Dziennikarze „L'Express” odkryli mroczną prawdę. Wybitny dziennikarz i… radziecki agent. Ta historia jak z filmu wydarzyła się naprawdę. W latach 70. Philippe Grumbach piastował najważniejsze stanowiska medialne we Francji. Jednocześnie wszystko raportował Związkowi Radzieckiemu. Grumbach był redaktorem naczelnym magazynu „L’Express” w latach 1956-60, a następnie dyrektorem i szefem działu politycznego. Od 1946 do 1948 r. był także sekretarzem redakcji Francuskiej Agencji Prasowej (AFP). W późniejszych latach zajmował się jeszcze produkcją filmową, a na koniec kariery zakotwiczył w słynnym dzienniku „Le Figaro”.Uchodził za gwiazdę w swoim fachu. Przez lata wyrobił sobie nad Sekwaną wielką markę, która pozwoliła mu zbliżyć się do najważniejszych osób w państwie – Valery’ego Giscarda i Francoisa Mitterranda. Ogromne wpływy sprawiły, że zyskał nawet status „doradcy prezydentów”.Zmarł w 2003 r. w wieku 79 lat. Żegnano go z największymi honorami i taki obraz Grumbacha pozostałby do dziś, gdyby nie śledztwo dziennikarzy „L’Express”.Zwerbowany za młoduJego wynik okazał się szokujący dla opinii publicznej. Dziennikarz już w wieku 22 lat został zwerbowany przez sowiecki wywiad, nadano mu pseudonim „Brok”. Wiele wskazuje na to, że dzięki swojej wiedzy i rozległym kontaktom był czołowym szpiegiem ZSSR w zachodniej Europie.Nie jest jasne, co kierowało Grumbachem, gdy podejmował współpracę. Wiele wskazuje na to, że mogły to być finanse. Dziennikarze „L’Express” ujawnili, że za swoją działalność wywiadowczą zarobił równowartość kilku milionów euro. Dokumenty wskazują na to, że pracował dla sowieckiego reżimu w latach 1946-81.Sprawa Grumbacha, chociaż jest tematem historycznym, to ma również znaczenie dla współczesnych wydarzeń. Jednym z najgorętszych tematów we Francji jest teraz problem rosyjskiej propagandy, z którą zmagają się władze.