Zaległości wynoszą około 4 mld zł. W resorcie rodziny trwają prace nad rozwiązaniem pomocowym dla emerytów, którzy stracili na niesprawiedliwych wyliczeniach – poinformował przedstawiciel Ministerstwa Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej w „Rzeczpospolitej”. Doktor Tomasz Lasocki w rozmowie z „Rzeczpospolitą” tłumaczy, że do sprawnego rozwiązania sytuacji potrzebne są zmiany ustawowe. Innymi możliwościami byłoby powołanie się na art. 114 ust. 1 ustawy emerytalnej, który pozwala zmienić wysokość świadczeń w obliczu nowych okoliczności lub art. 114 ust. 1 pkt 6, który pozwala Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych zmienić wysokość świadczenia ze względu na nieprawidłowości w jego ustalaniu.Prace nadal trwają– Po pierwsze, TK w wyroku z 15 listopada 2023 roku nie podważył mechanizmu, na podstawie którego były obliczane świadczenia przyznawane w czerwcu. W efekcie trudno byłoby skutecznie zastosować art. 114 ust. 1. Po drugie, ciężko mówić też o błędzie organu, skoro działał na podstawie konstytucyjnych regulacji, a przepis uznany za niekonstytucyjny został wprowadzony wiele lat po wydaniu decyzji – przekazał Lasocki.Niesprawiedliwe zostały potraktowane osoby, które odchodziły na emeryturę w czerwcu w latach 2009-2019. Przedstawiciel Ministerstwa Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej przekazał, iż trwają pracę nad rozwiązaniem dla emerytów poszkodowanych w sprawie tzw. emerytur czerwcowych.Krzywdzący system polegał na braku waloryzacji kwartalnej. „Jeśli wysokość świadczenia ustalana była w okresie od stycznia do maja i od lipca do grudnia składki podlegały nie tylko ostatniej waloryzacji rocznej, ale też dodatkowym waloryzacjom kwartalnym. Wyjątkiem był czerwiec, bo w tym miesiącu kwota składek nie była poddawana waloryzacjom. Przez to emeryci, którzy rezygnowali wtedy z pracy, otrzymywali o 200-300 złotych niższe świadczenia. Takich osób ma być około 100 tysięcy” – czytamy w wyjaśnieniu.Wypłacenie zaległości emerytom kosztowałoby budżet państwa około 4 miliardy złotych. Czytaj także: Onet: Obajtek i Burak dawali zarobić. Jak pieniądze trafiały do ludzi z PiS