Totalna opozycja nie znajduje odpowiedzi na ofensywę programową PiS. To nie tak miało być – myślą sobie sympatycy totalnej opozycji. Miała być jedna lista, a okazuje się, że przeciwnicy PiS są podzieleni, skłóceni i nie ma między nimi za grosz zaufania. Miała być kompromitacja rządzących i państwo na granicy bankructwa, a jest wzrost pozycji Polski na arenie międzynarodowej, coraz lepsze dane ekonomiczne i wciąż bardzo dobre dla rządzących sondaże. Czy można się więc dziwić, że Donald Tusk daje co i rusz upust swojej złości? Gdy pod koniec zeszłego tygodnia Tusk kolejny już raz wyrażał się nie tylko pogardliwie, poniżająco, ale i nienawistnie wobec wyborców PiS, mówiąc o nich, że „chleją i biją dzieci i kobiety oraz pracą nie zhańbili się od lat", można było uznać, że w sumie mamy do czynienia z powtórką z rozrywki. W końcu nie od dziś wiadomo, jakiego języka używa. Nie od dziś wiadomo również, że praktycznie całą swoją energię po powrocie do kraju zużywa jedynie do formułowania takiej, pozbawionej merytoryki krytyki, mającej na celu zohydzanie przeciwnika i jego zwolenników.W sumie można by powiedzieć, że myśli on w ten sam sposób, jak jego partyjny kolega Witold Zembaczyński, który przyznał, że jego myślą przewodnią jest „Je***ać PiS”. Po co silić się na podejmowanie merytorycznej debaty w trakcie spotkań z wyborcami? Tym bardziej, że od czasu do czasu może znaleźć się tam ktoś, kto zacznie mu zadawać „niewygodne” pytania, jak choćby ostatnio opozycjonista Ryszard Majdzik, czy będzie dopytywał się w sprawie uzyskania jednoznacznego wiążącego stanowiska, jak sławny już kibic Ruchu Chorzów.Wszystko jest płynneI tu właśnie trafiamy na meritum problemu drążącego zarówno Tuska, jak i całą KO. Drążącego od lat. Chodzi o prezentowanie jednoznacznego, wiążącego stanowiska. Z tym ta partia i jej lider mają największe problemy. Wynika to z tego, że jedno chcieliby mówić na zewnątrz, by pokazywać jak bardzo są proeuropejską i nowoczesną partią, jak zasługują na poklepywanie po plecach na europejskich salonach, drugie zaś dopasowywaliby do sytuacji w kraju. Pierwsze byłoby, po ewentualnym zwycięstwie wyborczym, metodycznie realizowane, drugie zaś byłoby… marginalizowane, zmieniane w taki sposób, by ostatecznie nic z obietnic nie dotrzymać, niewygodne tematy wyciszyć i zmieniać na inne, które by je przykrywały.Szach KaczyńskiegoGdy po weekendowej konwencji PiS dowiedzieliśmy się o licznych zmianach, które będą realizowane przez rządzących, w szczególności zapowiedzianym przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego zmienieniu 500+ w 800+ od przyszłego roku – opozycja zdębiała.To nie miało prawa się przecież zdarzyć! Okazało się, że przeciwnicy PiS są całkowicie nieprzygotowani na taki ruch. Kaczyński zrobił – szach, a wszystkie oczy zwróciły się na Tuska i czekały na jego reakcję.Były opozycjonista przypomniał niewygodną prawdę o rządach PO-PSL. Jak zareagował Tusk?Ten zaś postanowił po raz kolejny zaprzeczyć samemu sobie i temu, co głosił na temat projektów społecznych, prorodzinnych PiS – w końcu tak często zarówno on, jak i jego towarzystwo określało jako „rozdawnictwo” czy wspieranie „patologii”. Nie trzeba chyba przypominać tych wszystkich epitetów formułowanych przez choćby Bogusława Grabowskiego czy Leszka Balcerowicza?Totalny odjazdCiekawe, jak oni i im podobni skomentują reakcję Tuska na „konkrety” PiS, po tym, gdy zażądał on, by 800+ zostało wprowadzone już od 1 czerwca. Czy to oznacza, że lider KO chce, by jeszcze szybciej i jeszcze większe pieniądze szły na tych, co "chleją i biją dzieci i kobiety oraz pracą nie zhańbili się od lat", i by Polska jeszcze szybciej zbankrutowała, gdyż w końcu, tak jak i wcześniej, tak i teraz „pinięndzy nie ma i nie będzie”.Totalna obrona, autobus w polu karnym, wybijanie piłki w trybuny. Jak jeszcze określić bezsilność lidera totalnej opozycji terminologią mu bliską, a przy tym doskonale obrazującą, jak bardzo się kompromituje i jak przegrywa z PiS zarówno na gruncie idei, wizji rozwoju państwa, jak i realnego nim zarządzania.I nie tylko PiS śmieje się dziś z Tuska. Również jego niedoszli koalicjanci, którzy są, mimo wszystko, bardziej od jego ugrupowania stabilni w poglądach. Bądźmy szczerzy. Wszystkie zapewnienia KO o tym, że „to, co dane, zostanie utrzymane” można włożyć między bajki. Ewentualne przejęcie władzy przez tę formację oznaczałoby odejście od wszystkich programów PiS i realizowanie polityki, z której PO było znane wcześniej: podwyższenie wieku emerytalnego, prywatyzacja w najważniejszych sektorach, wyższe podatki, a w polityce zagranicznej realizowanie dyrektyw z Berlina i Brukseli. Petar PetrovićAutor jest dziennikarzem Polskiego Radia