„Polacy są obecnie wyraźnie dostrzegani na świecie”. Polacy mają szanse stać się potęgą kosmiczną, m.in. z powodu zmian, jakie zaszły w dziedzinie misji kosmicznych. Teraz potrzebne są m.in. małe statki kosmiczne, a polscy naukowcy są świetni i mogliby je budować – mówi Artur Chmielewski z Jet Propulsion Laboratory, jednego z ośrodków NASA. Artur Chmielewski pracuje w Jet Propulsion Laboratory – jednym z ośrodków amerykańskiej agencji kosmicznej NASA – gdzie zajmował się m.in. budową instrumentów naukowych w laboratorium, testowaniem części do statków kosmicznych oraz pracą nad 15 misjami NASA. Chmielewski przebywał w Warszawie na zaproszenie cc group i GPW, biorąc udział w konferencji „Space Day Conference”. NASA robi „najtrudniejsze rzeczy po raz pierwszy”Chmielewski podkreślił, że rząd amerykański wypracował „prostą regułę”: NASA robi „najtrudniejsze rzeczy po raz pierwszy” – buduje prototypy i pierwsze egzemplarze statku kosmicznego czy instrumentu – coś, na co przemysł nie może sobie pozwolić ze względu na wielkie ryzyko dla całego budżetu projektu. – NASA musi obniżyć to ryzyko. Zbudować pierwszy egzemplarz statku kosmicznego, instrumentu, nowej technologii... A potem przekazujemy to przemysłowi. Niech oni na tym robią pieniądze – opowiadał Chmielewski. – Mam nadzieję, że Polacy to rozumieją. A jeśli nie – to warto o tym pomyśleć. Że to nie jest tak, że kosmos to jest wydatek pieniędzy. Że „dlaczego pieniądze idą na kosmos, a nie idą na budowę żłobków”. To nie jest tak, że jedno z drugim rywalizuje. Przy budowie statków kosmicznych, organizowaniu misji powstają wynalazki. Te wynalazki potem są wdrażanie do ekonomii, rodzą się nowe firmy, nowe produkty, wszystko się zwraca. Kosmos napędza całą ekonomię Stanów Zjednoczonych. Np. moje centrum NASA (JPL – przyp. red.) dostaje co roku 250 mln dol. za licencje, za udział w firmach, za sprzedawanie wynalazków, które są wdrożone i przynoszą dochody – dodał. Zaznaczył, że kluczowe znaczenie ma nie tylko wielkość środków na podbój kosmosu, ale i systematyczny do nich dostęp. – One muszą iść z roku na rok – podkreślił. – Te pieniądze muszą iść na rozwój technologii i dopiero, jak ta technologia już jest prawie gotowa, można myśleć o misji. Czyli chodzi nie tylko o rozmiar budżetu – ale też, żeby ten budżet równo szedł – ocenił Chmielewski. Polacy „mają szanse stać się potęgą kosmiczną” W opinii Artura Chmielewskiego Polacy „mają szanse stać się potęgą kosmiczną” – m.in. z powodu zmian, jakie zaszły w świecie misji kosmicznych, a także w samym sprzęcie, np. statków kosmicznych. Przypomniał on, że początkowo statki kosmiczne były ogromne, ważyły po kilka ton i kosztowały miliardy dolarów. Sam łazik Perservance, wysłany na Marsa, kosztował 2,5 mld dol. – Teraz to się zmieniło. Teraz można budować małe statki kosmiczne, i one są potrzebne. Nawet telefon – to był kiedyś komputer, który zajmował pokój. Teraz mam go w kieszeni – mówił. W Polsce można znaleźć „genialnych studentów”Chmielewski ocenił, że w Polsce można znaleźć „genialnych studentów”, a polscy programiści, naukowcy, inżynierowie i ekonomiści mają bardzo dobrą renomę – „są dobrze wykształceni, ciężko pracują, są rozchwytywani na całym świecie”. – Ale chcemy, żeby oni robili to wszystko tutaj, w Polsce. Ja nie zachęcam młodych ludzi, żeby przyjeżdżali do NASA, tylko żeby pracowali w firmach tutaj. (...) Niestety, to się musi zacząć od rządu, bo ryzyko związane z opracowaniem i budową pierwszego statku kosmicznego jest duże. Nie może sobie bez takiej dotacji (rządowej – przyp. red.) pozwolić na to żadna firma. O Space X wszyscy mówią: świetna firma, wystrzeliwują rakiety co tydzień; Elon Musk – charyzma, świetna firma. Ale nie istniałaby, gdyby NASA nie dała im kontraktu opiewającego na 2 mld dol., gdy im się spaliła druga rakieta. Rząd musi pomóc. A potem rząd dostaje to z powrotem w postaci miejsc pracy, nowych wynalazków, nowych firm. Ludzie tam pracują, płacą podatki – i to się zwraca – podkreślił inżynier z NASA. Podkreślił, że Polacy są obecnie wyraźnie dostrzegani na świecie w związku z pomocą Ukrainie i działania na rzecz pokoju. – Musimy coś zrobić, żeby tę markę podtrzymać – i nie tylko być uważanymi za humanistów, ale i za ludzi z wielką technologią. My, czyli NASA, chcemy wysyłać małe misje na Marsa. A Polacy mogą budować małe statki kosmiczne. Są w tym dobrzy – już pierwsze statki zostały wystrzelone; robić je na potrzeby misji międzyplanetarnych. I to będzie kupowało NASA i ESA; w tym się możemy wyspecjalizować – powiedział. NASA uważa, że polscy naukowcy są świetniSprecyzował, że chodzi o wysłanie „małych misji na Marsa, które kosztują mniej”. – Ponieważ NASA uważa, że polscy naukowcy są świetni, że mogliby budować te małe statki kosmiczne, zgodziła się, że może to być nawet polska misja na Marsa z udziałem NASA. Rozmawiamy z Polską Agencją Kosmiczną, rozmawiamy z Jet Propulsion Laboratory, jakie są największe kompetencje obu stron, jak możemy razem zbudować tę misję. Szukamy pieniędzy na to z polskiej strony. Jak tylko przyjdą, to pójdzie do przodu – skonstatował. Także podczas konferencji „Space Day Conference” w Warszawie Chmielewski zastrzegł, że NASA nie chce już budować małych statków kosmicznych. – My chcemy budować te ogromne, z dziesięcioma instrumentami. Wy możecie budować – już budujecie – statki małe. Jest kilka firm, które są w końcowych fazach budowy takiego SmallSat. Jest kilka firm, które wystrzeliwują CubeSats (niewielkie satelity – przyp. red.) – mówił. Podając przykłady misji wykorzystujących niewielkie rozwiązania techniczne, które mogłyby być – jak podkreślił – „szansą dla polskiego przemysłu i polskich firm”, wspomniał o OASIS – planowanej misji NASA, sponsorowanej przez Katar. W jej ramach marsjańska technologia radarowa posłuży m.in. do poszukiwania zasobów wody pod pustynią. Innym przykładem misji wykorzystującej małe urządzenia jest misja łazika Curiosity na Marsie. Jeden z jego instrumentów, AEGIS, wykorzystując sztuczną inteligencję, sam decyduje, jakie marsjańskie skały będą ciekawe dla badaczy.– Sztuczna inteligencja i małe urządzenia będą też wykorzystane w misji Sample Return – przekazywania próbek gleby marsjańskiej na Ziemię. Próbki te są obecnie zbierane w różnych miejscach planety, a z czasem zostaną przetransportowane do rakiety za pomocą małych helikopterów wyposażonych w chwytaki. – Chciałem, żeby jedna firma z Polski zbudowała taki chwytak – mówił na konferencji. Docelowo na miejscu może się też pojawić mikroskopijne laboratorium do badania próbek. Zapytany o aktualne wyzwania technologiczne związane z podbojem kosmosu, naukowiec z NASA powiedział, że ludzie wybierają sobie coraz dalsze cele, tymczasem problemem jest „zwykła” komunikacja z instrumentami na stosunkowo bliskim Marsie. Sygnał na tę planetę wędruje 20 minut – i wraca tyle samo, co oznacza, że nie da się na bieżąco sterować obecnymi na Czerwonej Planecie urządzeniami, np. helikopterem. – Nie można nim sterować, bo zanim operator coś zobaczy i zareaguje, mija 40 minut. No więc helikopter musi „myśleć”. Ja pracuję nad następnym helikopterem na Marsa, który sam musi podejmować decyzje, wiedzieć, jak wylądować, czy tam są głazy – my to nazywamy hazard avoidance, musi planować sobie lot – road planning, musi spełniać wiele wymogów: nie psuć się, mieć lepsze akumulatory, lepsze panele słoneczne, miniaturowe instrumenty – wymieniał. Dodał, że takie rozwiązania mogą się przekładać na osiągnięcia, z których będziemy korzystać również na Ziemi, np. na drony dostarczające przesyłki.