Detektyw zarobił 6 mln zł. Minister aktywów państwowych Borys Budka przedstawił w rozmowie z Justyną Dobrosz-Oracz na antenie TVP Info nieznane dotychczas fakty i materiały związane ze sprawą inwigilacji m. in. posłów PO przez prywatną firmę detektywistyczną wynajętą przez ówczesnego prezesa Orlenu Daniela Obajtka. Jednym z zadań detektywa miało być ustalenie... dlaczego poseł PO Marcin Kierwiński kandyduje w wyborach do Sejmu z Płocka. – Skala tej inwigilacji jest porażająca. Za pieniądze spółek z grupy Orlen śledzono posłów. Wydumanym powodem do tej inwigilacji były składane w interesie Skarbu Państwa interpelacje, które przestrzegały przed fuzją Orlenu z Lotosem, w których dopytywano o działalność Orlenu i wymyślono taką machinę, że zlecono firmie detektywistycznej rzekomą ochronę Orlenu, a mieliśmy do czynienia z inwigilacją posłów – powiedział w rozmowie z Justyną Dobrosz-Oracz szef resortu aktywów państwowych.Budka przedstawił także materiały, które były owocem inwigilacji – m.in. wydruki zdjęć ze spotkania otwartego posła KO. Jak wyjaśnił minister, spotkanie nie miało nic wspólnego z Orlenem.– Przecież tam są zdjęcia pana ministra Kropiwnickiego, tam są jakieś wyimaginowane sugestie o jakiejś zorganizowanej grupie, która miała na celu uderzanie w prezesa Obajtka i dlatego ich śledzono – wskazał. Jak dodał, „z tego materiału wynikają rzeczy wręcz absurdalne, a nie śmieszne”. – Jeżeli pan detektyw, który otrzymuje tak solidne wynagrodzenie, stwierdza, że doszukał się informacji, że pan poseł Kierwiński w 2019 roku z niewiadomych przyczyn kandyduje z okręgu płockiego, to pan detektyw powinien był sprawdzić, że w 2015 roku pan Kierwiński był jedynką także w Płocku – mówił minister.– Ale ja pokazuję skalę – jeżeli prywatna agencja zajmuje się inwigilacją posłów za pieniądze, które są ze spółki skarbu państwa to można się zastanowić, kto jeszcze był inwigilowany – dodał. Jak zapewnił, „służby polskie już się tą sprawą zajmują”.Wskazał także, że osoba, która wykonywała to zlecenie, zarobiła na współpracy z Orlenem ok. 6 mln zł. Na ochronę Daniela Obajtka wydano ponad 1,6 mln zł. Budka podkreślił, że Obajtek miał prywatnych ochroniarzy, kierowcę, chronione były również jego nieruchomości. Jak zaznaczył minister, wszystko to było realizowane z pieniędzy spółek. Budka zastanawiał się również nad skalą problemu inwigilacji i wyraził obawę, że sprawa Obajtka i jego detektywa „może być wierzchołkiem góry lodowej”.„Sytuacja patologiczna”Minister wyraził także przypuszczenie, że Obajtek mógł śledzić również polityków Zjednoczonej Prawicy. – Wyłania się przerażający obraz ludzi władzy przez ostatnie 8 lat. Tam każdy na każdego zbierał haki – podkreślił.Szef resortu aktywów państwowych powiedział również, że najbardziej oburzający jest fakt, że mimo licznych ostrzeżeń ze strony służb, najwyżsi przedstawiciele ówczesnej partii władzy nic z tym robili, a wręcz roztoczyli nad Obajtkiem parasol ochronny. Wymienił w tym kontekście również prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który był wówczas wicepremierem ds. bezpieczeństwa.– Gdybym był prokuratorem i zapoznał się z dokumentami, które były również kierowane do Jarosława Kaczyńskiego, to miałbym bardzo poważne przesłanki, by osobom, które otrzymywały takie informacje stawiać zarzuty niedopełnienia obowiązków – powiedział Budka. Stwierdził również, że „jeśli chodzi o kwestię nadzoru nad największymi spółkami, to była sytuacja patologiczna”.