Metalowymi zaporami Islandczycy chcą odgrodzić miasteczka. Wulkan Eyjafjallajokull na Islandii, który wybuchł w sobotę po raz czwarty od grudnia, nadal wyrzuca w powietrze dym i jasnopomarańczową, ognistą lawę. Miejscowe władze na półwyspie Reykjanes podają, że infrastruktura i pobliskie miasto rybackie są na razie bezpieczne. I robią wszystko, by tak zostało – w tym celu budują specjalne metalowe zapory, które mają odgrodzić lawę od miasteczek i pobliskiej elektrowni. Do erupcji doszło 16 marca na półwyspie Reykjanes w południowo-zachodniej części wyspy, w pobliżu stolicy Islandii – Reykjawiku.Przez 800 lat był spokój – aż do 2021 r.To czwarta od grudnia 2023 r., a siódma od 2021 r. erupcja systemu geologicznego, który pozostawał uśpiony od 800 lat – wskazuje Agencja Reutera.Szczelina, która utworzyła się pomiędzy wzgórzami Hagafell i Skógfell ma długość ponad trzech kilometrów. Wydobywająca się z niej lawa płynie na południe i na zachód w kierunku miejscowości Grindavik. Mieszkańcy tej wioski rybackiej wrócili do swoich domów w lutym po ewakuacji zarządzonej w trakcie pierwszej erupcji tamtejszego wulkanu. Miejscowość otoczono wałami ochronnymi, do których obecnie zbliżą się lawa, jednak Islandzka Służba Cywilna zarządziła ponowną ewakuację.Dostali 15 minut. O tyle udało się uprzedzić żywiołMetalowymi tamami odgrodzono nie tylko liczące 4000 mieszkańców Grindavik, ale też pobliską elektrownię termalną Svartsengi. – Zapory dowiodły swojej wartości. Skierowały przepływ lawy w zamierzonym kierunku – podkreśla lokalne przedsiębiorstwo odpowiedzialne za utrzymanie infrastruktury.Ponieważ region erupcji od kilku miesięcy jest bacznie obserwowany, przed erupcją udało się ogłosić alert. Sobotnie ostrzeżenia wydano na 15 minut zanim fontanny lawy i dym zaczęły tryskać w powietrze.