Szykuje się happy end. Trzy sokole jaja porzucone przez matkę trafiły pod skrzydła sokolnika. Trojaczki wykluły się i nabierają sił wsłuchując się w wirtualny głos matki. To dopiero początek burzliwej historii tej rodziny. Szykuje się happy end. Kilka dni temu „Wrotka” samica sokoła z gniazda na kominie lubelskiej elektrociepłowni zniknęła pozostawiając cztery jaja. Godziny mijały, termin klucia zbliżał się nieubłaganie. Ojciec „Czart” dwoił się i troił, ale sam nie dałby rady opiekować się gromadką. Podjęto decyzję o zabraniu jaj do sztucznej inkubacji. Trafiły do sokolnika z Nadleśnictwa Garwolin. Prześwietlenie jaj pokazało, że „jedno z nich było niezalężone, a w pozostałych trzech klucie miało nastąpić lada moment” – czytamy w relacji Lasów Państwowych. W końcu nadszedł ten dzień. Wykluły się trojaczki. I zaczęło się. Maluchy trzeba karmić co 3-4 godziny w ciągu dnia. „A apetyt od razu rośnie, kiedy w tle słychać znany z jajka głos matki. Póki co, niestety tylko wirtualnie” – wyjaśnia sokolnik. Macocha w gnieździe W gnieździe pojawiła się dwuletnia samica „Ziuta”. „I zaczęła się drama! Bójki, szturchanie, awantura” – relacjonują opiekunowie gniazda. W końcu Ziuta odpuściła. A po trzech dniach sensacja. Wrotka wróciła do domu. Na miejsce prawdziwych jaj podłożono sztuczne. Czart poluje, Wrotka wysiaduje, maluchy nabierają sił u sokolnika. Jak wszystko pójdzie według planu, wrócą na łono rodziny – młode zostaną podłożone do gniazda na miejsce sztucznych jaj.