91). To wynik haniebny nie tylko na tle Europy, ale i… Polski. W ciągu kilku ostatnich lat mistrzowie regularnie przekraczali „średnią przyzwoitości”…2020/21 - Legia Warszawa - 2,132021/22 - Lech Poznań - 2,182022/23 - Raków Częstochowa - 2,21Wcześniej było nieco gorzej, ale i okoliczności były inne: po 30 kolejkach ligę dzielono na grupę spadkową i mistrzowską, więc siedem ostatnich spotkań rozgrywano w gronie najlepszych. Było trudniej, punktów zdobywano mniej, a i nawet wtedy średnią wykręcano lepszą niż dziś:2013/14 - Legia Warszawa - 2,192014/15 - Lech Poznań - 1,892015/16 - Legia Warszawa - 1,972016/17 - Legia Warszawa - 1,972017/18 - Legia Warszawa - 1,892018/19 - Piast Gliwice - 1,952019/20 - Legia Warszawa - 1,86Jagiellonia ma więc niezwykłą szansę zostać najsłabszym mistrzem Polski w XXI wieku. O ile tym mistrzem zostanie: z pięciu ostatnich meczów wygrała przecież tylko jeden, a przed nią jeszcze m.in. trudny wyjazd do Gliwic czy domowe starcie z walczącą o utrzymanie (a to, co pokazał ostatni weekend, kryptonit faworytów) Koroną. „Wyścig ślimaków” trwa, a realne szanse na tytuł ma jeszcze… siedem zespołów. Jagiellonia prowadzi (56 pkt), przed Śląskiem (54), Lechem (52), Górnikiem (51), Legią (50) i Rakowem (49). Jeśli w poniedziałek swój mecz wygra Pogoń (49), to wskoczy na trzecie miejsce. Do końca sezonu zostały trzy kolejki.