Były prezydent dał popis na marszu Donalda Tuska w Warszawie. Przed rozpoczęciem niedzielnego marszu organizowanego przez lidera PO Donalda Tuska, głos zabrał były prezydent Lech Wałęsa. – Jak dobrze wiecie, jestem człowiekiem sukcesu tysiąclecia – mówił do zgromadzonych sympatyków opozycji. Po kilkunastominutowym wywodzie większość była już chyba znudzona megalomanią byłego prezydenta, bo w pewnym momencie rozległy się okrzyki „idziemy”. Wałęsa stanowczo zareagował. Podczas przemówienia, przed rozpoczęciem marszu, Wałęsa opowiadał o czasach opozycji antykomunistycznej, działalności Solidarności i swoim dorobku. Bardziej zasłużony od... Breżniewa – Jak dobrze wiecie jestem człowiekiem sukcesu tysiąclecia, tak mówią niektórzy. Robotnik, elektryk, dużo dzieci, cztery profesury honorowe, ponad sto doktoratów, a medali mam więcej jak Leonid Breżniew – mówił były prezydent. Mówiąc o czasach Solidarności wskazywał na różnice zdań z niektórymi działaczami opozycji. Lech Wałęsa zaatakował przy tym Annę Walentynowicz. Przypomniał też, że był oskarżany o to, iż był agentem SB. – Teoretycznie nie mam obrony, jak wytłumaczyć, że nie jestem (agentem), a praktycznie patrzcie, jakie to proste – powiedział były prezydent. Dodał, że zastanawiał się, dlaczego historyk Sławomir Cenckiewicz „tak go gnębi, dlaczego napisał tyle książek – wszystko to kłamstwo”. – I doszedłem do wniosku, że on w to wierzy – dodał Wałęsa. Tak sympatycy opozycji zareagowali na przemówienie Wałęsy Uczestnicy marszu, w pewnym momencie przemówienia, zaczęli wnosić okrzyki „idziemy”. – Jak nie chcecie słuchać, to dziękuję bardzo, wszystkiego dobrego – powiedział Wałęsa i zakończył przemówienie. Zobacz także: „Stalin, Lenin, a ja będę małym diabełkiem. Nie”. Wałęsa zdradził największe marzenie