Celem ukraińskiej kontrofensywy jest wyrzucenie najeźdźcy ze wszystkich okupowanych terytoriów, w tym Krymu. Kijów podejmuje kolejne ruchy świadczące o tym, że nadchodzi czas próby. Zachód też wstrzymuje oddech, licząc, że wsparcie, które do tej pory przekazał, wystarczy, by doszło do przełomu. Pojawiają się różne scenariusze tego, czego możemy się spodziewać w najbliższym czasie. Jedno jest pewne. Ukraina chce walczyć i ma wielką nadzieję na wyrzucenie okupanta ze wszystkich swoich terytoriów. Z kolei na Kremlu panuje wielki strach przed przejściem do defensywy i potencjalną utratą zagrabionych ziem. W wywiadzie dla dziennika „Wall Street Journal” ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski poinformował, że Ukraina jest już gotowa do rozpoczęcia kontrofensywy. Żałował przy tym, że jego kraj nie ma więcej broni ofensywnej przeciwko okupantowi, ale zaznaczył, że nie można dłużej czekać na dostawy. To oznacza, że po 15 miesiącach od ataku Rosji na Ukrainę mamy do czynienia z przełomem. To wojska podległe Kijowowi przejmą inicjatywę i rozpoczną marsz ku odzyskiwaniu zagrabionych terenów ojczyzny. To Kreml będzie musiał dopasowywać swoją narrację do prawdopodobnych porażek na froncie. Nikt dzisiaj nie jest w stanie przewidzieć, jaki mogą one mieć wpływ na sytuację w Rosji. Zaczadzeni „ruskim mirem” Tym bardziej że już teraz widać, po działaniach antyputinowskich sił w obwodzie biełgorodzkim, że na Kremlu panuje chaos decyzyjny, a i podległa mu armia nie potrafi poradzić sobie z tym zagrożeniem. Co prawda, tamtejsze społeczeństwo jest wciąż zaczadzone zbrodniczą ideologią „ruskiego miru”, ale ogromne straty na froncie, a także wpływ sankcji i oddalanie się wizji ostatecznego zwycięstwa w wojnie mogą zaskoczyć reżim w Moskwie, któremu wciąż zdaje się, że nic nie jest w stanie zachwiać jego pozycją. Nie można też dziś przewidzieć reakcji na ewentualne porażki rosyjskich oligarchów i tego, czy nie kiełkuje w ich głowach plan pozbycia się Putina. Gdyby się na to zdecydowali – Zachód, w szczególności Berlin i Paryż – byliby na pewno skłonni do szybkiego „naprawienia” relacji z „nową” Rosją, a zapewne i z pójściem na kompromis kosztem Kijowa.Wszystko sprzyja atakowi Wróćmy jednak do kontrofensywy. Jej rozpoczęciu sprzyjają nie tylko dostawy zachodniego uzbrojenia, słabość rosyjskich sił na froncie, wykrwawienie się ich pod Bachmutem, ale także poprawiająca się pogoda – wyższa temperatura i suchość – która ułatwia użycie ciężkiego sprzętu bojowego. Przygotowania do kontrofensywy są widoczne gołym okiem. W ostatnim czasie ukraińska armia nasiliła ataki na rosyjskie składy amunicji i szlaki logistyczne. Zaczęła też rozminowywać kontrolowane przez siebie obszary frontu, posługując się m.in zaprojektowanymi w Związku Sowieckim pojazdami UR-77 Meteorit, a także dostarczonymi przez Zachód nowoczesnymi czołgami inżynieryjnymi, w tym przesłanymi przez Finlandię czołgami przeciwminowymi Leopard 2R, potrafiącymi przebijać się przez pola minowe. Walka o umysły Kontrofensywa ukraińska to z jednej strony szansa na zakończenie wojny, wyrzucenie wroga z wszystkich terytoriów ukraińskich, w tym Krymu, ale także nadzieja na upadek zbrodniczego reżimu Putina. To też walka o umysły sojuszników z Zachodu, gdzie wciąż silne są środowiska powtarzające, jak to są „zmęczone wojną” i dążące do nakłonienia Kijowa do negocjacji, które byłyby niczym więcej niż przyjęciem dyktatu Kremla. Dlatego też w wywiadzie dla „Kiev Independent” były dyrektor CIA, gen. David Petraeus, oceniał, że kontrofensywa ma szansę przynieść rezultaty nie tylko na polu bitwy, ale także w umysłach zarówno Ukraińców, jak i ich sojuszników. Zwracał przy tym uwagę, że siły rosyjskie są uszczuplone, wiele jednostek toczy walki od roku lub dłużej i są one uzupełniane słabo wyposażonymi i wyszkolonymi nowymi żołnierzami. Podkreślał przy tym, że wielu z nich jest niezdyscyplinowanych i są słabo dowodzeni. To zaś może oznaczać narastanie chaosu, gdy trzeba będzie wycofywać się pod presją ukraińskich sił. W przeciwieństwie do nich, jak zaznaczał Petraeus, Ukraińcy są dobrze dowodzeni, wyposażeni i zdyscyplinowani. I czekali, trenując, wiele miesięcy, by w końcu przejść do ataku.Zmasowany atak „Czołgi muszą być wspierane przez piechotę, która dzięki artylerii i moździerzom uniemożliwi przeciwnikowi celny ostrzał pociskami. Drony mają zapewnić możliwość precyzyjnych trafień. Atak cybernetyczny zagłusza komunikację radiową. Wojska inżynieryjne minimalizują przeszkody, rozbrajają materiały wybuchowe. Obrona przeciwlotnicza znajduje się tuż za nimi, nie pozwalając rosyjskim śmigłowcom i samolotom szturmowym na zapewnienie bliskiego wsparcia z powietrza. To bardzo skomplikowane” – wyjaśniał Petraeus. Najważniejsza będzie – jak podkreślał były dyrektor CIA – dynamiczna inicjatywa, a „efekt połączonych sił jest przerażający dla wroga” i siły rosyjskie mogą się rozpaść. „Paskudna niespodzianka” O tym, że Rosjanie otrzymają „paskudną niespodziankę” podczas ukraińskiego ataku, przekonany jest też senator Lindsey Graham, który niedawno odwiedził Kijów. – W nadchodzących dniach zobaczycie robiący wrażenie pokaz siły ze strony Ukraińców – zapowiedział republikański senator. Dodał przy tym, że będzie lobbować w Kongresie za zwiększeniem dostaw wojskowych dla Ukrainy, tak by mogła ona „skończyć robotę”. Czytaj więcej: Miedwiediew grozi śmiercią amerykańskiemu senatorowi. Jest odpowiedźZ kolei o tym, by nie naciskać Kijowa w sprawie kontrofensywy, przekonany jest gen. John Allen, który zwraca uwagę, że najgorsza jest przedwczesna ofensywa, co kosztowałoby życie wielu ukraińskich żołnierzy. Dodał przy tym, że nie należy przewidywać, że siły rosyjskie rozpadną się po jednym uderzeniu, ale że najprawdopodobniej Ukraińcy będą musieli ciężko walczyć, by pokonać ich umocnienia. – To nie będzie uderzenie, które wypchnie Rosjan z Krymu, ale może ich zmusić do namysłu, czy naprawdę chcą prowadzić tę wojnę – ocenił Allen. Warto z tyłu głowy mieć słowa, które w marcu wypowiedział czeski prezydent Petr Pavel, ostrzegając przed tym, że to może być jedyna szansa Kijowa na kontrofensywę i że jeśli się nie powiedzie, to część zachodnich państw nie będzie skłonna w takim stopniu jak dotychczas wspierać obrońców. Na taki scenariusz też trzeba być przygotowanym. Pamiętajmy jednak, że Ukraińcy nie walczą jedynie o Ukrainę, ale o całą Europę. *** Petar PetrovićAutor jest dziennikarzem Polskiego Radia