Nie ma jednego konkretnego punktu na globie, z którego wyszliśmy. Wyobrażamy sobie – całkiem niesłusznie – ewolucję jako kolejne zmiany genetyczne w jednym osobniku, które w jakiś cudowny sposób są dziedziczone przez jego potomstwo, dając mu przewagę w środowisku. Zapominamy przy tym, że całkiem sporo gatunków, w tym człowiek, tworzą organizmy płciowe i że do tanga trzeba dwojga. Drobne zmiany genetyczne mogą powstawać w różnych osobnikach różnych populacji, po czym krzyżowanie się tych osobników uwspólnia je u części potomstwa, na które działa dobór jak najbardziej naturalny. A zatem nie ma jednego konkretnego punktu na globie, z którego wyszliśmy – my i każdy inny gatunek. Jest spory obszar.Nasza ludzka historia zapisana skamieniałościami jest trudna do pojęcia i to, co paradoksalne, im bardziej ich przybywa. Stare pytania dotyczące ewolucji rodzaju Homo nie znajdują ostatecznych odpowiedzi, a nowych pytań przybywa. Nawet zatem jeśli z większością dziś wypowiadającego się na ten temat naukowego establiszmentu uznamy, że nasi przodkowie rozpoczęli swój ewolucyjny marsz ku przyszłości jako anatomicznie nowoczesny Homo sapiens wyłącznie w Afryce, pytamy głównie, co dalej.Powszechny pogląd jest taki, że następnie co najmniej dwukrotnie przodkowie nasi rodzaju Homo migrowali poza Czarny Ląd. Jakieś 2 mln lat temu i jakieś 100-60 tys. lat temu. Następnie potomkowie owych dwóch niedużych migracji skrzyżowali się w Eurazji, czego efektem jest bardzo do siebie genetycznie podobna i mało różnorodna populacja euroazjatycka (zawierajaca geny neandertalskie i denisowiańskie) oraz szalenie genetycznie różnorodna, jak na genomy ludzkie, i raczej nie zawierająca pierwotnie tych domieszek populacja afrykańska.Niespecjalnie pytamy o to, co wcześniej, bo z jednej strony Afryka jest dziś – i zawsze była jako leżąca równikowo – kontynentem gorącym, ale bywała znacznie wilgotniejszym. Ciepła zaś wilgoć to nie najlepsze warunki do tworzenia się skamieniałości z trucheł i zachowywania DNA w dobrej kondycji, pozwalającej na zbadanie metodami paleogenetycznymi ewolucji molekularnej. Czyli poznania, jak DNA przodków różni się od DNA potomków. W przeciwieństwie do mamutów, co do których ewolucji mamy niezłe od niedawna pojęcie, bo ich DNA nawet tak stare, jak sprzed 1,6 mln lat, dało się zanalizować, nasze homininie szczątki nie zostały utrwalone w wiecznej zmarzlinie, tylko padły w afrykańskiej dżungli lub buszu i zgniły lub zeżarły je drapieżniki. Stąd i naszych małpich krewnych ciężko analizować ewolucyjnie.Dziś jednak na łamach ostatniego wydania „Nature” kwestionuje się ów szeroko rozpowszechniony pogląd, że współcześni ludzie pochodzą z jednego regionu Afryki. Jak można przeczytać w towarzyszącym badaniom genetyków z University of California w Davis komentarzu odredakcyjnym, nowo powstałe „modele wykorzystujące ogromną ilość danych genomowych sugerują, że ludzie wywodzą się z wielu populacji przodków na całym kontynencie. Te starożytne populacje – które żyły ponad milion lat temu – byłyby tym samym gatunkiem homininów, ale genetycznie nieco się różniły”.Najnowsze badanie pochodzenia naszego gatunku opiera się o skomplikowane modelowanie statystyczno-demograficzne oraz nowo uzyskane i obecne już wcześniej w bazach danych sekwencje genomów współczesnych ludzi. Obejmowało dane sekwencjonowania genomów z populacji wschodniej i zachodniej Afryki oraz ludu Nama z Afryki południowej. Dostarcza licznych dowodów na tezę, że „nie ma jednego miejsca narodzin w Afryce i że ewolucja człowieka współczesnego jest procesem o bardzo głębokich afrykańskich korzeniach”.Warto tu zaznaczyć, że niedawno, bo w listopadzie 2019 r. na łamach tego samego czasopisma naukowego ukazało się badanie, które było oparte na analizie dziedziczonego głównie po kądzieli DNA mitochondrialnego. Dane genetyczne zestawiono tam następnie z danymi lingwistycznymi i geograficznymi. Umożliwiło to wyznaczenie potencjalnej kolebki gatunku Homo sapiens, która miała jakieś 300 tys. lat temu znajdować się na południe od rzeki Zambezi, na obszarze północnej Botswany od Namibii po Zimbabwe.Z tego bogatego w żywność (zwłaszcza ryby i ptactwo wodne) obszaru dopiero jakieś 130-110 tys. lat temu człowiek współczesny rozpoczął migrację po kontynencie afrykańskim. I – jeśli ufać innym badaniom – niedługo potem podjął swój wielki marsz ku Eurazji. Poprzednio bowiem emigrował jego przodek – człowiek wyprostowany.Zaznaczyć też trzeba, że badania, które sprawozdano dziś na łamach „Nature” dzięki grupom antropologów i genetyków człowieka z University of California w Davis pod kierunkiem Brenny M. Henn i McGill University w kanadyjskim Montrealu pod kierunkiem Simona Gravela, podjęto już osiem lat temu pod kierownictwem Eleanor Scerri w ramach Pan African Evolution Research Group w Instytucie Geoantropologii im. Maksa Plancka w Jenie. Działo się to w ramach projektu badawczego aWARE, podjętego przy wsparciu referencyjnego „Maria Skłodowska-Curie Actions” Unii Europejskiej. Najstarszy kalendarz lunarny, czyli czytanie w kropkach i kreskachDr Scierri już wtedy stwierdziła: „Aby pomóc wypełnić luki na kartach historii naszego pochodzenia, podjęliśmy prace archeologiczne na terenie całej Afryki Zachodniej, przekraczając jedną z ostatnich granic w badaniach nad ewolucją człowieka”.Jak stwierdza dziś dr Scerri, tłumacząc podjęcie wówczas tematu: „Wszystkie narzędzia i cechy fizyczne przypisywane Homo sapiens pojawiły się w Afryce mniej więcej w podobnym czasie, 300 000 do 100 000 lat temu. Gdyby ludzie promieniowali z jednego miejsca, archeolodzy spodziewaliby się zobaczyć nowsze skamieliny dalej od centralnego punktu, a starsze bliżej”.Nie widać takiego efektu. Co oczywiście równie dobrze może wynikać ze wspomnianych wyżej trudności w zachowywaniu się skamieniałości w różnych warunkach geochemicznych i klimatycznych, a tej rozmaitości w Afryce nie brak.Jak wyjaśnił poproszony przeze mnie o komentarz antropolog dr hab. Tomasz Kozłowski, profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu z Katedry Archeologii Środowiskowej i Paleoekologii Człowieka w Instytucie Archeologii, proces fosylizacji generalnie jest rzadki. A taki, którego wynikiem są bardzo dobrze zachowane szkielety, wręcz wyjątkowy – zwłaszcza w obszarze lasów deszczowych, gdzie zakrawa na cud. Jak podkreśla prof. Kozłowski, „nie należy jednak lekceważyć obrazu ewolucji, który prezentują dowody paleontologiczne. Cały wiek XX należał właśnie do tej dziedziny. Mimo wielu istotnych korekt dokonanych przez badania molekularne w obrazie ewolucji człowieka, to jednak kanwa, którą dostarczyły badania morfologiczne skamieniałości, pozostała”.Dzięki jednak tak szerokim jak obecnie sprawozdane na łamach „Nature” badaniom nagle oczom naszym zaczyna się wyłaniać raczej bluszcz niż drzewo życia gatunku Homo sapiens. Cienkie łodygi (populacje) tej samej rośliny (gatunku przodka) spotykają się i przenikają, zamiast wyrastać jako solidne gałęzie ze wspólnego pnia i dawać kolejne odosobnione gatunki, z których tylko jeden, w jednym ośrodku, przetrwa, rozwinie się i opanuje dzięki migracjom cały kontynent, a później kolejne.„Nasze korzenie tkwią w bardzo zróżnicowanej ogólnej populacji składającej się z fragmentarycznych populacji lokalnych” – podsumowuje dzisiejsze badania swych kolegów dr Scerri.Czy tak bywać mogło i w przypadku innych powstających gatunków? Moim zdaniem z pewnością. Dopóki nie powstanie nieprzebyta bariera uniemożliwiająca osobnikom różnych populacji swobodne krzyżowanie się (czy tu anatomiczno-fizjologiczna, genetyczna czy geograficzna), ono jest możliwe i w jego efekcie rodzi się potomstwo. Nowy model, w którym rdzeń nowego gatunku jest „słabo ustrukturyzowany” choć bardzo świeży, ma szansę się przyjąć w ewolucjonizmie jako całości.Jak możemy przeczytać w komentarzu w „Nature”, do tego badania, bogatego w konsekwencje nie tylko dla rozumienia naszej własnej ewolucyjnej przeszłości, „zespół wykorzystał oprogramowanie opracowane przez współautora Simona Gravela z McGill University, które mogło koordynować ogromną moc obliczeniową potrzebną do rozszerzonego modelowania. Poprzednie prace koncentrowały się głównie na Afryce Zachodniej, co oznacza, że nie uwzględniono całej ogromnej różnorodności genetycznej kontynentu. Stworzyło to niepełny obraz tego, jak przodkowie współczesnych ludzi mogli mieszać się i przemieszczać w krajobrazie (...)”. Dlaczego małpa jest naga?Nie były zatem konieczne w Afryce niejako „wtórne” krzyżówki nowo powstałych gatunków z gatunkami archaicznymi rodzaju Homo. Wystarczyły różnice genetyczne miedzy populacjami jednego gatunku przodka i migracje oraz łączenie się populacji.Jak objaśnił prof. Kozłowski, wydaje się, że do przepływu genów pomiędzy populacjami nie są niezbędne dalekie migracje. W stosunku do ewolucji człowieka tzw. równym frontem ku nowoczesności, co zakłada tzw. teoria muliteriegionalna, mechanizm taki zaproponował prof. Milford Wolpoff z Uniwersytetu w Michgan w USA. Miało to tłumaczyć dlaczego pozostaliśmy współnym gatunkiem w okresie ostanich 2 mln lat.Prof. Wolpoff mechanizm ten określił jako „genes flow”, kiedy to geny przenikają do populacji odległych od siebie i nie kontaktujących się bezpośrednio ze sobą poprzez inne grupy osobników, które bytują w przestrzeni geograficznej pomiędzy nimi. Poprzez taki „łańcuch transmisyjny” populacji niejako buforowych, warianty genów mogą przenosić się aż pomiędzy populacjami skrajnymi, które nigdy nie były ze sobą w łączności. „Moim zdaniem warto taką możliwość brać pod uwagę i tu” – zauważa specjalista z UMK.Aby modelować coś równie skomplikowanego jak ewolucja gatunku, trzeba zmiennych takich jak możliwe migracje i łączenie się populacji, a danymi są tu jedynie zróżnicowane warianty genów, dla których wymodelowuje się zgodne z zastanymi faktami możliwe zmiany i przepływy na przestrzeni tysięcy lat. Przewidywania zatem porównuje się z obserwowaną dziś zmiennością genetyczną.Model dobry to taki, który przewiduje dokładnie to, co widać w rzeczywistości. Jeśli model jest słuszny, dodanie kolejnych danych (np. dalszych sekwencji genomów reprezentujących nieprzebadane jeszcze plemiona afrykańskie czy z nieodkrytych jeszcze, ale analizowalnych metodami archeogenetycznymi skamieniałości ludzkich) nie powinno go naruszyć. W tym wypadku skoro takich badań jeszcze nie przeprowadzono, należy czekać na to, co pokaże czas.Prof. Tomasz Kozłowski uważa, że nowy model będzie jeszcze podlegał mniejszym lub większym korektom.„Jednak decentralizacja pojawienia się anatomicznie nowoczesnego człowieka, to bez wątpienia duża rzecz. Wprawdzie pozostajemy dalej w Afryce, ale lokalnie ta ewolucja zaczyna wyglądać jednak multiregionalnie vel policentrycznie. Pojawienie się nowoczesnych ludzi mogło być zatem rozproszone i nie było unikalnym wydarzeniem, które miało miejsce w jakiejś konkretnej populacji i jakimś konkretnym miejscu tego kontynentu” – podsumował polski antropolog.