W niektórych obwodach frekwencja wyniosła 100 proc.. W Rosji trwają trzydniowe „wybory” prezydenckie. W pierwszym dniu głosowania zanotowano szereg pojedynczych akcji antyputinowskich, a w Biełgorodzie na kilkadziesiąt minut przerwano pracę komisji wyborczych, w związku z ostrzałem miasta. Głosowanie potrwa do niedzieli. Jak donosi niezależny portal Meduza część Rosjan została... zmuszona do stawienia się w komisji wyborczej Na listach wyborczych są nazwiska czterech kandydatów: Władimir Putin, Nikołaj Charitonow, Władisław Dawankow i Leonid Słucki. Temu ostatniemu już można gratulować, bo jak stwierdził opozycjonista Michaił Chodorkowski, wynik wyborów można ujrzeć w oczach przewodniczącej Centralnej Komisji Wyborczej Ełły Pamfiłowej. – Widzieliśmy jej wystąpienie i ona miała w oczach wypisane 80 procent za Putinem i 80 procent frekwencji. Nikt jej nie przekona, że jest inaczej – podkreślił rosyjski opozycjonista.W pierwszym dniu prezydenckich pseudowyborów w Rosji przeciwnicy Władimira Putina i agresji na Ukrainę oblewali farbą urny wyborcze, niszczyli karty do głosowania, próbowali podpalać plakaty z wizerunkiem Putina i nawet lokale wyborcze. Pisaliśmy o tym TUTAJ. Niezależne media: W 400 lokalach frekwencja wyniosła 100 proc.Według portalu „Wiorstka”, część Rosjan mieszkających na Dalekim Wschodzie już spełniła swój patriotyczny obowiązek. W 400 lokalach wyborczych frekwencja w pierwszym dniu głosowania wyniosła 100 procent. Niezależny rosyjski publicysta Stanisław Andrejczuk tłumaczy to w prozaiczny sposób.„Ludzie, którzy przyszli rano do pracy, zostali zmuszeni do tego, aby iść do komisji i oddać głos” – napisał na Telegramie.