Powrót do roku 2005? Na kilka miesięcy przed wyborami polska debata polityczna, prowadzona nie tylko w studiach telewizyjnych, ale i w mediach społecznościowych, nie tylko przez polityków, ale i ich wyborców, wraca w schemat, jaki pamiętać możemy z roku 2015, a nawet 2005. Narzucenie przez Prawo i Sprawiedliwość dyskusji wokół waloryzacji świadczenia 500 Plus sprawiło, że znów bardzo widoczny stał się podział na Polskę solidarną i Polskę liberalną. Co więcej, aktualny przebieg debaty nie tylko generuje podziały po stronie opozycyjnej, ale też sprawia, że niektórzy uczestnicy gry kompletnie się już w niej pogubili. Dobry przykład tego pogubienia mogliśmy zobaczyć w dzisiejszym „Minęła 8”. Reprezentujący Polskie Stronnictwo Ludowe poseł Mieczysław Kasprzak mocno rozpędził się z krytyką nie tylko 800, ale nawet popieranego przecież przez ludowców 500 Plus, nazywając świadczenie rozdawnictwem (oczywiście – „w niektórych przypadkach”). Co więcej, głównym argumentem Kasprzaka był dowód anegdotyczny, rozmowy z bogatym przyjacielem, który narzeka, że choć nie potrzebuje, to dostaje pieniądze, ale że te mu się należą, to je bierze. Choć nie potrzebuje – kółko się zamyka. Poseł Kasprzak zapomina tym samym, że bogaci przyjaciele posłów mają co prawda wpływ na kampanie wyborcze, do czego za chwilę wrócę, ale wciąż niestety stanowią mniejszość naszego społeczeństwa. Argument jest więc trochę chybiony.Nowa narracja przykładem na liberalizację PSLOczywiście, niby uzupełniony postulatem, by dawać te same pieniądze biedniejszym, ale jak połączyć to z funkcjonującym równolegle postulatem, by świadczenie trafiało tylko do pracujących? Ta nowa narracja jest przykładem na liberalizację nastawienia PSL, która przyspiesza, jak się zdaje, po wejściu w sojusz wyborczy z Polską 2050. Oczywiście elementy liberalne były w programie stronnictwa obecne wcześniej (przypomnijmy choćby godny Konfederacji pomysł dobrowolnego ZUS dla przedsiębiorców), jednak wcześniej równoważył je przekaz socjalny. Ba, w 2005 roku, w co dziś trudno uwierzyć, na ostatniej prostej kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi ludowcy poparli Lecha Kaczyńskiego, odwołując się przy tym właśnie do bardziej prospołecznego programu kontrkandydata Donalda Tuska. Dziś to fakt niemal całkowicie zapomniany, który nie pasuje zbytnio do późniejszej polityki PSL.W studiu obecny był również Maciej Konieczny, który obok obowiązkowej krytyki PiS znalazł w swojej wypowiedzi miejsce na polemikę z Kasprzakiem. Jako lewicowiec związany z partią Razem, poseł popiera programy socjalne, więc z niepokojem patrzy na opisane przeze mnie wyżej zjawisko, które sam określa mianem „niebezpiecznego, liberalnego populizmu”. Ciekaw jestem jednak, czy i kiedy Konieczny i zbliżeni do niego poglądami na kwestie socjalne działacze Lewicy zorientują się, że przyszła koalicja, w stronę której zmierzają pod wodzą Włodzimierza Czarzastego, w swojej masie staje się coraz bardziej liberalna, a po skręcie PSL można wręcz uznać, że będzie liberalna jako całość. Zwłaszcza że przecież i wśród polityków pozostałych partii, tworzących lewicową koalicję, liberałów mogących ścigać się z samym Donaldem Tuskiem nie brakuje. Zwolennikom bardziej socjalnej, opiekuńczej wizji państwa nie będzie więc lekko, gdy z opozycji parlamentarnej staną się nawet w przypadku wygranej wyborczej… opozycją, tyle że tym razem wewnętrzną.Schemat opozycji wciąż ten sam: narzekanieKomentarze już nie polityków, ale ich sympatyków, wróciły w utarte koleiny, z których zresztą nigdy na dobre nie wyszły. Schemat wciąż jest ten sam: narzekanie na rozdawnictwo, na lenistwo, kombinatorstwo. Patologię na dole i rozdawnictwo na górze. Oczywiście najmocniej ujął to nie tak dawno Donald Tusk, jednak przecież lider największej partii opozycyjnej, aspirującej do władzy, nie zdecydowałby się na tak ryzykowne wizerunkowo wystąpienie, gdyby nie czuł oparcia wśród swoich odbiorców.Tu działa sprzężenie zwrotne, piszący w sieci i mówiący na wiecach nakręcają się nawzajem, tracąc z oczu fakt, że mówią do swoich, już przekonanych, a poza nimi nikt poza tym nie klaszcze. Lecz nawet w tym przekazie nie są w stanie być konsekwentni, na jednym wydechu narzekając, że rząd rozdaje, i obiecując, że dadzą więcej. Że rząd nie ma pieniędzy na swoje zapowiedzi, ale ma, pochowane, na zapowiedzi opozycji. W efekcie liberałowie bardziej dogmatyczni wcale do opozycji nominalnie liberalnej nie lgną, zaczynając zerkać życzliwiej w stronę Konfederacji, a przynajmniej, niektórych jej przedstawicieli i postulatów.Charakterystyczne są tu choćby niedawne wypowiedzi Leszka Balcerowicza, który więcej ciepłych słów znajduje dla Sławomira Mentzena niż Donalda Tuska. Temu ostatniemu niemal wprost zarzuca zaś oszustwo, oceniając obietnicę podniesienia kwoty wolnej od podatku. Znak czasów, którego jednak rozgrzani wyborcy i działacze nie widzą, zajęci szukaniem raczej odstępstw u potencjalnych partnerów (kto ma Twittera wie, jak ostatnio obrywają u sympatyków PO Szymon Hołownia – ot, choćby dziś czytałem u jednego z nich, że to przeszkolony przez episkopat przyszły następca prezesa Kaczyńskiego, pogromca opozycji demokratycznej!) niż własnych niekonsekwencji.Czy opozycji, zwłaszcza w tej jej części, która rości sobie największe prawo do rozdawania kart, nie stać na inną odpowiedź na wszystkie podjęte ostatnio działania i inicjatywy PiS? Zamiast odpowiedzi programowej negacja800 Plus, darmowe leki, darmowe autostrady, nowe rozwiązania dla rolników, laptopy dla uczniów, długo by to wszystko wymieniać. Jednocześnie brak merytorycznej odpowiedzi, choćby krytycznej. Zastępuje ją negacja lub licytacja, czasem w wykonaniu tych samych osób, wszystko podawane w atmosferze nieustannej kłótni. Nie tylko z rządzącymi, lecz coraz częściej między sobą. Dlatego opublikowany w „Gazecie Wyborczej” gorzki komentarz Piotra Głuchowskiego, jeśli zaskakuje, to tylko tym, gdzie się ukazał. „Pamiętacie jeszcze Państwo, – pyta Głuchowski – że mieliśmy mieć w tym roku wspólną listę opozycji do Sejmu? Że Platforma zapowiadała jakąś ofensywę programową? Że w ogóle miał być jakiś spójny program? Na razie pomysły ma głównie sztab Jarosława Kaczyńskiego. Starszy, bezdzietny pan w wieku postreprodukcyjnym, który nie ma auta, proponuje darmowe leki dla dzieci, 800 Plus dla rodziców, darmowe autostrady dla wszystkich i jeszcze zakaz wyprzedzania się TIR-ów na trasach szybkiego ruchu (brawo, wreszcie!)”.#wieszwiecejPolub nasTak, być merytorycznym i wymagającym wyborcą opozycji (czy aby na pewno „zjednoczonej opozycji”?) nie jest dziś łatwo. Za tydzień zapowiadany jest wielki marsz w Warszawie. Można nawet założyć, że odniesie on frekwencyjny sukces, lecz tym samym zapewne utrwali on liderów w samozadowoleniu, będącym dziś być może największą, większą nawet od wszystkich propozycji rządu, przeszkodą w drodze do przyszłej władzy.