Platforma wyczuwa, że 4 czerwca to już ostatni moment, gdy może realnie poprawić swoje przedwyborcze notowania. Platforma Obywatelska wyczuwa, że 4 czerwca to już ostatni moment, gdy może realnie poprawić swoje przedwyborcze notowania. Dlatego ma być tłumnie i głośno. Być może będzie – ale ostatnie lata pokazały, że Polacy i Polki są dziwnie odporni na stołeczne anty-PiS-owskie manifestacje. Jedni się trwożą, inni triumfują. Opozycja zachowuje się tak, jakby 4 czerwca miała już wygrać wybory. Ale to zwykły trick. W rzeczywistości powody do radości może mieć tylko Platforma Obywatelska. I to w określonej sprawie. Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz wyraźnie zmiękli. Nawet jeśli nie zdecydują się na wspólną listę, to ewidentnie czują, że formuła Trzeciej Drogi nie przynosi im jak dotąd spodziewanych korzyści. 4 czerwca po prostu potwierdzi, że grają dla i pod Tuska. Tym bardziej że znaczna część wyborców intuicyjnie pojęła, iż nie tworzą żadnej alternatywy ani wobec PiS, ani tym bardziej wobec Platformy. A Tusk ma za sobą nawet nie tyle silną partią, co liberalne media, które grają tylko na niego. I dla niego. To widać gołym okiem – Hołownia i Kosiniak-Kamysz kompletnie wypadli z łask opiniotwórczych liberalnych ośrodków. Mogą tam liczyć na pozytywny komentarz tylko w jednej roli – jako klakierzy lidera PO. Milcząca większość nie wychodzi na uliceGdy się śledzi liberalne media, można odnieść wrażenie, że 4 czerwca to jakiś apokaliptyczny dzień, który zmieni wszystko. A przecież podobnie jak w przypadku czarnych protestów, para może pójść w gwizdek. Co przytomniejsi komentatorzy od dawna biorą pod uwagę, że rwetes w medialnych bańkach (szczególne ukłony dla Twittera) albo wielkie polityczno-medialne spektakle nie mają takiej mocy perswazyjnej i sprawczej, jak to się zwykło potocznie sądzić. Z prostej przyczyny: w rzeczywistej skali społecznej głosy rozkładają się zupełnie inaczej niż w mocno zmieniającym perspektywę subiektywnym obrazie oburzonych lub protestujących. Szczególnie opozycyjne protesty od lat przeoczają istotny czynnik – milczącą większość, która jest obojętna lub niechętna lewicowo-liberalnym formacjom. Ale woli się nie wychylać z obawy przed stygmatyzacją. Ta milcząca większość nie wychodzi na ulice ani nie śledzi z wypiekami dyskusji w social mediach – lecz w dniu wyborów może skutecznie urealnić polską politykę.A przy okazji – warto zwrócić uwagę, że w błyskawicznym tempie medialno-polityczna totalna opozycja zarzuciła temat inflacji, recesji i gospodarczego krachu. Jeszcze do niedawna przekonywano nas, że z polskiej gospodarki do wiosny tego roku zostaną strzępy. I to rzekomo wszystko przez Prawo i Sprawiedliwość. Szybko się okazało, że polska gospodarka jest jedną z najszybciej wychodzących z pandemiczno-wojennego kryzysu. I to w tempie napawającym sporym optymizmem, co potwierdzają niezależne zachodnie instytucje oraz agencje ratingowe. W dodatku dziś Główny Urząd Statystyczny podał nowe dane o inflacji, co nawet w TVN jedna z komentatorek określiła w chwili szczerości mianem mocnego spadku.Jednym z priorytetów odbudowa konsumenckiej aktywnościTen proces idzie jak burza. Wzrostowi czy ściślej – odbudowie wzrostu służą obiektywne rynkowe przesłanki, które dodatkowo wzmacnia i jeszcze wzmocni popytowa polityka społeczna PiS. Bo dziś jednym z priorytetów jest odbudowa konsumenckiej aktywności Polek i Polaków. A gdy to się wydarzy – wrócimy na ścieżkę wzrostu z lat 2016–2019, które dla zwykłych polskich rodzin były naprawdę złotymi latami. To był równocześnie czas, gdy różnej maści proplatformerscy celebryci i tzw. autorytety moralne najbardziej hejtowali zwykłych ludzi jako sprzedajny i roszczeniowy pięćsetplusowy elektorat.A zatem – spadek inflacji i wyjście z pandemiczno-wojennego kryzysu to fakty. I bardzo prawdopodobna perspektywa nadchodzących lat. Prawdopodobnie również dlatego opozycja tak bardzo stara się dziś przekonać polskie społeczeństwo, że musi wrócić do władzy. Dla nich to jedyna szansa – gdy się poprawi, notowania PiS skoczą naturalnie do góry.A jeśli wygra opozycja? Błyskawicznie zmienią wtedy śpiewkę i zaczną zauważać to, co dziś tak chętnie przeoczają – że Polska w skali Europy i świata jest dziś w naprawdę obiecującej gospodarczo sytuacji. Ale stało się tak również dlatego, że PiS miał odwagę podejmować niepopularne w kręgach neoliberalnych ekonomistów decyzje. Dziś nawet Donald Tusk doskonale zdaje sobie z tego sprawę – dlatego zdecydowanie zmienił śpiewkę choćby w sprawie Leszka Balcerowicza. Ale kiep, kto bierze to za dobrą monetę. Rządy Platformy to będzie recydywa balcerowiczyzmu w najczystszej postaci – po prostu cała ta partia myśli o świecie, społeczeństwie i gospodarcze kategoriami: „dla ludzi pieniędzy nie ma i nie będzie”.PO: „Dla ludzi pieniędzy nie ma i nie będzie”Kto chce, może uważać, że 4 czerwca zmieni wszystko. Ale to najpewniej apogeum możliwości Platformy i całej opozycji. PO ani o krok nie przybliży się dzięki tej manifestacji do zwycięstwa – nawet jeśli będzie tłumna i głośna. Z pewnością jednak Tusk tego dnia potwierdzi tego dnia swoją władzę nad całą opozycją. Kosiniak-Kamysz i Hołownia właśnie przegrywają bardzo ważną bitwę o polityczną niezależność. Od 4 czerwca wizerunkowo będą traktowani wyłącznie jako ludzie Tuska. Najprawdopodobniej znów zyska na tym Konfederacja.Wakacje najważniejszym przedwyborczym „sprawdzam”Dla milionów Polaków i Polek najważniejszym przedwyborczym „sprawdzam” mogą być jednak wakacje. Jeśli spadająca inflacja przynajmniej zatrzyma ceny, a PiS wykorzysta ten czas, żeby przypomnieć polskim rodzinom, że „pięćsetplusy na wakacjach” najbardziej przez lata irytowały liberałów z opozycji, to 4 czerwca okaże się kolejnym marszem opozycyjnych dreptaczy. „Silnych razem” tylko nienawiścią wobec milionów polskich rodzin, którym po latach neoliberalnej dyktatury rządy PiS przyniosły realny wzrost dochodów i lepszy poziom życia.