Zbrodniczy reżim zmienia doktrynę. Kompleks niższości Władimira Putina, objawiający się choćby specjalnymi butami „dodającymi” kilka centymetrów, to tylko jeden z symptomów, że rosyjski dyktator ma poważne problemy z osobowością. Zbrodniarz jest ogarnięty rozmaitymi fobiami, które nasilają się w różnych okresach. Papierkiem lakmusowym określającym, która aktualnie dominuje, jest aktywność prokremlowskiej propagandy. Obecnie wydaje się, że środek ciężkości przesunął się w kierunku nienawiści do Stanów Zjednoczonych jako źródła wszelkich nieszczęść udręczonego narodu rosyjskiego oraz niepowodzeń w „specjalnej operacji wojskowej” na Ukrainie. Coraz wyraźniejszy zwrot w psychice Władimira Putina obserwujemy od wczesnej wiosny. Pod koniec marca Kreml opublikował założenia nowej strategii polityki zagranicznej, która została podpisana przez dyktatora. „Federacja Rosyjska zamierza nadać priorytet eliminacji dominacji Stanów Zjednoczonych i innych nieprzyjaznych krajów w polityce światowej” – wynika z 42-stronicowego dokumentu.Ubrano to w szlachetnie brzmiące słowa. Na stronie internetowej Kremla podkreślono, że Rosja będzie dążyć do „stworzenia warunków, aby każde państwo odrzuciło cele neokolonialne i hegemoniczne” (w domyśle, poza Federacją Rosyjską). Dalej już jest niezbyt wyrafinowany opis Stanów Zjednoczonych jako „głównego inicjatora, organizatora i wykonawcy agresywnej antyrosyjskiej polityki kolektywnego Zachodu”.Z dokumentu wynika, że polityka zagraniczna Federacji Rosyjskiej powinna odzwierciedlać fakt, że Stany Zjednoczone są „źródłem głównych zagrożeń dla bezpieczeństwa Rosji, pokoju międzynarodowego oraz zrównoważonego, sprawiedliwego i trwałego rozwoju ludzkości”. Zwrócono też uwagę na wraże działania „nieprzyjaznych państw w polityce światowej”. Termin „państwa nieprzyjazne” był używany przez reżim w odniesieniu do tych krajów, zwłaszcza w Europie i Ameryce Północnej, które potępiły bandycką inwazję na Ukrainę i miały czelność wprowadzić sankcje.Rosyjskie absurdyKolejnym z absurdów było przedstawienie Rosji jako „cywilizacji państwowej”, której zadaniem jest obrona tego, co nazywa „rosyjskim światem” oraz „tradycyjnych wartości duchowych i moralnych” przed „pseudohumanistycznymi i innymi neoliberalnymi postawami ideologicznymi”. Warto wspomnieć, że Rosja słynie z „tradycyjnych wartości duchowych i moralnych” choćby pod względem jednego z najbardziej liberalnych praw aborcyjnych.Moskwa jednocześnie podkreśliła znaczenie relacji z Chinami i Indiami. Tłumaczy to „pogłębieniem więzi i koordynacji z przyjaznymi suwerennymi światowymi ośrodkami władzy i rozwoju, położonymi na kontynencie euroazjatyckim”. Oczywiście nie pała miłością do żadnego z tych krajów. Potrzebuje je jako miejsce zbytu swoich surowców, głównie węglowodorodów, gdyż Zachód objął je sankcjami.W przypadku Chin dodatkowo potrzeba współpracy z prawdziwym supermocarstwem, gdyż Rosja, nie tylko w wyniku bandyckiej agresji na Ukrainę, ale przede wszystkim z powodu dziesiątków lat fatalnie prowadzonej gospodarki jest kolosem na glinianych nogach. Indie natomiast to bardziej melodia przyszłości. Kraj ten rośnie w siłę i choć obecnie nie ma znaczącej pozycji, to jego potencjału już teraz nie można lekceważyć.Reżim ściganego przez Międzynarodowy Trybunał Karny zbrodniarza próbuje zrzucić na Zachód, czyli na Stany Zjednoczone, winę za swoje niepowodzenia. Zarzuty stawiane w strategii Waszyngtonowi dotyczą bowiem w rzeczywistości samej Moskwy. Przy okazji publikacji tego osobliwego dokumentu minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow przekonywał, że „polityka Zachodu polegająca na próbach osłabienia Rosji wszelkimi możliwymi sposobami jest określana jako wojna hybrydowa nowego typu”.Podżegacz wojennyPowiedział to podżegacz wojenny kraju, który od lat prowadzi wojnę hybrydową wymierzoną między innymi w Polskę. Owocuje ona choćby atakami na granicę przy użyciu nielegalnych migrantów czy cyberprzestępczością. Kilka dni później sam Putin powiedział wprost przedstawicielowi administracji prezydenta USA Joe go Bidena, że obwinia Waszyngton o zmuszenie Moskwy do działań wojennych, oczywiście obronnych.Dyktator uczynił to podczas uroczystości przyjmowania listów uwierzytelniających od nowo mianowanych ambasadorów w Moskwie. Jedną z osób uczestniczących w transmitowanej przez telewizję uroczystości była nowa przedstawicielka USA w stolicy Rosji Lynne M. Tracy. Putin powiedział, zwracając się do ambasador, że relacje Moskwy i Waszyngtonu znalazły się głębokim kryzysie, co wynika „zasadniczo różnych podejść do kształtowania współczesnego porządku światowego”.Według zbrodniarza w przypadku Stanów Zjednoczonych objawia się to – naturalnie – wywołaniem „kryzysu” na Ukrainie, którego miłująca pokój Rosja nie chciała. – Szanowna pani ambasador, wiem, że może się pani nie zgodzić, ale nie mogę nie powiedzieć, że użycie przez Stany Zjednoczone (...) takich narzędzi, jak wspieranie tak zwanej rewolucji kolorów w 2014 roku doprowadziło ostatecznie do dzisiejszego kryzysu na Ukrainie – bajał Putin.Pod koniec 2013 roku Ukraińcy mieli dość rozkradania kraju, korupcji, fałszerstw wyborczych i rosyjskich wpływów, których symbolem był promoskiewski prezydent Wiktor Janukowycz. Sterowany z Kremla Janukowycz uciekł z kraju w wyniku oddolnych protestów, które przeszły do historii jako Euromajdan. Właśnie na skutek tych krwawo tłumionych protestów Putin zdecydował się na nielegalną aneksję Krymu oraz wywołanie wojny na wschodzie Ukrainy.Gorąca wojnaStany Zjednoczone zaatakował także Ławrow, który wyraził zniesmaczenie koniecznością utrzymywania przez Moskwę relacji z Waszyngtonem, choć – argumentował – amerykańskie dostawy broni dla Ukrainy oznaczają de facto, że „jesteśmy naprawdę w fazie gorącej wojny”. Później Putin uzupełnił jeszcze tyradę twierdzeniem skierowanym do nowego ambasadora UE w Moskwie Rolanda Galharague'a, że to „Unia Europejska zainicjowała geopolityczną konfrontację z Rosją”.Była pewna niespójność w teorii zbrodniarza. Skoro – twierdzi Putin – źródłem niepokojów w światowym porządku są Stany Zjednoczone, dlaczego inicjatorem rzekomej geopolitycznej konfrontacji z Rosją miałaby być akurat Wspólnota, a więc związek polityczno-gospodarczy, a nie militarny? To pozostaje nieodgadnioną tajemnicą wśród rozlicznych arkanów kremlowskiej myśli politycznej, która nie grzeszy ani spójnością, ani logiką, a wyłącznie chorobliwą żądzą neoimperialnej potęgi.#wieszwiecejPolub nasWłaśnie ten mechanizm sprawia, że reżim przypisuje Waszyngtonowi winę za swoje niepowodzenia oraz próbuje wciągnąć rywala w jakąś dziwną politykę informacyjną kierowaną jednak do samych Rosjan. Dowodem na to jest atak drona na Kreml, który miał miejsce w maju. Niezidentyfikowany obiekt wybuchł nad jednym z budynków, co potwierdziły liczne nagrania. Nikomu nic się nie stało.To jednak wystarczyło, żeby władze oskarżyły Ukrainę o próbę przeprowadzenia „zamachu na Putina” za pomocą dronów. Według Moskwy doszło do „ataku terrorystycznego”, za który odpowiedzialność ponosi „kijowski reżim”. Zaraz jednak rzecznik Kremla i miłośnik drogich zegarków od szemranych znajomych Dmitrij Pieskow rozwikłał sprawę, bez niepotrzebnego śledztwa, orzekając, że winę ponoszą Stany Zjednoczone.– Stany Zjednoczone muszą zrozumieć, że Moskwa jest świadoma, iż to one stoją za działaniami Kijowa, nawet nie pozostawiając mu wyboru środków – mówił z politowaniem Pieskow. – Atak na Kreml jest przedmiotem dokładnego i szybkiego śledztwa, w które zaangażowane są odpowiednie służby – zapewnił. Mówimy jednak o Rosji, a tam zdarzało się już, że to właśnie służby przeprowadzały zamachy terrorystyczne.Nie trzeba daleko sięgać w przeszłości. Wystarczy przypomnieć przypadkowo udaremnioną próbę zamachu w Riazaniu w 1999 roku podczas serii ataków, które miały uzasadnić rozpoczęcie drugiej wojny czeczeńskiej. Wiadomo, że stała za tym Federalna Służba Bezpieczeństwa. Jej ówczesny szef, a obecnie szef Rady Bezpieczeństwa Rosji Nikołaj Patruszew przekonywał wówczas zmieszany, że wniesienie ładunków wybuchowych do piwnicy bloku mieszkalnego było elementem „ćwiczeń”. Takie najpewniej „ćwiczenia” kosztowały życie ponad 300 osób w Bujnaksku w Dagestanie, Moskwie i Wołgodońsku.Bardziej prawdopodobne jest więc, że rzekomy atak drona na Kreml był jedynie inscenizacją przygotowaną przez sam reżim Putina. Wydaje się, że jeżeli tak było, odbyło się to wyłącznie w jednym celu – żeby wmówić Rosjanom, że podstępny wróg atakuje już mateczkę Rosję. Wobec niepowodzeń na froncie i gigantycznych strat wśród żołnierzy miałoby to pomóc w werbunku kolejnych mobików oraz zwiększenia tolerancji rodaków dla nieudolnie prowadzonej „specjalnej operacji wojskowej”.Zamach na PrilepinaKolejny incydent, który Rosja z miejsca przypisała Stanom Zjednoczonym to zamach na kontrowersyjnego pisarza, prokremlowskiego propagandystę i byłego oficera specnazu oraz weterana z Czeczenii Zachara Prilepina na autostradzie w obwodzie niżnonowogrodzkim. Według agencji TASS w wysadzonym w powietrze aucie zginął kierowca, Aleksander Szubin „Zły”, były szeregowy w samozwańczej Donieckiej Republice Ludowej. Prilepin został ciężko ranny.Do ataku przyznał się ukraińsko-tatarski ruch partyzancki ATESZ. „Ruch ATESZ śledził Prilepina od początku roku. (…) Dla raszystów to dopiero początek. Zachar Prilepin był g**nianym pisarzem i g**nianym człowiekiem. Było przeczucie, że prędzej czy później zostanie wysadzony w powietrze. Tak po prostu, jako przeczucie. I się spełniło – jechał swoim audi q7 do krewnych w Niżnym Nowogrodzie. Ale nie jechał sam, tylko z niespodzianką na spodzie samochodu. Niespodzianka zadziałała. Zachar wylądował w szpitalu. Nasze przewidywania zawsze się sprawdzają, bo my nie tylko mówimy, my robimy” – napisała grupa w oświadczeniu.Oświadczenie to nie przeszkodziło rosyjskiemu MSZ w stwierdzeniu, że także za tym atakiem stoją Stany Zjednoczone. Rzeczniczka resortu Maria Zacharowa wprost oskarżyła USA o zrobienie z Kijowa „komórki terrorystycznej”. „To fakt: Waszyngton i NATO wypielęgnowały kolejną międzynarodową komórkę terrorystyczną – kijowski reżim. Bin Laden, Państwo Islamskie, teraz Zełenski i jego zbiry. Bezpośrednia odpowiedzialność USA i Wielkiej Brytanii. Modlimy się za Zachara” – napisała w mediach społecznościowych ta niezwykle pobożna kobieta.Reżim Putina robi wszystko, by zrzucić na innych winę za własne zbrodnie oraz niepowodzenia. Idealnym celem wydają się być Stany Zjednoczone. Jest to coś więcej niż tylko fobia dyktatora oraz czołobitne deklaracje czy co bardziej absurdalne twierdzenia przedstawicieli jego reżimu oraz propagandystów, którzy próbują udowodnić swoją przydatność, jak najlepiej odczytując myśli wodza.Nowa doktrynaSprawa jest poważniejsza. Moskwa przemodelowała po myśli dyktatora swoją oficjalną doktrynę. Rosja już nie wyzwala opanowanej przez „neonazistów” Ukrainy, lecz została wciągnięta w wojnę i musi toczyć walkę ze Stanami Zjednoczonymi, które usiłują zniszczyć Rosję. W tym modelu NATO i Unia Europejska są jedynie posłusznymi wykonawcami woli Waszyngtonu.Moskwa zdemaskowała potężnego wroga i tłumaczy swoim oblężonym rodakom, że właśnie dlatego opracowana na trzy dni „specjalna operacja wojskowa” tak się przedłuża. USA zbroją ukraińskich neonazistów, są to bowiem siły zła, ukuto już nawet termin, że „satanistyczne”, choć ten akurat nieszczególnie się przyjął. Zadziwiający jest fakt, że reżim nie dostrzega śmieszności własnych twierdzeń. Nawet nie ma co cytować rozlicznych bredni Dmitrija Miedwiediewa, którego najpewniej nikt na Kremlu nie traktuje serio. Jest jednak między innymi Patruszew, który w maju wysnuł teorię spiskową, że Amerykanie wkrótce będą chcieli wykorzystać rozległe obszary Rosji w celu przesiedlenia swoich obywateli, ponieważ nieuchronna erupcja superwulkanu pod Parkiem Narodowym Yellowstone pozbawi ich miejsca do życia.– Jeśli on (wulkan Yellowstone – przyp. red.) się obudzi, będzie to bezprecedensowa katastrofa. Jest on zdolny do erupcji tysiące razy silniejszych niż znane ludzkości. Obserwacje wskazują, że wulkan z biegiem lat staje się coraz bardziej aktywny, a magma w szybkim tempie dociera na powierzchnię. Rośnie też liczba trzęsień ziemi w kalderze wokół wulkanu, ich liczba sięga dwóch tysięcy rocznie – argumentował.Prorok PatruszewDalej Patruszew prorokował, że „śmierć wszystkich żywych istot w Ameryce Północnej jest nieunikniona. Łańcuch innych erupcji wulkanów, trzęsień ziemi, tsunami i kwaśnych deszczy dotknie większość światowej populacji”. Szef Rady Bezpieczeństwa Rosji wyciągnął wniosek, że podstępni Amerykanie – te siły Zła – znaleźli sposób, jak uciec przed nieuchronną zagładą, ale na drodze stanęła święta Rosja, czyli siły Dobra.Stratedzy w Waszyngtonie mają już – ustalił szalenie błyskotliwy Patruszew – wniosek, że „Europa Wschodnia i Syberia byłyby najbezpieczniejszym miejscem w przypadku ewentualnej erupcji” – wyjaśnił. Konstatował więc, że Amerykanie chcą się ukryć przed katastrofą na Syberii i dlatego muszą ją zdobyć. „Kryzys” na Ukrainie – jak go nazwał Putin – jest więc tylko wstępem do zbrodniczego planu Stanów Zjednoczonych.Skala absurdu może porażać, ale to wszystko należy traktować serio. Nie bzdurne tezy, poronione teorie, ale to, że wierchuszka reżimu Putina i on sam są do tego stopnia oderwani od rzeczywistości. Faktem jest też, że putinizm potrzebuje wroga, jak każda totalitarna ideologia. Ponieważ opiera się na sowieckim komunizmie, który żywił się zimną wojną, Kreml w celach propagandowych zmuszony był wrócić do tego samego antyamerykańskiego, zimnowojennego przekazu.Wpisuje się to doskonale w neoimperialne ambicje Putina. Zimna wojna ze swoją dwubiegunowością czyniła ze Związku Sowieckiego supermocarstwo. Może właśnie utrata tego statusu sprawiła, że Putin nazwał upadek ZSRS „największą katastrofą geopolityczną XX wieku”. Trauma jego postkomunistycznego środowiska skutkuje próbą przywrócenia mocarstwowej pozycji Rosji, ale Putina stać tylko na niszczenie światowego pokoju, dalszą degenerację i izolację swojego kraju oraz bandycką napaść na Ukrainę, zbrodnie wojenne i ludobójstwo.