Niepokojące ustalenia „FT”. Odrzucenie idei zjednoczenia obu państw koreańskich przez przywódcę Korei Północnej Kim Dzong Una oznacza początek nowej, niebezpiecznej ery na Półwyspie Koreańskim – ocenił dziennik „Financial Times”. Według części ekspertów Kim jest zdecydowany, by rozpocząć wojnę. Dramatycznym potwierdzeniem zmiany stanowiska reżimu było zburzenie Łuku Zjednoczenia w Pjognjagnu – pomnika symbolizującego nadzieje na zjednoczenie obu Korei, które formalnie pozostają w stanie wojny od brutalnego konfliktu zbrojnego z lat 1950-1953. Według analityków, na których powołuje się „FT”, dokonany przez Kima zwrot rozpoczął nowy, niebezpieczny etap w zamrożonym konflikcie pomiędzy dwiema Koreami. Niektórzy sądzą, że działania Pjongjangu mają przygotować ideologiczny grunt pod kolejną wojnę. Zerwanie z polityką zjednoczenia, której początki sięgają lat 40. XX wieku, pokazuje, że Kim jest ośmielony osiągniętymi przez swój kraj postępami w programie zbrojeń jądrowych oraz rozwojem współpracy wojskowej z przywódcą Rosji Władimirem Putinem – ocenił „FT”. Kim Dzong Un jak dziadek„Sytuacja na Półwyspie Koreańskim jest teraz najniebezpieczniejsza od czerwca 1950 roku (...). Sądzimy, że Kim Dzong Un, podobnie jak jego dziadek w 1950 roku, podjął strategiczną decyzję, by iść na wojnę” – ostrzegli w niedawnym komentarzu dla waszyngtońskiego think tanku Stimson Center doświadczony amerykański dyplomata Robert Carlin i fizyk jądrowy Siegfried Hecker. Przez dziesięciolecia północnokoreańska propaganda przedstawiała mieszkańców Korei Południowej jako rodaków, będących zakładnikami podległego USA „marionetkowego reżimu” w Seulu. Zamiar ich wyzwolenia legitymizował władze w Pjogjangu, a uciskanym mieszkańcom Korei Północnej zapewniał poczucie moralnego celu – wyjaśnia „FT’. Ta polityka uległa całkowitej zmianie, gdy 16 stycznia Kim powiedział w fasadowym parlamencie, że relacje pomiędzy obu Koreami „nie są już stosunkami pokrewieństwa czy jednorodności, ale dwóch wrogich krajów i dwóch walczących stron w stanie wojny’.