Krzysztof Bosak w programie „Gość Poranka”. W Polityce każdy uważa się za wielkiego cwaniaka, a później robi mnóstwo błędów. Nie ma zbrodni doskonałem, nie ma nadużyć doskonałych – powiedział w TVP Info Krzysztof Bosak, jeden z liderów Konfederacji i wicemarszałek Sejmu. Jego zdaniem sejmowa komisja śledcza „to dobre miejsce”, by wyjaśnić aferę związaną z systemem Pegasusem. W programie „Gość Poranka” wyjaśnił też, czy sam otrzymywał sygnały, że może być inwigilowany. W poniedziałek w południe rozpocznie się pierwsze posiedzenie sejmowej komisji śledczej do spraw Pegasusa. Jej członkowie zgłoszą tego dnia świadków, wnioski dowodowe, przyjmą plan pracy i ustalą doradców.Specjalny sejmowy zespół ma zbadać legalność, prawidłowość oraz celowość czynności operacyjno-rozpoznawczych podejmowanych z wykorzystaniem tego oprogramowania między innymi przez polskie służby specjalne, policję i członków Rady Ministrów w latach 2015 – 2023.Bosak: W polityce trochę jak ze złodziejami – każdy uważa, że nie wpadnieW programie „Gość Poranka” Krzysztof Bosak z Konfederacji pytany o to, czy komisja śledcza jest odpowiednim miejsce na wyjaśnienie sprawy ocenił, że tak. – Ale oczywiście wszystko zależy od tego, jakie dowody i zeznania uda się zebrać – podkreślił.– Jeśli korzystający z tego systemu politycy i szefowie służb korzystali w sposób sprytny i przemyślany, to mogli nie pozostawić po sobie śladów. Natomiast w polityce każdy uważa się za wielkiego cwaniaka, a później robi mnóstwo błędów. To trochę jak ze złodziejami, przestępcami – każdy uważa, że nie wpadnie. Nie ma zbrodni doskonałej, nie ma nadużyć doskonałych – powiedział wicemarszałek Sejmu.Pegasus. „Powinny zostać ślady na piśmie”Jego zdaniem członkowie komisji śledczej liczą na to, że znajdą się ludzie, którzy zechcą złożyć zeznania, a którzy mają świadomość, że dochodziło do nadużyć i zechcą się tą wiedzą podzielić. – Tak zwany „czynnik ludzki” – dodał.Innym argumentem po stronie sejmowej komisji będą dokumenty, do których po zmianie władzy ma nowy rząd. – Często jest tak, że w administracji, w służbach ludzie piszą notatki, funkcjonariusze, urzędnicy oczekują poleceń na piśmie. Jeśli zajmowali się tą sprawą (inwigilacją) wiele lat, to zostały ślady na piśmie. Nowa administracja ma do tego dostęp – podkreślił gość TVP Info. Zaskakująca odpowiedź na pytanie o skalę inwigilacjiPytany, czy skala inwigilacji była „aż tak szeroka” jak mogłoby wynikać z medialnych doniesień, Bosak odpowiada wprost: „Jedyna uczciwa odpowiedź to: nie wiem”. – Wszystko, co krąży na ten temat w przestrzeni publicznej, to informacje niewiadomego pochodzenia, albo mające status plotek, albo domysłów, spekulacji. Na początku powoływano się na jakieś laboratorium, które jest w Kanadzie – przypomniał.Dopytywany, czy docierały do niego niepokojące sygnały, że z telefonem polityka lub jego znajomych coś się dzieje, wicemarszałek Sejmu przyznaje, że nie miał takich informacji. „By sąd wiedział jak najmniej”Zaznacza, że na dziś pewne jest jedno: „Ten system był przez państwo polskie zakupiony i był używany. Do tego nie było podstawy prawnej”. – Nie mamy podstawy prawnej do używania oprogramowania szpiegowskiego włamującego się na telefony i transmitowania z tych telefonów wszystkiego, co się na nich dzieje – wyjaśnia.Zdaniem Bosaka służby przywykły do zatwierdzania inwigilacji w ten sposób, by „sąd wiedział jak najmniej”. – I to opinia zarówno osób, które pracowały w służbach, jak i prawników – dodał.