Felieton Krzysztofa Wołodźki. 11 listopada w Święto Niepodległości Donald Tusk wygłosił przemówienie, w którym padło wiele patetycznych słów o jedności narodowej. I o tym, że rozbijać jej nie wolno. Problem w tym, że pojednanie i jedność na jego warunkach sprawia wrażenie próby wymuszenia. Te słowa trącą fałszem i pogróżką. Donald Tusk w jednym ma rację: „My, wielki naród polski, świętujemy rzecz najważniejszą, niepodległą Rzeczpospolitą”. Nawet jeśli długo musiał je ćwiczyć, powiedział prawdę. Wiemy jednak, że przez lata partii, którą kieruje, bliższe były niebiesko-żółte unijne flagi. Dobre układy z brukselskich elitami, konszachty z Niemcami i Rosją. Wizerunkowo rzecz zmieniła się niedawno. Gdy Platforma spostrzegła, że potrzebuje patriotycznego sloganu dla poprawienia swoich przedwyborczych notowań. Trochę im się to udało, trochę nie udało. Czas pokaże najważniejsze – co w tym było szczere, a co pod publiczkę. Tytuł tego felietonu to nawiązanie do głośnego wiersza Jarosława Marka Rymkiewicza. W strofach skierowanych do Jarosława Kaczyńskiego zmarły niedawno poeta pisał, że są dwie Polski. „Dwie Polski – ta o której wiedzieli prorocy / I ta którą w objęcia bierze car północy / Dwie Polski – jedna chce się podobać na świecie / I ta druga – ta którą wiozą na lawecie / Ta w naszą krew jak w sztandar królewski ubrana / Naszych najświętszych przodków tajemnicza rana”.Dalej Rymkiewicz pisał: „To co nas podzieliło – to się już nie sklei / Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei / Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu”. To był wiersz – epitafium dla Lecha Kaczyńskiego. Wiersz jak wezwanie do jego brata, że nie można się poddawać nawet po najcięższych razach. Rymkiewicza za ten wiersz znienawidziły liberalne salony. Próbowały go wyśmiać, bo jasno pokazał, po czyjej stronie jest polska racja stanu i romantyczne, najlepsze tradycje – a po czyjej kunktatorstwo ubrane w szaty „polsko-rosyjskiego resetu”. Tego samego resetu, którym wówczas Platforma Obywatelska się chlubiła, a który dzisiaj wyrzuciła na śmietnik niepamięci. Ta sztuka, niestety, w znacznej mierze się Platformie udało. I dlatego Donald Tusk śmie nas dziś pouczać o narodowej jedności. Choć to jego partia najwięcej przed laty zyskała na szyderstwach z „zimnego Lecha” i na sikaniu do zniczy na Krakowskim Przedmieściu. Choć to jego partia karmiła się „sokiem z Buraka”, hejterskimi wypowiedziami opiniotwórczych artystów pod adresem PiS i wyborców tej partii. Choć to jego partia, która po ośmiu latach nie była w stanie samodzielnie prześcignąć w wyborach swojego największego rywala, świadomie grała w manichejską grę polityczną. Z pomocą usłużnych mediów w rodzaju TVN i „Gazety Wyborczej”, które dziś stroją się w piórkach obiektywnych arbitrów elegancji. I to jego partia od lat żyje w symbiozie z celebrytami, jawnie i skrycie pogardzającymi „pięćsetplusową hołotą”, czyli milionami Polek i Polaków.Jedność za wszelką cenę, jedność wymuszona szantażami, groźbą, być może przekupstwami i propagandą lewicowo-liberalnych mediów nie jest żadną jednością. Nigdy nią nie była i nigdy nie będzie. Tego nie przesłoni patos słów, za którymi stara się dziś ukryć były i być może przyszły premier Polski. To się okaże prędzej czy później. To wciąż się okazuje, bo pogarda najróżniejszych Andrzejów Sewerynów zawsze się unaoczni. Pogarda kompradorskich, neoliberalnych elit wobec zwykłych, mniej zamożnych ludzi, też zawsze wyjdzie na jaw, pogarda naszych kieszonkowych kosmopolitów, apartydów i Europejczyków wobec „Polski smoleńskiej, „Polski zaściankowej”, „Polski zbyt nacjonalistycznej”, „Polski szowinistycznej”, „Polski ciemnej” też prędzej czy później rozkwitnie w pełnej krasie, szczególnie gdy już zasiedzą się na stołkach. I uwierzą, jak to z politykami wszelkich opcji bywa, że mają te stołki na zawsze. A Donald Tusk – znamy to przecież dobrze – w końcu zmęczy się rolą dobrego wujka wszystkich Polek i Polaków. I wyjdzie z niego naprawdę straszny dziadunio.Ktoś powie, że jątrzę w święto narodowe. To nie jątrzenie, to dobra, gorzka pamięć o tym, jak w praktyce wyglądała „uśmiechnięta Polska” w czasach rządów Platformy Obywatelskiej przed ośmioma laty. Oni mieli wówczas na ustach mnóstwo pięknie brzmiących frazesów. A nie potrafili zrobić nic, żeby zwykłym ludziom żyło się lepiej. Przeciwnie – uważali, że zwykli ludzie na lepszy los nie zasługują. Dla nich Polacy godni uwagi zaczynali się od kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie w górę. Kompradorskie elity traktowały większość swoich rodaków jak zasób taniej siły roboczej.I to znów wróci, więcej niż wymowaną w tej sprawie jest decyzja Razem, by trzymać się na dystans wobec przyszłego rządu Tuska, Szymona Hołowni, Władysława Kosiniak-Kamysza i Włodzimierza Czarzastego. Na marginesie: przed 2015 rokiem koalicja PO-PSL miała do swojej dyspozycji właściwie wszystkie duże media, publiczne i prywatne, a i tak ludzie spostrzegli ich kłamstwa, złą wolę i nieudolność. Warto to traktować jako prognostyk na przyszłość – nawet jeśli teraz spróbują zniszczyć wszelką realną wobec siebie polityczną, ideową, medialną opozycję.Jedność jest piękna i cenna. Piękna, wielka i bezcenna jest Polska i jej przyszłość. Patriotyzm jest dany i zadany każdemu, bez względu na to, jaką partię popiera i jakie ma poglądy. Ale nie dajmy się nabrać na tani sentymentalizm i nawoływanie do jedności podszyte pogróżkami. Jedność narodowa pod dyktando tych, którzy przez lata wciąż oglądali się na Berlin i Moskwę, byłaby i śmieszna, i straszna. Wiedzieli o tym Józef Piłsudski, Wincenty Witos, Roman Dmowski, Ignacy Paderewski. Wiedziało o tym wiele kobiet i mężczyzn, którzy przed ponad stuleciem wybrali Polskę, a nie stołki w obcych krajach.A my prędzej czy później się dowiemy, patrząc na politykę przyszłego centrolewicowego rządu wobec Brukseli, Berlina (i Moskwy), co były warte dzisiejsze słowa Donalda Tuska o niepodległej Rzeczpospolitej.