Rosja wciąż liczy na zmęczenie Zachodu wojną i sufluje rozpoczęcie negocjacji. Ostatnia wizyta Wołodymyra Zełenskiego w kilku krajach zachodniej Europy oceniona została jako preludium przed zapowiadaną kontrofensywą sił ukraińskich. Kijów tymczasem studzi euforyczne nastroje wizji upadku reżimu Putina i szybkiego zakończenia wojny. Rosja liczy zaś, że przedłużenie się walk sprawi, że Zachód zacznie coraz mocniej naciskać na Ukrainę, by ta zgodziła się na negocjacje ze zbrodniarzem. Ostatnia wizyta ukraińskiego prezydenta w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii pokazała, z jaką determinacją polityk ten walczy o jak najmocniejsze wsparcie militarne, humanitarne i polityczne dla swojego kraju. Oczywiście, jak można się było spodziewać, największą pomoc Ukraińcom zadeklarowali Brytyjczycy, którzy nie tylko zapowiedzieli przekazanie kolejnego nowoczesnego sprzętu, ale też, ustami premiera Sunaka, zapewnili, że popierają wejście Ukrainy do NATO po zakończeniu wojny.Co prawda, w kwietniu szef Sojuszu Jens Stoltenberg mówił, iż wszystkie kraje członkowskie popierają przyjęcie tego kraju po zakończeniu wojny, ale większość nie deklaruje tego publicznie. Na szczęście Londyn mówi o tym, podobnie jak m.in. Polska, otwarcie, co jest też formą nacisku na tych mniej zdecydowanych, czy też w rzeczywistości temu przeciwnych.Co więcej, premier Sunak wraz ze swoim holenderskim odpowiednikiem Markiem Rutte, uzgodnił budowę międzynarodowej koalicji w celu zakupu samolotów bojowych F-16 dla Ukrainy. Z kolei w zapowiadanym przez Brytyjczyków nowym pakiecie sankcji na Rosję znajdzie się m.in zakaz importu diamentów z Rosji.Zełenski wyciąga pomocną dłoń do NiemcówNie mniej ważna była również wizyta Zełenskiego w Niemczech, pierwsza od rozpoczęcia przez Rosję inwazji. Nikt właściwie nie ukrywa po stronie ukraińskiej, że wynikało to z obojętnej wobec cierpienia Ukrainy postawy Berlina, który od samego początku wojny był hamulcowym zarówno w dostarczaniu broni obrońcom, jak i w nakładaniu sankcji na reżim na Kremlu.Relacje na linii Kijów – Berlin uległy poprawie, gdy w styczniu, pod wpływem nacisków m.in. Polski, Scholz ostatecznie zdecydował się na przekazania Ukrainie czołgów Leopard 2 i zgodził się na dostawy tych pojazdów przez inne kraje sojusznicze. Później mieliśmy do czynienia ze spotkaniem z niemieckim kanclerzem w Paryżu, odwołaniem krytykującego Berlin ambasadora Andrija Melnyka, a także zgodę na wizytę prezydenta Steinmeiera w Kijowie.Stańcie na wysokości zadaniaNie oznacza to jednak, że Kijów ufa Berlinowi. Zełenski jasno formułuje żądanie, by w takim kluczowym momencie historycznym Niemcy stanęły w końcu na wysokości zadania i stały się liderem w „tworzeniu koalicji państw popierających przekazanie Ukrainie samolotów bojowych”.Do tego jednak daleka droga. Scholz mówił, zaraz po wydaniu zgody na dostawę czołgów, że na pewno nie zgodzi się na przesłanie Ukrainie samolotów. Wcześniej jednak też wiele razy stawiał „czerwone granice”, które następnie przekraczał, pomimo tego, że początkowo swoje wsparcie chciał, jak pamiętamy, zakończyć na przesłaniu 5 tysięcy hełmów.To, co trzeba mieć na uwadze, to fakt, że mówimy o najsilniejszym gospodarczo państwie Europy, kraju, który rości sobie prawo do bycia liderem UE, sędzią wobec innych, a przy tym kreślącym wizje na przyszłość. Wizje, które są niegodne z traktatami unijnymi – jak chęć federalizowania Europy i zlikwidowania zasady jednomyślności, o czym niedawno kolejny raz mówił Scholz, a co jest miłe dla uszu Emmanuela Macrona. Ten bowiem z chęcią partycypowałby w tego typu rozwiązaniach, których celem jest zwiększenie władzy dla Niemiec i Francji i zlikwidowanie możliwości obrony dla mniejszych krajów.Pokój tak, ale nie na zasadach KremlaZełenski jednak przybył i do Berlina, i do Paryżu przede wszystkim po to, by pokazać swoją determinację i by zmotywować tamtejszą scenę polityczną do zwiększenia wsparcia. Jednoczenie, jak zwracali uwagę Lidia Gibadło o Krzysztof Nieczypor w analizie dla OSW– spotkania z europejskimi przywódcami służyły w przekonywaniu ich i międzynarodowej opinii publicznej do stanowiska władz w Kijowie w sprawie ewentualnych rozmów pokojowych z Rosją.„Ich podstawą, zdaniem Zełenskiego, powinna być tzw. formuła pokojowa zakładająca pełne wycofanie wojsk rosyjskich i osądzenie winnych zbrodni wojennych. Postulat ten służy zneutralizowaniu możliwych negatywnych skutków propozycji jak najszybszego rozwiązania konfliktu prezentowanych przez specjalnego wysłannika Chin ds. politycznego rozwiązania kryzysu ukraińskiego Li Huia, który w tym tygodniu, oprócz Ukrainy i Rosji, ma odwiedzić również kilka innych państw europejskich” – podkreślili eksperci OSW.Wyczekiwana kontrofensywaDzieje się to wszystko w czasie oczekiwania na rozpoczęcie przez Ukrainę kontrofensywy, której celem jest odbicie terenów zajętych przez siły rosyjskie. Kontrofensywy, która spędza sen z powiek Putinowi i jego ludziom i która wpływa już na zachowania sił rosyjskich na froncie. Nieumiejętność osiągnięcia nawet minimalnych celów przez siły rosyjskie i informacje o brakach w amunicji i pociskach sprawiają, że rosną nadzieje na zwycięstwo ukraińskiego oręża. Gdzieś z tyłu głowy trzeba mieć jednak słowa wypowiedziane w marcu przez czeskiego prezydenta Petra Pavela, który mówił, że Kijów będzie mieć tylko jedną próbę kontrofensywy, co wynika z tego, że już w tym roku wiele krajów europejskich będzie odczuwało „zmęczenie wojną” . Ostrzegł on przy tym, że jeżeli Ukraina „podejmie decyzję, by przeprowadzić wielką kontrofensywę i ona się nie uda, to będzie niezwykle trudno uzyskać środki na następną”.Dlatego też strona ukraińska studzi nastroje, podkreślając, że wciąż brakuje jej odpowiedniej ilości broni, by zacząć szeroko zakrojoną akcję. Stąd też apele o większe wsparcie, kolejne sankcje, a także próba wpłynięcia na Chiny, by te „wywarły wpływ” na Rosję i doprowadziły do wycofania się jej z wojny.Głosy „zmęczonych wojną”Dziś ciężko jednak wierzyć w taki rozwój wypadków. O wiele groźniejszym wydaje się wzmacnianie się środowisk w krajach zachodniej Europy, które prą do wymuszania na Kijowie rozpoczęcia negocjacji z Kremlem, nawet za cenę przyjęcia dyktatu z Moskwy.Ukraińskie władze co prawda powtarzają, że nie wyrażą na to zgody, a zachodnie stolice zapewniają, że „nic o Ukrainie bez Ukrainy”, ale głosy nawołujące do negocjacji rosną w siłę. I, co gorsza, są najbardziej słyszalne w Berlinie i Paryżu.To zaś oznacza, że taktyka Putina na wydłużanie konfliktu, nawet za cenę olbrzymich strat, może przynieść mu polityczne punkty. Oczywiście, wiele zależy tu jednak od postawy USA, które wciąż są liderem pomocy dla Ukrainy i deklarują ją aż do zakończenia wojny. To zaś najsilniejsza z gwarancji, na jaką w tym momencie Kijów może liczyć.Petar PetrovićAutor jest dziennikarzem Polskiego Radia