Bitwa o zachowanie monopolu paktu senackiego. Gdzieś w cieniu wielkiej wojny o komisję specjalną, mającą badać rosyjskie wpływy i w cieniu zakończonej już (czy na pewno szczęśliwie, o tym za chwilę) burzy wokół sędziego Marciniaka toczy się jeszcze jedna wieka bitwa. Na razie podskórna, pod dywanem, choć jej pomruki przedostały się do mediów. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby tak naprawdę to ona generowała najwięcej emocji u wielu polityków wtedy, gdy wyłączone są kamery, a klawiatury spoczywają w bezpiecznej odległości od rąk. To bitwa o zachowanie monopolu paktu senackiego. Nim jednak do niej przejdziemy, miejmy z głowy oba główne tematy. Zaproponowana dziś przez prezydenta Dudę nowelizacja nie wywraca wbrew części krytyków ustawy do góry nogami. Zmiana potencjalnego składu na bardziej ekspercki rozbrajałaby zarzuty o polityczność komisji, gdyby dotychczasowa krytyka zasadzała się na prawdziwych argumentach. Tymczasem tak nie było, ponieważ główne zarzuty (możliwość blokowania startu w wyborach i brak procedury odwoławczej) nie miały oparcia w rzeczywistości, na co wskazały nie tylko liczne tłumaczenia ustawodawców i przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości, lecz również Państwowej Komisji Wyborczej, co powinno być już przesądzające. Komisja ekspercka może być jednak ciekawym rozwiązaniem. Natomiast, i na to warto zwrócić uwagę (i na co zwrócili uwagę niektórzy przedstawiciele opozycji, oczywiście bardzo krytycznie), że zmiana zapisanego w ustawie organu odwoławczego sprawia, że wbrew dotychczasowym obawom blokowanie wszelkich działań komisji przez sądy nie będzie pewne. Andrzej Duda chce bowiem, by odwoływano się do warszawskiego sądu apelacyjnego, jednego z niewielu, w których istnieje prawdopodobieństwo niewylosowania do sprawy jednego z „apolitycznych” sędziów, którzy jutro, oczywiście jako obywatele, nie sędziowie, pójdą w marszu razem z politykami, by pojutrze wrócić do roli apolitycznych autorytetów.Z kolei ze sprawy sędziego Marciniaka zapamiętamy przede wszystkim wydarzenie niewątpliwie sportowe, mianowicie fikołka posłanki Joanny Muchy. Była minister sportu udowodniła, że nie przypadkiem pełniła to stanowisko. Oto bowiem rano, w rozmowie z radiem RMF stwierdziła, ze bardzo cieszy się z kłopotów sędziego, argumentując to faktem, że pojawił się on na niewłaściwej imprezie: „Demokracja ma nie tylko prawo, demokracja ma obowiązek, żeby bronić demokracji, czyli żeby nie dopuszczać do debaty publicznej środowisk, które są jawnie niedemokratyczne. Czyli jeśli jakieś środowisko jest jawnie niedemokratyczne, to my jako demokraci mamy obowiązek tego środowiska nie dopuszczać do debaty publicznej, bo to się zawsze źle kończy. Przyzwoity człowiek z tym środowiskiem nie powinien się pokazywać”. Ponieważ jednak po drodze okazało się, że wszyscy politycy, łącznie z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem sędziego bronią, kilka godzin później posłanka na Twitterze wykonała akrobację. „Finał Ligi Mistrzów to święto dla wszystkich kibiców piłkarskich, a jednocześnie wielka radość, że sędziuje Polak. Sędzia Szymon Marciniak, nasza duma, jest najlepszym sędzią piłkarskim na świecie. Dlatego cieszę się, że jest decyzja UEFA, że poprowadzi on mecz finałowy!”. Cieszmy się więc wszyscy i nie pytajmy już o to, co tam było w tym radiu. Pamiętajmy też o tym, że wygrana w tej sprawie jest względna, wymagała bowiem złożenia samokrytyki. Możemy więc być pewni, że historia szybko powtórzy się, jeśli nie w świecie sportu, to w jakiejś podobnej sytuacji w innym eksponowanym miejscu.Tymczasem, choć pakt senacki, czyli porozumienie partii opozycyjnych w sprawie wystawienia jednej listy kandydatów do izby wyższej polskiego parlamentu wydawał się jedną z pewniejszych rzeczy w naszej polityce, mijający tydzień pełen jest sprzecznych informacji. Najpierw swój start zadeklarował Roman Giertych, licząc jak się zdaje, że postawiwszy kolegów przed faktem dokonanym, bez problemu uzyska poparcie całej opozycji, a przynajmniej Koalicji Obywatelskiej. Problemem było jednak to, że po pierwsze jedną z zasad paktu miało być wpisanie na listy wszystkich senatorów, którzy już raz zdobyli mandaty, a po drugie – że reprezentująca wypatrzony przez Giertycha okręg senator Jadwiga Rotnicka już zadeklarowała swój start. Po stronie opozycji pojawił się dość barwny wielogłos. O czym napisał na Twitterze sam zainteresowany: „w porannej audycji live przewodniczący Polska 2050 pan Szymon Hołownia poinformował o ostatnich ustaleniach Paktu Senackiego, iż partie wchodzące w skład tego paktu nie będą wystawiały mi kontrkandydatów w okręgu podpoznańskim. Dziękuję za tę decyzję i za miłe słowa Szymona Hołowni”. Jednak trudno było znaleźć ciąg dalszy w postaci jednoznacznego potwierdzenia tej wiadomości, jednoznaczne natomiast (i to w odwrotnym kierunku) były deklaracje Lewicy, a także samej senator Rotnickiej. Tymczasem dziś rano, pytany o start Giertycha Sławomir Neumann w radiowej Jedynce zapowiedział, że będą prowadzone rozmowy z „(…) każdym, kto nie będzie w pakcie senackim, żeby zastanowił się nad swoim startem”. Oczywiście słowa te niczego nie rozstrzygają, interesujące jest jednak, że Neuman mówi, że zapowiedź ta dotyczy kilkunastu osób. W debacie publicznej pojawiły się natomiast jak na razie trzy takie nazwiska, poza Giertychem mowa jest również o Joannie Senyszyn, a przede wszystkim – o Ryszardzie Petru. Trzy to nie kilkanaście. Gdyby chodziło o zapowiedzi innych list, do przekonania byłoby dużo więcej osób. Konfederacja, Bezpartyjni Samorządowcy i również wywodząca się ze środowisk samorządowych inicjatywa Marka Materka zapowiadają wystawienie kandydatów we wszystkich okręgach. I co najmniej dwa z tych podmiotów mają na to spore szanse, co może mocno wywrócić wszelkie senackie rachuby nawet, jeśli im samym nie da mandatów. Ciekawym, choć pobocznym wątkiem, są apetyty senatora Jana Marii Jackowskiego, niegdyś związanego z Radiem Maryja polityka PiS, który swój mandat przedłużyć chciałby właśnie z bloku senackiego.Ryszard Petru swój start w wyborach do Senatu z okręgu obejmującego południowe, politycznie w większości mocno liberalne dzielnice lewobrzeżnej Warszawy ogłosił w środę. Co ciekawe, Petru uważa, ze swoim startem wzmacnia, a nie osłabia pakt senacki, jednak aby tak się stało, musiałby zdobyć akceptację kolegów. O to nie będzie łatwo, nie tylko dlatego, że znów, jak w okręgu podpoznańskim, kandydatka już przecież jest. Sporym problemem będą jednak dawni koledzy z Nowoczesnej, cierpiący jak się zdaje na potężny kompleks swego pierwszego lidera. Ludzie, których sam Ryszard Petru wprowadzał do polityki, najpierw odebrali mu przywództwo w partii, doprowadzając (oczywiście z wielką pomocą jego samego) do jego marginalizacji i odejścia, a już teraz, po powrocie do założonej przez niego partii, potępiając go i zawieszając w członkostwie za niekonsultowany start. Petru nie pomoże też zapewne fakt, że już teraz zapowiada walkę o odzyskanie przywództwa w Nowoczesnej. Ustawa ciekawa, donos na sędziego elektryzujący, ale pamiętajmy – życie, również polityczne, toczy się też gdzie indziej!