W ruch poszły armatki wodne i gaz łzawiący. Gruzini od paru tygodni masowo protestują przeciwko tzw. ustawie rosyjskiej, a rządząca krajem partia GM tym razem nie zamierza się wycofać i rozpędza protestujących armatkami wodnymi i gazem. Robi się coraz ostrzej przed wyborami i niewykluczone, że Kreml wygra tę partię w zakulisowej rozgrywce z Zachodem. Ustawa przeszła trzecie, ostatnie czytanie w parlamencie. Protesty odbywają się od tygodni, z większym natężeniem w momentach prac parlamentu nad sporną ustawą, jak we wtorek. Ludzie trzymają gruzińskie, europejskie i ukraińskie flagi oraz transparenty z napisami „nie dla Rosji”. Regularnie są obiektem brutalnych akcji policji.Awantura przed świętamiDemonstranci blokują parlament, usiłując zmusić w ten sposób rządzącą partię Gruzińskie Marzenie (GM) do porzucenia prac nad sporną ustawą. Protesty mają wielką oddolną siłę. Mieszkańcy Tbilisi zrzeszają się, oferują darmowy nocleg przyjezdnym, organizacje pozarządowe oferują pokrycie kosztów przyjazdu, opozycja próbuje zbić polityczny kapitał. Z drugiej strona rząd zwozi do stolicy ludzi na wiece popierające ustawę. To ostra i świadoma gra GM przed wyborami, wycelowana w osłabienie opozycji. Protesty przybierają na sile. Reakcja władzy była brutalna: protestantów rozpędzano armatkami wodnymi i gazem łzawiącym. Aresztowano łącznie kilkadziesiąt osób. Gruziński resort spraw wewnętrznych w oświadczeniu przekonywał, że użyto przewidzianych prawem środków w reakcji utrudnianie prac parlamentu. Inne zdanie miała prezydentka kraju Salome Zurabiszwili. Oceniła, że reakcja służb była „nadużyciem”. Wśród samych posłów debatujących w środku otoczonego przez manifestantów parlamentu dochodziło do incydentów i rękoczynów. „Ustawa rosyjska”Co tak rozgrzało Gruzinów? Coś, co zdążyli już szeroko oprotestować w zeszłym roku, a z czego rządząca partia GM się wycofała. Wówczas nazywano to „ustawą o agentach zagranicznych”, nieprzypadkowo z tak pejoratywnie brzmiącą nazwą. Na początku kwietnia tamtejszy parlament rozpoczął prace nad zasadniczo tą samą ustawą. Przemianowano tylko jej nazwę, na bardziej poetycką „ustawę o przejrzystości wpływów zagranicznych”. Gruzini nazywają ją po prostu „ustawą rosyjską”, bo jest wzorowana na rosyjskim, kontrowersyjnym prawie o agentach zagranicznych, które daje Federacji Rosyjskiej szerokie uprawnienia do paraliżowania działalności np. organizacji pozarządowych nagłaśniających korupcję lub niezależnych mediów. Gruzińska wersja ustawy reguluje działalność części organizacji, szczególnie mediów i NGO. W jej myśl każdy podmiot, który jest finansowany w co najmniej 20 proc. z zagranicy, będzie podlegał specjalnym obostrzeniom prawno-skarbowym. Będzie musiał zgłosić się do specjalnego rejestru, składać dodatkowe sprawozdania finansowe czy informować każdorazowo o „zagranicznym wpływie” np. przy publikacji. Przepisy dadzą też państwu dodatkowe możliwości prowadzenia kontroli i audytów, co może być nie tylko kosztowne dla ich działalności, ale wręcz ją paraliżujące.W Rosji po raz pierwszy ustawę wprowadzono po ponownym wyborze Putina na prezydenta w 2012 r. Prawo było sukcesywnie rozszerzane przez ostatnią dekadę, zarówno jeśli chodzi o warunki uznania za „agenta zagranicznego wpływu”, jak i listę podmiotów, które obejmuje - od NGO, przez firmy, na obywatelach Rosji kończąc. Dziś wystarczy decyzja resortu sprawiedliwości. Na liście są m.in. organizacje nagłaśniające korupcję, niezależne medium Meduza czy członkinie Pussy Riot. Gra na zmęczeniePo kilku tygodniach prac ustawa przeszła wymagane prawem trzy czytania w tamtejszym parlamencie. We wtorek 14 maja po burzliwych obradach posłowie przegłosowali „ustawę rosyjską” - 84 było za, 30 przeciw. Teraz trafi do podpisu na biurko prezydentki. I w jej decyzji protestujący wypatrują nadziei. Salome Zurabiszwili gorąco potępia ustawę i zapowiedziała weto. GM ma jednak dość głosów w parlamencie, by to weto odrzucić. Premier kraju wspominał o możliwym wprowadzeniu poprawek na etapie prezydenckiego weta, nie zdradził jednak, jakiego rodzaju i jak daleko idących. „Władze przejawiają dużą determinację w przeforsowaniu kontrowersyjnej ustawy i – szerzej rewizji orientacji politycznej Gruzji. Za optymalne dla nich rozwiązanie można uznać grę na zmęczenie protestujących przez rozciąganie procesu legislacyjnego” – pisze Krzysztof Strachota, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.To, co jednak zaczęło się jako protesty przeciwko „ustawie rosyjskiej”, daleko wykracza poza samą jej treść. Gruzini protestują także przeciwko przyjętej niedawno w trybie przyspieszonym nowelizacji przepisów podatkowych. Te można interpretować jako swego rodzaju abolicję, bo zwalnia osoby fizyczne z niezapłaconych zaległości podatkowych sprzed 2021 r., i zwalnia z podatków za transfer aktywów z firm w rajach podatkowych do Gruzji.Partia argumentuje to dbaniem o rozwój lokalnej gospodarki, opozycja nazywa „importem aktywów” z zagranicy z pominięciem podatków oraz norm międzynarodowych przeciwko praniu brudnych pieniędzy. Założyciel GM Bidzina Ivanishvili jest miliarderem, który zbił fortunę w Rosji. Czwarta kadencja rządzącej partii?GM rządzi krajem łącznie 12 lat. W październiku odbędą się kolejne wybory parlamentarne. Nieoficjalna kampania już trwa, a obecna awantura o „ustawę rosyjską” może stać się jej istotnym czynnikiem. Rządząca partia ma, zależnie od sondażu, od 25 do 55 proc. poparcia. Główna siła opozycyjna, to jest ZNR, według tych samych badań może liczyć 15-25 proc. Ale jej poparcie zsumowane wraz z potencjalnymi koalicjantami wskazuje na to, że po wyborach sojusz opozycyjnych partii ma szansę na stworzenie rządu. Choć – jak pisze Polski Instytut Spraw Międzynarodowych – to jednak GM będzie faworytem nadchodzącej elekcji.Młodych Gruzinów, którzy dominują wśród protestujących najbardziej jednak rozsierdza fakt, że przepchnięcie „ustawy rosyjskiej”, ostro krytykowanej przez Zachód, w tym UE i USA, może przekreślić unijne aspiracje tego kraju. W grudniu zeszłego roku kraj uzyskał oficjalnie status kraju kandydującego do członkostwa w UE. KremloskrętJak pisze Alexander Atasuntsev, analityk think tanku Carnegie Endowment For International Peace, GM tańczy na linie. Gruzini wiedzą, na co stać Rosję, która wciąż okupuje 20 proc. tego kraju i trudno mówić, by darzyli ją ciepłymi uczuciami. Strach przed Kremlem jest silną, rozgrywaną politycznie emocją. Idzie w parze z poglądami konserwatywnej części społeczeństwa, jest też podsycany przez tamtejszą Cerkiew. Wśród Gruzinów – abstrahując od sondaży – jest wielu niezdecydowanych, bo nie utożsamiają się z postulatami żadnej partii, nie widzą w polityce żadnych nowych twarzy i nurtów.Jednocześnie 80 proc. społeczeństwa opowiada się za kursem na Zachód. Jednak Gruzinom może być znacznie bliżej kulturowo do Zachodu, ale geograficznie to Rosja jest za progiem. Tymi okolicznościami tłumaczy się postawę obecnego rządu, który z jednej strony dba, by nie nadepnąć Kremlowi na odcisk, z drugiej, dość niemrawo, kontynuuje prozachodnie aspiracje swojego społeczeństwa. Ta swoista „polityka równowagi” to w istocie balansowanie po cienkiej granicy - ilekroć Gruzja przekroczyła ją w przeszłości, pozostawała zdana sama na siebie.Jednak w ostatnich latach ten balans mocno się rozjechał. Widoczny stał się rozbrat w relacjach z Zachodem i skręt ku Rosji. Rząd nie przyłączył się do międzynarodowych sankcji nałożonych po ataku Kremla na Ukrainę, a wręcz zwiększył handel między oboma krajami, co wielu europejskim firmom pozwala unikać ograniczeń nałożonych przez Zachód na Rosję. W Tbilisi unikano też otwartego potępiania rosyjskiej agresji. Nie było też mowy o wysyłaniu broni dla walczącego Kijowa. Inne jest też podejście obecnego rządu do negocjacji członkowskich z UE.Najchętniej wdrażane są te wytyczne Unii, które nie wiążą się z kosztami politycznymi. Co to oznacza w praktyce? Np. intensyfikuje się wysiłki do walki z przestępczością zorganizowaną, ale już niespecjalnie wdrażane są reformy sądów, gwarancje wolności mediów czy deoligarchizacji kraju.„W obecnej sytuacji bezalternatywny wydaje się dryf, a być może wręcz otwarta reorientacja Gruzji w stronę Rosji. To Moskwa, a nie UE dysponuje dziś atrakcyjnymi dla GM atutami” – pisze Krzysztof Strachota z OSW. - Sytuacja jest bardzo dużym wyzwaniem dla pozycji Zachodu w Gruzji. Istnieje poważne ryzyko zaprzepaszczenia dwóch dekad prodemokratycznych i prozachodnich reform w tym kraju.