Sprawę bada prokuratura. Pani Wiesława narzekała na silny ból w lewej ręce. – W związku z tym, że było coraz gorzej i nie miałam czucia w palcach, lekarz rodzinny wysłał mnie do reumatologa, ten do ortopedy, a ortopeda skierował na zabieg – powiedziała w rozmowie z „Kroniką Tygodnia”.Okazało się, że mieszkanka Zamościa cierpi na zespół cieśni nadgarstka. To zbiór objawów związanych z uciskiem na nerw przyśrodkowy w kanale nadgarstka. Niekorzystne zmiany w nerwie są spowodowane nadmiernym uciskiem mechanicznym. Z takimi objawami zmaga się około 15 proc. osób na świecie, najczęściej kobiety powyżej 65. roku życia.Wybór padł na szpital w Hrubieszowie. Zabiegł przebiegł bez żadnych komplikacji, jednak po wybudzeniu pacjentka zorientowała się, że zrobiono go na zdrowej ręce. – Po wybudzeniu widzę, że wenflon mam na lewej ręce, a na prawej opatrunek. Na salę przyszedł lekarz, który mnie operował. Powiedział, żeby zmieniać opatrunek i że za dwa tygodnie mam się zgłosić do kontroli w poradni. Ja mu mówię: „Panie doktorze, ale to nie ta ręka została zoperowana”, a on, że ta, która była na skierowaniu. Płakać mi się chciało… – opowiada pacjentka.Teraz kobieta ma niesprawne obie ręce i czeka ją kolejna operacja. Ze względu na zaawansowany wiek, każdy zabieg niesie ze sobą większe ryzyko. Dlatego też rodzina złożyła zawiadomienie do prokuratury, która zajęła się tematem. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów.