Szymon Waszczyn, prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Przedsiębiorców Polskich na Ukrainie. Liczy się subiektywny odbiór tego, co dzieje się na granicy przez osoby, które będą decydowały później o tym, kto dostanie kontrakty na powojenną odbudowę kraju. Ktoś uzna – rozsypywaliście zboże na granicy? Dobrze, w takim razie my weźmiemy spółki ze Szwajcarii, czy Turcji – mówi w rozmowie z portalem tvp.info Szymon Waszczyn, prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Przedsiębiorców Polskich na Ukrainie. Byłem ostatnio na zakupach w Silpo (ukraińska sieć sklepów spożywczych – przyp.red. ) i wciąż, można kupić tam polskie makarony, majonez, czy groszek. Wydaje mi się jednak, że polskich produktów na sklepowych półkach w Kijowie jest coraz mniej. Szymon Waszczyn: Tak. Blokada granicy trwa już cztery miesiące, więc trudno by nie wystąpiły jakieś trudności. Polskie firmy działające na ukraińskim rynku przeszły w stan zarządzania kryzysowego. Zapełniliśmy magazyny po brzegi, aby mimo problemów na granicy dostarczać towary do ukraińskich sieci supermarketów. Jesteśmy jednak obciążeni dodatkowymi kosztami, a nasz asortyment nie jest optymalny. De facto sprzedajemy mniej, bo nie jesteśmy w stanie dostarczyć pewnych towarów. Nasze miejsca zajmują inni dostawcy. A my tracimy. Gdzie widać największe straty? Chodzi przede wszystkim o produkty mleczarskie. Polskie sery, czy jogurty, czyli towary, które muszą jak najszybciej trafić na sklepowe półki. Za optymalną logistykę przy tego typu produktach uznajmy dziewięć dni. Tyle powinien wynosić okres od momentu produkcji do dostawy do sprzedawcy. Blokada granicy ten czas oczywiście wydłuża. To jedyne przykłady? Mamy, też problem z dostawami materiałów budowlanych. Co prawda, duże inwestycje publiczne hamują, jednak sektor prywatny w Ukrainie bardzo dobrze się rozwija. Jesteśmy u progu nowego sezonu budowlanego, mamy podpisane kontrakty, a nie jesteśmy w stanie regularnie dostarczać materiałów na budowy. Porozmawiajmy o pieniądzach. Ile tracą polscy przedsiębiorcy? Polskie firmy zrzeszone w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Przedsiębiorców Polskich na Ukrainie, a jest ich około osiemdziesięciu, szacują, że chodzi o liczby rzędu kilkudziesięciu milionów dolarów. Ale mówimy o okresie tylko tych czterech miesięcy, podczas których trwa blokada. A to nie wszystko. Musimy wziąć pod uwagę także straty, które będą konsekwencją utraty wizerunku i zaufania ukraińskich kontrahentów do polskich producentów. Często słyszymy pytania: czy wy, jako polscy producenci zostajecie na ukraińskim rynku? Czy wasze towary będa nadal dostępne? Czy powinniśmy zamieniać je na inne produkty? Sugeruje pan, że polscy przedsiębiorcy mogą stracić ukraiński rynek? To już się dzieje. Nie wszystkie polskie firmy przez okres trwania blokady zdołały zapełnić magazyny tak, aby zagwarantować ciągłość dostaw towarów dla kontrahentów. Jeżeli blokada granic nie zostanie szybko zniesiona, to grozi nam utrata ukraińskiego rynku. Chyba nie tak miała wyglądać współpraca gospodarcza między Polską, a Ukrainą? Naszą misją jest tłumaczenie genezy tych konfliktów i protestów. Próbujemy studzić emocje. Bardzo ważna jest komunikacja społeczna. Być może dobrym pomysłem byłaby duża kampania medialna, przygotowana z resortem spraw zagranicznych i innymi ministerstwami. Chodziłoby w niej o kwestie czysto wizerunkowe: żeby poprawić obraz polskich firm i marek działających w Ukrainie. Ciężkie zadanie. Obecnie w ukraińskich mediach na temat Polski mówi się bardzo krytycznie. Większość dziennikarzy nie sięga do głębi problemu, a wiele publikacji i komentarzy o blokadzie granic mijało się z prawdą. Tak było w przypadku rzekomej blokady autobusów, o której czytałem w internecie, a w rzeczywistości nigdy jej nie było. Ukraińcy zapomną Polakom rozsypane zboże i antyukraińskie plakaty? To niestety było zbyt symboliczne, biorąc pod uwagę doświadczenie Wielkiego Głodu na Ukrainie z lat trzydziestych. Sprawa została bardzo mocno nagłośniona, obrazki wysypanego na tory kolejowe zboża zostaną zapamiętane bardzo długo. Przed nami odbudowa Ukrainy. Czy to co się teraz dzieje w naszych relacjach może mieć wpływ na polski udział w tym przedsięwzięciu? Obawiam tego, tym bardziej, że widać dużą aktywność zachodnich i tureckich firm budowlanych. Liczy się też subiektywny odbiór tego, co dzieje się na granicy przez osoby, które będą decydowały później o tym, kto dostanie kontrakty na powojenną odbudowę kraju. Ktoś uzna – rozsypywaliście zboże na granicy? Dobrze, w takim razie my weźmiemy spółki ze Szwajcarii, czy Turcji. Mimo wielu problemów spędza pan swój czas między Kijowem, a wschodem Ukrainy. Sporo Pan ryzykuje jeżdżąc z pomocą humanitarną do strefy wojennej. Po co? Bo ja mam świadomość, że ta wojna to jest nasz wspólny front. Jeżeli Ukraina się nie utrzyma, to będziemy walczyć w Polsce. Przepraszam, ale ja nie widzę wśród swoich znajomych i przyjaciół gotowości do wzięcia za karabin i pojechania na szkolenie do Przemyśla, Chełma, czy Rzeszowa. Nie ma w Polsce gotowości, aby przestawić się całkowicie na wojenny tryb myślenia. A powinniśmy ją mieć. Z konwojami na wschód Ukrainy byłem już 37 razy. Ta pomoc humanitarna ma olbrzymie znaczenie, również psychologiczne, dla jednostek wojskowych i grup medycznych, którym pomagam. Oni widzą, że te antyukraińskie wpisy, które czytają w internecie nie są do końca prawdziwe. Że jednak wielu Polaków pomaga, jeździ, a nawet walczy po stronie Ukrainy z bronią w ręku. Oprócz paczek z Polski do żołnierzy na froncie docierają informacje o blokadzie na granicy. Często musi się pan tłumaczyć? Tak, jest wiele pytań tego rodzaju. O co konkretnie pana pytają? Najprościej jak się da: dlaczego Polacy rozsypują zboże i blokują granicę? Moim zadaniem jest pokazywać, że ten konflikt jest złożony. Tłumaczę, że w tej sprawie pojawia się kwestia zielonego ładu, prowokacji sił trzecich i że Polacy też walczą z propagandą rosyjską. Nie opuszcza pan Ukrainy od początku wojny, jak rozumiem, mimo problemów chce pan tu pracować, prowadzić biznes. Będzie można jeszcze wrócić do normalnych warunków prowadzenia działalności? Myślę, że tak. Mam nadzieję, że ten okres konfliktów jest okresem przejściowym i wkrótce Polsko-Ukraińska Komisja Międzyrządowa będzie w stanie uregulować kwestie sporne w polityce rolnej i blokada zostanie ściągnięta. To pozwoli nam na regularne dostawy towarów i uspokojenie tej złej energii, z którą się teraz zmagamy.