Przeprosić nie zamierza. Krewki, bałkański temperament dał o sobie znać. Union Berlin przegrał w Monachium z Bayernem (0:1), ale głośniej niż o wyniku spotkania jest o... Nenadzie Bjelicy, trenerze stołecznego zespołu, w przeszłości związanym z Lechem Poznań. Chorwat w drugiej połowie nieoczekiwanie uderzył Leroya Sane. Przepraszać piłkarza nie zamierza. To nie było wielkie widowisko, a Bayern wciąż nie gra tak, jak oczekiwaliby tego od monachijczyków kibice. Najważniejsze, że po trudnym meczu udało im się jednak zdobyć trzy punkty: zwycięskiego gola strzelił tuż po wznowieniu gry Raphael Guerreiro. Najwięcej kontrowersji budzi jednak sytuacja z 74. minuty. Piłka opuściła boisko, a stojący przy linii bocznej Nenad Bjelica nie chciał przekazać jej skrzydłowemu gospodarzy, Leroyowi Sane. Wywiązała się lekka szamotanina, szkoleniowiec Unionu nie wytrzymał ciśnienia i wymierzył cios w stronę monachijczyka. Arbiter ukarał go czerwoną kartką i odesłał na trybuny. Sprawą Chorwata zajmie się jeszcze komisja dyscyplinarna ligi. On sam nie ma sobie wiele do zarzucenia.– Byłem w swojej strefie i chciałem podać piłkę Sane. On mnie popchnął, dlatego zareagowałem – wyznał Bjelica i dodał: – Nie można tolerować tego, co zrobiłem. Czerwona kartka została słusznie przyznana. Już wcześniej byłem poddenerwowany z powodu kontrowersji w polu karnym Bayernu. Muszę przeprosić mój zespół, ale nie Sane – stwierdził. Bayern wygrał, ale wciąż nie jest liderem Bundesligi. Z czteropunktową przewagą nad monachijczykami prowadzi rewelacja rozgrywek, prowadzony przez Xabiego Alonso Bayer Leverkusen. Union znajduje się na 15. pozycji, tuż nad strefą spadkową.