Grozi im nawet dożywocie. Zaledwie czteroletni Leon wpadł do wrzątku, ale jego 19-letni opiekunowie nie wezwali pogotowia, by ratować dziecko. Gdy chłopiec zmarł po kilku dniach, zakopali jego ciało w lesie. Ta zbrodnia dwa lata temu wstrząsnęła całą Polską. W poniedziałek Karolina W. i Damian G. (nie jest biologicznym ojcem dziecka) po raz kolejny stanęli przed sądem. Na sali rozpraw Sądu Okręgowego na warszawskiej Pradze zgromadziło się sporo osób. Wśród nich przede wszystkim studenci prawa i aplikanci. Na ławie oskarżonych zasiedli opiekunowie tragicznie zmarłego Leona. Nie sprawiają wrażenia szczególnie poruszonych. Damian G. to niewysoki mężczyzna, który wygląda młodziej niż na swój wiek. Brunet, włosy ścięte krótko, po bokach „na zero”. Na rozprawę przyszedł w ciemnym dresie. W niektórych momentach jest wyraźnie rozbawiony, czasem zerka na publiczność i się uśmiecha. Do sądu zwraca się w sposób grzeczny. Karolina W. ubrała czarną koszulkę w kwiaty z krótkim rękawem. Ona także dość często się uśmiecha, ale jest o wiele spokojniejsza od Damiana G. Przedszkolanki: Nic nie budziło naszego zaniepokojenia Sąd przesłuchuje kolejnych świadków w sprawie. To dwie przedszkolanki, które znały Leona. Mówią, że chłopiec miał orzeczenie o niepełnosprawności i afazję, nie posługiwał się całymi zdaniami, lecz pojedynczymi wyrazami. Jednocześnie wskazują, że nigdy nie zauważyły nic niepokojącego. Leon był czysty, zadbany, do przedszkola przychodził zazwyczaj wraz z mamą. Nigdy nie miał siniaków. Jedna z nauczycielek mówi, że w pewnym momencie dziecko przestało uczęszczać na zajęcia, a matka poinformowała ją, że jej syn nie będzie już uczęszczać do przedszkola. Przedszkolanka kilkukrotnie prosiła ją o złożenie na jej ręce oficjalnej rezygnacji. Po jednej z takich wiadomości Karolina W. odpowiedziała, że nie życzy sobie kontaktów z przedszkolankami i prosi, by tematu jej rodziny w przedszkolu już więcej nie poruszać. Nauczycielka przekazuje również, że otrzymała informacje od osoby, która wynajmowała mieszkanie Karolinie W. i Damianowi G. Jak twierdzi otrzymała zdjęcia, na których widać warunki w jakich znajdowało się mieszkanie. Wszędzie był brud, zgrzybiałe jedzenie leżało na stołach, a obok dziecięcych zabawek leżały przedmioty służące do zażywania narkotyków. Damian G.: Nie chcieliśmy zabić dziecka Do tragedii doszło w 2022 roku pod Garwolinem. Pierwsza rozprawa w tej sprawie odbyła się w styczniu bieżącego roku. Karolina W. i Damian G. twierdzili w swoich zeznaniach, że nie mieli na celu zabicie dziecka, lecz udzielenie mu pomocy. Wskazywali, że nie zdawali sobie sprawy z tego, że poparzenia, których doznał chłopiec zagrażają jego życiu. Damian G. twierdził, że bardzo żałuje tego, co się stało i dziś postąpiłby inaczej. Oskarżonym grozi od 12 lat pozbawienia wolności do nawet dożywocia. Na poniedziałkowej rozprawie nie stawili się wszyscy świadkowie, więc sprawę odłożono na 23 maja.