Wraca pomysł karania Polski za odmowę przyjęcia imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Do niedawna wydawało się, że Unia Europejska skończyła z polityką „otwartych drzwi”; coraz głośniej krytykowano decyzje Angeli Merkel z 2015 r. Przyjęty w czwartek pakt migracyjny pokazuje jednak, że to nie koniec napięć we Wspólnocie na tym tle. Porozumienie dowodzi również, jak traktowani są uchodźcy z Ukrainy w porównaniu z imigrantami ekonomicznymi z Bliskiego Wschodu i Afryki. Przypominamy, jak od 2015 r. wyglądała polityka migracyjna UE i jak rząd Ewy Kopacz zapewniał, że „jest gotowy na każdą liczbę imigrantów”. Pierwsza odsłona kryzysu migracyjnego w Europie rozpoczęła się w 2015 r. Wtedy to po arabskiej wiośnie i eskalacji wojny w Syrii w kierunku Europy ruszyły miliony ludzi. Zachętą były słowa ówczesnej kanclerz Niemiec Angeli Merkel, mobilizującej rodaków apelem „wir schaffen das” (damy radę!). Kryzys migracyjny 2015. Tak zdecydowała Merkel Tylko w 2015 r. o azyl ubiegało się prawie milion osób. Rozgrywające unijną polityką Niemcy właściwie jednostronnie zdecydowały – bez konsultacji z państwami członkowskimi – o otwarciu południowych granic UE. Twarde decyzje Merkel zostały zapamiętane jako polityka „Herzlich willkommen” (niem.: „serdecznie witamy”). Rządzący wówczas w Polsce gabinet Ewy Kopacz bezkrytycznie podszedł do narzuconych przez Berlin rozwiązań. Z miejsca wręcz ekipa PO-PSL zgodziła się na przyjęcie 2 tys. migrantów z Bliskiego Wschodu i krajów Afryki Północnej. Gdy później KE rozdzielając 160 tys. imigrantów przydzieliła Polsce w sumie 12 tys. – rząd również nie dyskutował z decyzjami Brukseli. Ewa Kopacz przekonywała, że 10-12 tys. osób to mniej więcej „tyle, ile przychodzi na mecze Legii”. Tomczyk: Ile dadzą. Trzaskowski: Bo Schengen się rozpadnie Rzecznik rządu Cezary Tomczyk zapewniał, że przydzielona Polsce przez Unię liczba migrantów jest „sprawiedliwa”. Poszedł nawet krok dalej: „Jako kraj jesteśmy przygotowani na każdą liczbę uchodźców. Chodzi o to, żeby podział uchodźców w Europie był sprawiedliwy. Weźmiemy na klatę wszystkie decyzje, które podejmiemy ws. uchodźców” – mówił w jednym z wywiadów jeszcze we wrześniu 2015 r., na krótko przed wyborami parlamentarnymi i zmianą władzy w Polsce. W tym samym okresie Rafał Trzaskowski (wówczas wiceminister spraw zagranicznych w rządzie Kopacz) straszył, że nieprzyjmowanie uchodźców może doprowadzić do rozpadu strefy Schengen. – Pomyślmy jeszcze o jednym. Co stałoby się, gdybyśmy mieli na Ukrainie pogorszenie sytuacji? Mielibyśmy napływ uchodźców ze strony Ukrainy. Jak teraz powiemy „nie” to jasne, że Unia Europejska nam nie pomoże. Nasze zaangażowanie w ten plan jest w pewnym sensie wykupieniem polisy ubezpieczeniowej – argumentował w RMF FM. Kaczyński: Wspierać finansowo imigrantów na miejscu Jak mówił wówczas prezes PiS (wrzesień 2015), trzeba się kierować zasadą „ordo caritatis”, czyli porządku miłości. Polska powinna więc wesprzeć finansowo obozy dla uchodźców na Bliskim Wschodzie w wysokości wynikającej ze stopnia jej zamożności. Byłby to bezpieczny dla Polaków sposób pomocy uchodźcom. #wieszwiecejPolub nas Gdy władzę w Polsce przejęło Prawo i Sprawiedliwość, jedną z pierwszych decyzji Beaty Szydło było wycofanie się z obietnic rządu Kopacz. Nie spodobało się to w Berlinie i Brukseli. Tusk straszył karami. „Takie są zasady w Europie” Był to jeden z pierwszych punktów zapalnych w relacjach między Komisją Europejską a rządem PiS. W 2016 r., próbując wymusić na państwach członkowskich zgodę na przyjmowanie uchodźców, wymyślono więc kary finansowe: 250 tys. euro za każdą nieprzyjętą osobę. W sumie szacowano, że kosztowałoby to Polskę nawet 6,6 mld zł. W 2017 r. Donald Tusk, wówczas szef Rady Europejskiej, straszył Polskę karami: „Jeśli polski rząd będzie zdecydowany, właściwie jako jeden z dwóch, trzech w Europie, nie uczestniczyć w tym solidarnym poddziale obowiązków w sprawie uchodźców – to ma do tego, może nie prawo, bo mówimy tu o prawie europejskim, ale pewne argumenty, i jestem w stanie je zrozumieć – będzie się to wiązało nieuchronnie z pewnymi konsekwencjami. Takie są zasady w Europie”.Fala krytyki i koniec „Willkommenspolitik” Szybko okazało się, że polityka „Herzlich willkommen” była błędna, a na Angelę Merkel także w samych Niemczech spadła fala krytyki. Wicekanclerz Sigmar Gabriel (SPD) ostro krytykował Merkel (CDU), zarzucając jej naiwność i pychę w podejściu do kryzysu migracyjnego. Dumę ze słów kanclerz „Wir schaffen das!” (niem.: „Damy radę!”) zaczęły wypierać obawy o to, jak same Niemcy radzą sobie z napływem imigrantów. Wzrost terroryzmu i brutalnych przestępstw, który odnotowano po otwarciu granic, doprowadził też do wzrostu popularności AfD, pierwszej skrajnie prawicowej partii, która dostała się do Bundestagu od czasów nazizmu. Czytaj więcej: Koniec „herzlich willkommen”. Lewicowy rząd Niemiec zrywa z polityką migracyjną Angeli Merkel W 2017 r. Unia Europejska ostatecznie wycofała się z mechanizmu obowiązkowego rozdziału uchodźców. 26 września 2017 r. wygasła decyzja z września 2015 r., dotycząca podziału między unijne kraje 120 tys. migrantów w ramach systemu kwotowego. Tak Putin z Łukaszenką testowali europejską „solidarność” Nie zakończyło to jednak samej migracji, którą próbował wykorzystać Władimir Putin do destabilizacji Unii Europejskiej. Gdy w 2021 r. fala imigrantów sterowana przez Białoruski reżim zaczęła forsować wschodnią granicę Polski, Alaksandr Łukaszenka kilkukrotnie telefonował do Angeli Merkel.Po rozmowach przekonywał, że rząd w Berlinie zgodził się na korytarze humanitarne i przyjęcie tysięcy imigrantów z Bliskiego Wschodu. Wtedy jednak Merkel zaprzeczała, dowodząc zmianom w swojej polityce.Polska nie czekając na decyzje Brukseli zdecydowała się na wybudowanie zapory chroniącej zewnętrzną granicę Unii Europejskiej z własnych środków. Inwestycja warta 1,6 mld zł została zakończona w ciągu kilkunastu miesięcy. Jak UE pomogła Polsce w przyjęciu uchodźców wojennych z Ukrainy Okazało się to jedynie początkiem problemów, które szykował Europie Putin. W lutym 2022 r., po napaści Rosji na Ukrainę, fala uchodźców wojennych ruszyła na zachód Europy, głównie w kierunku granicy z Polską.Do naszego kraju wjechało w sumie kilkanaście milionów osób i zostało otoczonych opieką; ponad milion z nich otrzymało polski numer PESEL. Jak w tej sytuacji wyglądała słynna unijna „solidarność”? Tym razem nie była to w żadnej mierze „solidarność obowiązkowa”. Zobacz także: 6 różnic między uchodźcami z Ukrainy i imigrantami z Białorusi Przez pierwsze tygodnie konfliktu Bruksela nie skierowała żadnych dodatkowych środków na pomoc uchodźcom, mimo apeli Polski. Opozycja krytykowała rząd PiS, że... „nie potrafi rozmawiać z Unią Europejską”. Premier Mateusz Morawiecki wielokrotnie proponował stworzenie odrębnego funduszu pomocy Ukrainie.Po miesiącach licznych apeli rządu w Warszawie Komisja Europejska zdecydowała się przekazać wsparcie finansowe. Problem w tym, że unijna pomoc wynosi... zaledwie 200 euro na jednego uchodźcę z Ukrainy objętego ochroną międzynarodową. Już nie 200 euro, a 20 tys. Tym razem mowa o dużo większych kwotach. W czwartek – przy sprzeciwie Polski i Węgier –ministrowie spraw wewnętrznych krajów unijnych przyjęli zapisy nowego paktu migracyjnego. Przewiduje on opłaty karne za nieprzyjętych migrantów w wysokości 20 tys. euro za każdą osobę. Reforma systemu azylowo-migracyjnego forsowana przez szwedzką prezydencję zakłada relokację aż do 120 tys. migrantów rocznie. – Polska nie dopuści ani do przymusowej relokacji migrantów, ani do wprowadzenia opłat za nieprzyjętych migrantów – zapowiedział premier Mateusz Morawiecki. Aktualne pozostaje pytanie: dlaczego karną kwotę za nieprzyjęcie imigrantów wyceniono stukrotnie wyżej niż pieniądze, jakie Polska otrzymała (w przeliczeniu) na wsparcie każdego ukraińskiego obywatela uciekającego przed rosyjską napaścią? Czytaj więcej: Albo 1900 migrantów, albo 40 mln euro kary. Pakt migracyjny przyjęty