Sylwetka pierwszej rywalki Polki. Nie ma Facebooka ani Instagrama, nie ma też… sponsorów. Ubrania kupuje sama, a cały jej sztab szkoleniowy stanowi ojciec Ion. Cristinę Bucsę, 24-letnią tenisistkę, która we wtorek zmierzy się z Igą Świątek, ledwo znają nawet w Hiszpanii – choć patrząc na ranking WTA, jest ich drugą najlepszą tenisistką. Kim jest 70. rakieta świata i czym może zaskoczyć Polkę? Na świat przyszła w Kiszyniowie. Miała trzy lata, gdy wraz z rodzicami przeniosła się z Mołdawii na Półwysep Iberyjski. Krążyła po Hiszpanii, by wreszcie z polecenia przyjaciela rodziny osiąść w Kantabrii: szerzej nieznanym regionie na północy kraju, tyleż malowniczym i pięknym, co… mało tenisowym. Walencja, Madryt, Barcelona – owszem, ale w okolicach Santander próżno szukać profesjonalnej akademii czy choćby zapalonych hobbystów. Kariera Bucsy robi tym większe wrażenie.Lubiła różne sporty, ale wygrał tenisZaczęła grać, gdy miała pięć lat. Nazwiska ludzi, przy których stawiała pierwsze kroki na kortach, nie mówią nic nawet największym zapaleńcom. Ot, kilkoro solidnych lokalnych grajków, pobierających kilkanaście euro za godzinę wspólnego odbijania.Lubiła sport. Ojciec czuł, że w ten sposób zamknięta w sobie córka może zbliżyć się do rówieśników. Zapisał ją na lekkoatletykę, karate, próbowała swoich sił w pływaniu. Wygrał tenis, z prozaicznej przyczyny: bo szło jej najlepiej. Nieźle radziła sobie nawet w starciach z chłopcami. Ion Bucsa wyczuł, że z tej mąki może być chleb i… wziął córkę pod swoje skrzydła.Razem trenują do dziś. Choć „trening” to właściwie tylko część jego obowiązków. Sama zawodniczka przyznaje, że ojciec jest też jej masażystą, fizjoterapeutą, specjalistą od naciągania rakiet i trenerem przygotowania fizycznego. Nie wychodzi mu tylko psychologa – ale że to działka Cristiny (skończyła nawet studia na tym kierunku), to „nie najlepsze przekazy stara się zamieniać w pozytywne”. Razem, jak przekonuje zawodniczka, stanowią bardzo zgrany duet.Z dala od mediówZ perspektywy współczesnych gwiazd dyscypliny, Cristina jest pewnego rodzaju dziwaczką. Nie ma Instagrama, Facebooka, nie dba o komunikację z fanami i – pewnie trochę z tej przyczyny – nie wzbudza większego zainteresowania sponsorów. – Kontaktujemy się, szukamy, czasem ktoś zadzwoni, obieca wysłać parę rakiet, przez telefon przekonują, że już to zrobili, ale ostatecznie nic nie przychodzi – żaliła się w jednym z wywiadów.Ale nie ma pretensji. W ogóle wydaje się nieszczególnie roszczeniowa. – Kupuję trzy-cztery stroje, które wystarczają mi na kilka lat. Podobnie z rakietami. Wiem, że niżej notowane zawodniczki mają już podpisane kontrakty reklamowe, ale nie przeszkadza mi to. Po prostu lubię grać – wyznaje z rozbrajającą szczerością.„Po prostu lubię grać”Na mecz drugiej rundy Australian Open wyszła jak dziewczyna z innego świata. Rakieta Wilsona w torbie firmy Dunlap, do tego koszulka z logo Lacoste, buty Asics i spodenki Penguin. A jednak pokonała Kanadyjkę Biankę Andreescu i sensacyjnie awansowała do kolejnej fazy. Tam przegrała z… Igą Świątek, ugrywając zaledwie jednego gema.#wieszwiecejPolub nasAle twarda nawierzchnia w Melbourne nie miała prawa jej służyć. To na mączce, jak to w Hiszpanii, grała przez całe życie. To na kortach ziemnych czuje się najlepiej. W Paryżu może być groźna – choć, czysto teoretycznie, z „jedynką” światowego rankingu nie powinna mieć szans.Starcie Igi Świątek z Cristiną Bucsą w pierwszej rundzie wielkoszlemowego Rolanda Garrosa we wtorek ok. godz.12.