Gwiazdor NBA Ja Morant na równi pochyłej. Ptasi móżdżek – tak można chyba bez cienia przesady określić gwiazdę NBA Ja Moranta, który właśnie został zawieszony po tym, jak wymachiwał bronią podczas transmisji na Instagramie. Grozi mu też utrata lukratywnych kontraktów reklamowych. Zawodnik Memphis Grizzlies zrobił to raptem kilka tygodni po poprzednim zawieszeniu, gdy swój afekt do broni, a także kobiet zarabiających pokazywaniem wdzięków wyraził w klubie ze striptizem. Sprawa ma jednak szerszy kontekst, wystawia bowiem złe świadectwo nie tylko Morantowi, ale daje wgląd w gigantyczne problemy społeczne w Stanach Zjednoczonych. Trzeba zacząć od tego, że Ja Morant to jeden z najbardziej obiecujących młodych koszykarzy w NBA. Przynajmniej jeżeli chodzi o poziom sportowy. W minionym sezonie, swoim czwartym w lidze, zdobywał dla Memphis Grizzlies ponad 26 punktów na mecz i zaliczał ponad osiem asyst. To statystyki godne największych gwiazd i do nich Morant bez wątpienia się zalicza. Rozgrywający poprowadził swoją drużynę do drugiego najlepszego bilansu meczów w Konferencji Zachodniej, choć dość nieoczekiwanie odpadła już w pierwszej rundzie fazy play-off przeciwko Los Angeles Lakers. Z pewnością jednak zespół, w którym brylują oprócz Moranta perspektywiczni zawodnicy jak Desmond Bane i Jaren Jackson Jr., może w kolejnych latach namieszać w lidze. Budowanie drużyny wokół Moranta wydaje się jednak coraz bardziej ryzykownym rozwiązaniem. Jak budowa domu z gumy. Młody koszykarz może szybko pogrzebać swoją karierę z przyczyn pozasportowych. Talent do koszykówki łączy się bowiem u niego z talentem do pakowania się w kłopoty, których bez problemu można byłoby uniknąć. Problemem zdaje się być głowa. System gett Warto zaznaczyć, że start w życiu miał łatwiejszy niż miliony czarnoskórych Amerykanów żyjących w gettach dużych miast. Temetrius Jamel Morant urodził się 10 sierpnia 1999 roku w Dalzell w stanie Karolina Południowa. Osada ledwie trzytysięczna, ale po pierwsze – z dala od gangów i kłopotów, po drugie – wydała jednego z najlepszych obrońców w historii NBA, Raya Allena. Zresztą ojciec Ja, Tee, grał z nim w jednej drużynie w liceum. Tee Morant miał smykałkę do koszykówki, ale mniej szczęścia. Uprawiał sport półzawodowo i rozważał wyjazd za granicę, gdzie łatwiej byłoby mu się przebić, ale gdy jego ukochana Jamie, również koszykarka i zawodniczka softballu, zaszła w ciążę, porzucił plany kariery koszykarskiej i został w domu. Piłkę zamienił na nożyczki i golarkę, został barberem.Ojciec najwyraźniej chciał sobie zrekompensować nieudaną karierę i od dziecka szkolił syna. Wielu rodziców działa w ten sposób; czasem prowadzi to do patologii, ale w przypadku Ja przyniosło rezultaty. Chłopiec godzinami ćwiczył rzuty z odskoku i czy skakanie z oponami. Te treningi owocują dziś na parkietach NBA. Morant jest jednym z najlepiej rzucających zawodników, choć mierzy raptem 188 centymetrów, zawsze potrafi znaleźć drogę do kosza. Od dziecka uczył się rywalizacji, w jednej z lig amatorskich grał w drużynie z Zionem Williamsonem, który z równą determinacją podbija parkiety NBA jak i gabinety lekarskie. Grę w zespole liceum Crestwood w Sumter Ja zakończył jako najlepszy strzelec w historii, ale ofert z uczelni nie miał. Problemem wciąż był wzrost, dopiero w ostatniej klasie zdołał wykonać wsad do kosza. Gwiazda ligi NCAA Został odkryty przypadkiem przez Jamesa Kane'a, drugiego trenera drużyny uniwersyteckiej Murray State, który poszedł poszukać przekąski i zobaczył chłopaków grających trzech na trzech. Z miejsca spodobał mu się niewysoki, ale waleczny Morant. Ściągnięcie młodego obrońcy okazało się strzałem w dziesiątkę. Już w drugim sezonie jako jedyny zawodnik w lidze akademickiej NCAA notował średnio ponad 20 punktów i 10 asyst na mecz. Gra w NBA była na wyciągnięcie ręki. Morant zrezygnował z trzeciego roku na studiach. Zgłosił się do draftu i w 2019 roku został wybrany przez Memphis Grizzlies z bardzo wysokim jak na obrońcę numerem drugim. Z miejsca podpisał czteroletni kontrakt wart niemal 40 milionów dolarów. W pierwszym sezonie zaliczał średnio niemal 18 punktów i ponad siedem asyst na mecz, co pozwoliło mu ma zdobycie nagrody debiutanta roku. W kolejnych sezonach robił stałe postępy. Już w trzecim roku na parkietach NBA zdobywał średnio ponad 27 punktów na mecz. Władze Memphis nie chciały tracić tak utalentowanego zawodnika i już rok przed wygaśnięciem umowy zaproponowano Morantowi jej przedłużenie o pięć lat, gwarantujące 193 miliony dolarów i dające perspektywę zarobienia nawet 231 milionów. Do tego doszły wielomilionowe kontrakty reklamowe.Jak to się czasem zdarza, Morantowi uderzyła sodówka. Oczywiście dobrze, żeby sportowiec miał charakter, ale Morant wyraźnie przekracza granicę. Próbuje zgrywać gangstera, a to może wyłącznie prowadzić do kłopotów – i w tym przypadku dokładnie tak się dzieje. Kolejne miesiące to seria skandali z udziałem młodego koszykarza, które Timowi Duncanowi czy Karlowi Malone'owi nigdy nie przeszłyby przez myśl. Pobił chłopca Pierwszy poważny sygnał, że Morant ma problemy z opanowaniem i oceną sytuacji, nadszedł latem ubiegłego roku. Ustalono, że zawodnik grał w swojej posiadłości w koszykówkę między innymi z 17-latkiem. Co było dalej, zawarto w pozwie złożonym w sądzie hrabstwa Shelby w stanie Tennessee. Gwiazdor i nastolatek wdali się utarczkę słowną i chłopak „przypadkiem” uderzył gospodarza, ten oddał i powalił 17-latka, po czym zaczął go dalej okładać. Morant zeznał potem, że działał w samoobronie, a chłopak miał mu grozić. Ostatecznie biuro prokuratora okręgowego stwierdziło, że „nie ma wystarczających dowodów, aby kontynuować sprawę”. Może z przyczyn prawnych nie było, ale wydaje się, że do akcji powinni wkroczyć specjaliści od kontroli gniewu, bo jak dorosły mężczyzna bije dziecko, to zdecydowanie jest coś nie tak. Zwłaszcza w kontekście późniejszych ustaleń dziennika „Washington Post”. Wskazano, że po pobiciu 17-latka Morant poszedł do domu i zaraz wrócił z pistoletem zatkniętym za pasek. Matka pobitego chłopaka zabrała go do szpitala i właśnie ona złożyła doniesienie. Gazeta podała również, że cztery dni wcześniej Morant groził szefowi ochrony w centrum handlowym w Memphis. Incydent zaczął się od kłótni matki koszykarza z pracownikiem sklepu. Kobieta wezwała syna, a ten zaraz przyjechał z dziesięcioma typami spod ciemnej gwiazdy i zaczął wygrażać szefowi ochrony, a jeden z jego kompanów go pchnął. Następnie Morant się wywiadywał, o której pracownik miał kończyć pracę, jakby miał potem być celem ataku.Awantura w meczu z Pacers Kolejny epizod również jest już z pogranicza działalności gangsterskiej. Sprawa wydarzyła się po meczu Memphis z Indiana Pacers 29 stycznia tego roku. Morant zagrał kapitalnie, zdobył 27 punktów i dołożył 15 asyst oraz 10 zbiórek, a jego drużyna wygrała 112:100. Ciekawsze były rzeczy, które nie znalazły się w protokole meczowym. Obrońca Pacers Andrew Nembhard zaczął kłócić się z ojcem Moranta; Ja zaraz się dołączył, następni byli zawodnicy gości – Chris Duarte i James Johnson oraz kompan Morant Davonte Pack, który został wyrzucony z hali; jeszcze jego nazwisko pojawi się w tej historii. Awanturę udało się załagodzić, ale po meczu zrobiło się gorąco na parkingu. Tu znów do akcji wkroczyli szemrani znajomi Moranta, którzy zaczęli straszyć koszykarzy Pacers, a jedna z osób w SUV-ie, którym jechał gwiazdor – oczywiście, że to musiał być SUV – skierowała czerwone światło lasera na autobus drużyny gości. Dwaj pracownicy Pacers powiedzieli potem serwisowi „The Athletic”, że było to światło z celownika laserowego umieszczonego na broni. „To w stu procentach broń” – powiedziała jedna z osób, a druga stwierdziła, że „czuła, że jesteśmy w poważnym niebezpieczeństwie”. Sprawa była poważna i zajęła się nią NBA. Władze potwierdziły, że po meczu „doszło do konfrontacyjnej sytuacji”.#wieszwiecejPolub nas Rzecznik ligi Mike Bass przyznał jednak, że nie może „potwierdzić, że jakakolwiek osoba groziła innym bronią”. Wskazał, że kilka osób zostało ukaranych zakazem wstępu na mecze Grizzlies w Memphis. Morant opublikował potem tweet, w którym zaprzeczył, że angażował się w awanturę na parkingu, choć potwierdził, że jego kumpel Pack otrzymał roczny zakaz przychodzenie na mecze. Kolejny sygnał ostrzegawczy został zlekceważony o czym świadczy następny incydent, z marca tego roku. Po gładkim pokonaniu Houston Rockets (113-99, 20 punktów i po 7 asyst i zbiórek Moranta), Grizzlies polecieli na następny mecz do Denver. Niecałą godzinę po opuszczeniu samolotu młodego gwiazdora tak przypiliło, że wraz z dwoma ochroniarzami był już w klubie ze striptizem Shotgun Willie’s w Glendale w Kolorado. Dziennik „New York Post” dotarł do świadka, który opowiedział, co się tam działo.Morant miał wydać co najmniej 900 dolarów, żeby na trzy godziny wynająć pokój VIP. Do relaksu potrzebował czterech pań.– Chciał mieć kilka dziewczyn w pokoju. Muzyka była bardzo, bardzo gangsterska. To trochę przesada, ale tam to dzieje się cały czas – relacjonował informator. Tancerki to jedno; do pełni szczęścia koszykarz potrzebował rozrzucenia pieniędzy po całym pomieszczeniu. Napiwki dla striptizerek Nie można powiedzieć, że Morant nie był hojny, łącznie dał w napiwkach ponad 50 tysięcy dolarów. – To trwało całą wieczność – opowiedziała jedna z akrobatek. – Chłopak, bardzo młody, zachowywał się z wyjątkowym szacunkiem. Był słodki, nie pił. Jest wspaniały – mówiła właścicielka przybytku Deborah Dunafon – Gościliśmy już zawodników Nuggets i oni nie wykazywali tyle szacunku dla dziewczyn – dodała. Było grzecznie, zanim Morant nie wyciągnął broni i nie zaczął nią machać, transmitując wszystko na Instagramie. To, jak przyznała nieoceniona Dunafon, wystraszyło striptizerki. Oburzyło też internautów i zainteresowało policję. 6 marca departament w Glendale wszczął śledztwo, ale już dwa dni później ogłoszono, że koszykarzowi nie zostaną postawione zarzuty. Wskazano, że śledczy „nie byli w stanie ustalić, czy istnieje prawdopodobna przyczyna dla wniesienia jakichkolwiek zarzutów”. Sytuacja trochę dziwna: mężczyzna macha bronią przy osobach postronnych, ale zarzutów nie postawiono. Skuteczniejsze były władze Grizzlies, które odsunęły obrońcę od składu na osiem meczów. Ten w międzyczasie wydał oświadczenie, zapewne napisane przez specjalistów od PR, z pewnością nieszczere. Morant kajał się, że zmaga się z wieloma trudnymi rzeczami – najwyraźniej machanie bronią przy striptizerkach ma walory terapeutyczne. Koszykarz przyznał, że popełnił wiele błędów i zapewnił, że chce się za nie zrehabilitować dobrą grą na parkiecie. – Jest mi bardzo przykro. Moim zadaniem jest teraz to, by stać się bardziej odpowiedzialnym, mądrzejszym, żeby żadne głupie sytuacje nie miały miejsca w przyszłości – zaznaczył rozgrywający. Zapewnił też, że nie ma problemów z alkoholem. – Tak naprawdę to nigdy ich nie miałem. Popełniłem w przeszłości wiele błędów, które niosły za sobą konsekwencje, ale nie miało to związku z alkoholem – zapewnił.– Wiem, co mam do stracenia – przyznał w jednym z wywiadów i przekonywał, że „będzie się starał być bardziej odpowiedzialny, mądrzejszy i trzymać się z dala od wszystkich złych decyzji”. O tym, jak nieszczere były słowa Moranta albo jak szybko wyparowało z niego mocne postanowienie poprawy bądź jak szybko starania straciły moc świadczy kolejny incydent, z początku maja. Trzeba od razu przyznać, że alkohol faktycznie nie stanowił problemu. Problemem jest chęć udawania gangstera i popisywanie się bronią. Kolega Moranta Pack, ten sam, który ma zakaz przychodzenia na mecze Grizzlies, transmitował na Instagramie jazdę ze swoim słynnym przyjacielem. Ja w pewnym momencie zaczął wymachiwać bronią. Widać ją przez sekundę, ale to wystarczyło, żeby znów wybuchła afera. Grizzlies ponownie ukarali Moranta, odsuwając go od wszystkich aktywności w klubie. Głos zabrał komisarz NBA Adam Silver. – Szczerze mówiąc, byłem zszokowany, gdy zobaczyłem ten filmik – przyznał w wywiadzie dla stacji ESPN. – Nagranie nie jest zbyt wyraźnie, ale zakładam najgorsze – dodawał. W kuluarach już mówi się, że Morant może zostać zawieszony na cały sezon, co byłoby jedną z najwyższych kar w historii ligi. Stawką miliony dolarów Szybko zareagowała firma Nike, z którą Morant ma podpisany wielomilionowy kontrakt. Wycofano ze sprzedaży sygnowane buty gwiazdy, a ponoć rozważane jest nawet zerwanie umowy wartej miliony dolarów. Podobny ruch mogą wykonać inni sponsorzy. I znów do akcji wkroczyli spece od public relations koszykarza, trudno bowiem oczekiwać po nim samym szczerej pokory. Choć trzeba przyznać, że skrucha może być autentyczna, gdy stawką są grube miliony dolarów. „Wiem, że zawiodłem wielu ludzi, którzy mnie wspierali. To jest droga i zdaje sobie sprawę, że czeka mnie jeszcze sporo pracy do wykonania. Moje słowa mogą teraz niewiele znaczyć, ale w pełni przyjmuję odpowiedzialność za moje działania. Zobowiązuję się do dalszej pracy nad sobą” – brzmi oświadczenie pełne banałów, które nie oznaczają praktycznie nic.Sprawa Ja Moranta, niezależnie jakie będzie miała zakończenie, daje wgląd sytuację społeczną w Stanach Zjednoczonych. Jednym z wyraźnych problemów jest przestępczość z użyciem broni oraz kultura gangów. Morant nie jest członkiem gangu, najpewniej nie jest też nim Davonte Pack – to kolega z drużyny Ja, znają się od dziecka. Obydwaj są jednak przesiąknięci amerykańskim irracjonalnym kultem broni i przestępczości. Warto wskazać, że gangi w Ameryce nie są zwykłymi organizacjami przestępczymi; to symptom choroby, która od dziesiątków lat toczy społeczeństwo. To pokłosie nieludzkiego systemu niewolnictwa i rasizmu, w którym czarnoskórzy mieszkańcy nie mieli żadnych praw. System sprawił, że to, co dziś przeistoczyło się we współczesne gangi, było zachowaniem grupowym, reakcją na stan zagrożenia ze strony białych. Systemowy rasizm W Stanach Zjednoczonych systemowy rasizm wciąż funkcjonuje. Objawia się choćby w formie przemocy policjantów wobec osób czarnoskórych, gorszym dostępem do rynku pracy, szkolnictwa, wreszcie – obecnością gett. Biali nie zamykają w nich czarnoskórych, robi to sytuacja ekonomiczna, a wyjście z nich jest osiągnięciem. Ograniczona przestrzeń i wiele gangów działających na danym obszarze ze swoim kodeksem, prawem wendetty – sprawiają, że przemoc i zabójstwa są na początku dziennym. Gangi czarnoskórych nie są wyłącznie podziemnymi organizacjami przestępczymi; to cały układ osób stowarzyszonych, rodzin, osiedli, gdzie wszyscy wiedzą, kto należy do gangu, ale panuje zmowa milczenia. Ten na poły mistyczny układ w połączeniu popularnością muzyki rap sprawił, że ulega mu wiele osób niebędących gangsterami, jak choćby Morant. W USA panuje również kult młodości i pieniędzy, jako uzupełnienie kultury gangsterskiej. Stąd łatwość, z jaką przenikają się światy sportu i przestępczości. Wystarczy wspomnieć choćby otoczonego szemranymi indywiduami Allena Iversona, który stał się dla tych fałszywych przyjaciół bankomatem i słono za to zapłacił. Dla futbolisty NFL Aarona Fernandeza skończyło się to zamordowaniem człowieka, dożywociem i samobójstwem w celi. Amerykańskim kultem pieniędzy, broni i przestępczości można częściowo wytłumaczyć zachowania Ja Moranta. Nie jest pierwszym ani ostatnim sportowcem, którego kusi ciemna strona miasta. Dla gwiazdora Memphis Grizzlies może to być ostatni dzwonek na opamiętanie się. Jeżeli dalej będzie pozował na gangstera, może przekreślić karierę w NBA i zmarnować sobie życie.