W planach wizyta we Francji, w Serbii i na Węgrzech. Po pięciu latach przerwy prezydent Chin Xi Jinping w niedzielę wraca do Europy. Spotka się z głowami kilku państw. Po co? Z jednej strony Chiny grają na Rosję, z drugiej nęcą kraje Europy gospodarczą marchewką, co niespecjalnie podoba się Amerykanom. Chińskiego prezydenta nie było w Europie od 2019 r. Dużo się od tego czasu wydarzyło – pandemia i lockdowny mocno zdemolowały chińską gospodarkę, potem Rosjanie najechali Ukrainę, tworząc dla Chin szereg okazji gospodarczych, z czego Pekin skwapliwie skorzystał. Choć romans Chin i Rosji nie podoba się Zachodowi, Europa nie może sobie pozwolić na ostracyzm w przypadku tak potężnego gracza, jak Chiny. Ma za dużo do stracenia.Według „Bloomberga” Xi Jinping będzie starał się „wbić klin między USA i UE”. Chce przekonywać, iż Państwo Środka ma do zaoferowania gospodarczo więcej niż Amerykanie.Nie jest tajemnicą, że Chiny mają zakusy, by „przejąć” wpływy w Europie i znów namieszać na mapie.Możliwość rozmów z mocarstwem70-latek, który jest sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Chin od listopada 2012 roku, pojawi się we Francji, w Serbii oraz na Węgrzech. W tych krajach trwa zabieganie o chińskie inwestycje. Nie dziwi zatem próba pogłębienia osobistych relacji z Xi przez Emmanuela Macrona.– Prezydent Francji oferuje możliwość rozmowy z czołowym mocarstwem Unii Europejskiej, które pragnie podążać bardziej niezależną drogą. Ta wizyta to próba przyciągnięcia tych krajów Europy, które według Xi mogą bardziej sprzyjać jego stanowisku – tłumaczy politolog Chong Ja Ian z Narodowego Uniwersytetu w Singapurze, cytowany przez forsal.pl. Według najnowszych wieści, przekazywanych przez rzecznika Komisji Europejskiej, ma także dojść do spotkania pomiędzy Chinami, Francją i przewodniczącą Komisji Europejskiej – Ursulą von der Leyen. Ta rozmowa może być kluczowa w kontekście wydarzeń z ostatnich tygodni. Kraje UE zacieśniają bowiem współpracę z USA. Dodatkowo coraz częściej mówi się na poważnie o zagrożeniach związanych z bezpieczeństwem i tanim importem z Chin.W kwestiach bezpieczeństwa chodzi przede wszystkim o szpiegostwo. Nie tylko wśród pracowników największych firm i koncernów. Pojawiły się informacje, że samochody autonomiczne, a nawet... odkurzacze wyposażone w chińską technologię mogą być wykorzystywane do celów wywiadowczych. Cierniem w boku rządów jest również TikTok, już traktowany jako machina do gromadzenia danych. „Chiny potrzebują dostępu do danych wizualnych i behawioralnych od ludzi różnego pochodzenia, aby opracować doskonałą sztuczną inteligencję” – czytamy w oświadczeniu KE. Nadal pozostaje wiele pytań, na które trzeba będzie uzyskać odpowiedź w niedalekiej przyszłości.Gospodarka Chin odjeżdża Europie?Una Aleksandra Berzina-Cerenkova, dyrektorka Ośrodka Badań nad Chinami na Uniwersytecie Stradinsa w Rydze, mówi wprost: – Prezydent Chin jedzie do krajów, gdzie łatwiej zasiać niechęć do globalnej architektury bezpieczeństwa pod przywództwem USA. Azjatycki potentat potrzebuje nowego bodźca do działania. Aktualne badania pokazują, iż chińska gospodarka „odjedzie” tej europejskiej do końca dekady o nawet... 30 procent. To przepaść. Trudno się zatem dziwić, że włodarze z Brukseli zaczynają podejmować nerwowe ruchy. Sytuacja zaczęła się pogarszać, gdy na rynek samochodowy wkroczyły chińskie auta elektryczne. Między innymi przez to tworzą się niepotrzebne napięcia, mogące przełożyć się na destabilizację sytuacji w Europie. Tym bardziej że Chiny nie mają kłopotu i nie widzą nic niestosownego w dogadywaniu się w wielu kwestiach z Rosjanami. Elektryczne samochody nakładają kolejną warstwę napięć między Unią a Chinami. UE rozważa nałożenie drakońskich ceł na import samochodów z Chin, podejrzewając, że Pekin subsydiuje z budżetu rodzimych producentów, co stanowi naruszenie konkurencji w myśl europejskich przepisów.Skoro mowa o przychylności dla Rosji, warto wspomnieć, że Xi odwiedzi też swój aktualny europejski przyczółek - Węgry. Dziennikarze Bloomberga analizują, że ten kraj może odegrać ważną rolę w kontekście blokowania niektórych decyzji Unii, z korzyścią dla Chin. Już w grudniu ubiegłego roku mieliśmy tego przedsmak. Wówczas prezydent Viktor Orban jako jedyny z całego grona wstrzymał pakiet pomocy dla Ukraińców. Zapanował chwilowy chaos. To właśnie Węgry mają być sposobem na okiwanie ewentualnego podniesienia unijnych ceł na samochody elektryczne. "Węgry stanowią kluczową bazę produkcyjną i logistyczną dla chińskich przedsiębiorstw technologicznych" - piszą w analizie Ilona Gizińska i Paulina Uznańska z Ośrodka Studiów Wschodnich.Dla kogo „marchewka”?– Chiny muszą wyraźniej przekazać Europie komunikat, że są wciąż partnerem godnym zaufania – przekonuje profesor Cui Hongjian z Pekińskiego Uniwersytetu Języków Obcych, który jest byłym dyplomatą. Węgrzy w to wierzą. Nie tak dawno chińska firma Contemporary Amperex Technology Co. Ltd. zobowiązała się już zbudować w tym kraju – wspólnie z koncernem Mercedes Benz – fabrykę wartości 7,6 miliarda dolarów. Ta inwestycja pomoże stworzyć około 9 tysięcy miejsc pracy. Wyraźnie widać „kto trzyma marchewkę, kto za nią biegnie”.– Chiny są bez wątpienia zainteresowane utrzymaniem otwartego europejskiego rynku w związku z problemami gospodarczymi. Pekin chce wbić klin pomiędzy USA a UE – zaznacza dosadnie Tamas Matura, węgierski analityk do spraw Chin, z Uniwersytetu Korwina w Budapeszcie.W tournée będzie jeszcze miejsce na odwiedziny w Serbii. To kierunek bardzo logiczny, analizując sytuację geopolityczną. Serbia aspiruje do członkostwa w UE, lecz wpływy rosyjskie są tam silne od dekad. Choć potępia atak Rosji na Ukrainę, nie zamierza dołączać do sankcji ani ograniczać wymiany gospodarczej z Kremlem. Ten fakt także kusi Chińczyków, którzy zachęcają Serbów inwestycjami. Serbia mocno wgryzła się w ową chińską marchewkę, bo prezydent już zapowiedział, że w ciągu paru lat chce wraz z Chińczykami wdrożyć projekt latających taksówek.Jednocześnie Chiny mają własne problemy gospodarcze, które zacieśnienie relacji z Europą pomogłoby rozwiązać. Bezrobocie, zwłaszcza wśród młodych, jest wysokie, a prognozy niesprzyjające. Sektor produkcyjny zmagał się z problemami przez większą część 2023 roku. Po chwilowym wzroście aktywności gospodarczej, w czerwcu wskaźnik PMI w chińskim przemyśle wyniósł 49 pkt, co oznacza trzeci miesiąc z rzędu recesji sektora. Gorsze wyniki Chińczycy notowali tylko w czasie polityki „zero Covid”.Chińczycy mają ogromne plany, ale koniec końców, muszą zadbać również o własne podwórko. – Pekin chce pokazać, że Chiny mają przyjaciół na Zachodzie, zwłaszcza w roku, w którym tak dużo się dzieje – podsumowuje Philippe Le Corre, francuski analityk do spraw Chin z think tanku Asia Society Policy Institute. Czekają nas zatem interesujące dni.Czytaj także: Żołnierze strzelają, dziennikarze giną. Tak źle nie było nigdy