PiS przedstawia już wstępną ofertę na kolejna kadencję, którą jutro zapewne rozszerzy o kolejne istotne propozycje i zapowiedzi. Nie wiem jeszcze, co PiS pokaże na jutrzejszym kongresie programowym, lecz choć niektórzy spodziewają się kilku niespodzianek, ogólne kierunki na kolejną kadencję wydają się znane. To wyrównywanie poziomu życia i dostępności usług publicznych w kraju i równanie do Europy w kwestii poziomu życia i rozwoju gospodarki. Propozycje Platformy Obywatelskiej i jej liberalnego zaplecza znam już natomiast bez żadnego kongresu i bez ogłoszenia programu, wystarczająco wiele powiedziały mi szeroko cytowane wypowiedzi kilku osób z ostatnich dni i godzin. Nie brak głosów, że Platforma swoją kampanię prowadzi tak, jakby w ogóle nie zauważyła zmian społecznych nastrojów, jakie dokonały się w ostatnich latach. Nie tylko po 2015 roku, lecz nawet wcześniej, powodując zresztą utratę władzy przez tę partię.W efekcie PO nie jest w stanie wykorzystać politycznej szansy, jaką jest tradycyjne zmęczenie wyborców partią rządzącą po dwóch kadencjach, z których dodatkowo druga obarczona została poważnymi kryzysami, sprzyjającymi w naturalny sposób zużywaniu się władzy. Ta niezdolność do refleksji, a przede wszystkim autorefleksji jest wręcz zaskakująca.Jeszcze w 2007 roku, chcąc przejąć od PiS władzę, ugrupowanie Donalda Tuska próbowało stworzyć wrażenie, że pewne kierunki zmian były słuszne, lecz oni umieją przeprowadzać zmiany te lepiej, skuteczniej, sprawniej wizerunkowo i w zgodzie z Europą.Praktyka rządów pokazała, że nie była to prawda, w większości dziedzin przyjęto zupełnie inne, czasem przeciwstawne modele działania, jednak w kampanii okazało się to skuteczne. Wybory 2015 roku Platforma przegrała nie przez ośmiorniczki, jak do dziś próbują to przedstawiać jej politycy jako symbol niesprawiedliwego kaprysu elektoratu.Opowieść o przysmakach z warszawskich knajp nie zmiotłaby rządu, gdyby nie trafiła na podatny grunt, przygotowany przez arogancję władzy i niepopularne społeczne reformy; przez stagnację poziomu życia i narastające ubożenie (nie tylko w finanse, lecz przede wszystkim w infrastrukturę i ludzi) całych połaci kraju. Wybory stały się wówczas starciem zadowolonych bezwarunkowo i niezadowolonych z wielu powodów, dla których PiS przedstawił cały szereg ofert.Zmiany wprowadzane od jesieni 2015 roku w niektórych kwestiach nie przyniosły spodziewanego efektu (wszystkie problemy z wymiarem sprawiedliwości, próby prowadzenia państwowej polityki mieszkaniowej), jednak w innych przełożyły się na jakość życia.Transfery socjalne, inwestycje lokalne, poprawa samodzielności energetycznej i uwolnienie się od uzależnienia od Rosji, wzmacnianie stanu uzbrojenia i obronności poprzez zakupy zagraniczne i zamówienia krajowe – to wszystko zjawiska odczuwalne i realnie przekładające się na sytuację Polaków.Równocześnie nasz kraj ma kłopoty, które były raczej nie do uniknięcia, spowodowane przez czynniki zewnętrzne i nasze położenie geograficzne, a więc sprawy, na które nie mamy wpływu. Jest jednak oczywiste, że problemy rozwiązywać można na różne sposoby, a prawem opozycji jest twierdzić, że na przynajmniej niektóre z nich zareagowałaby szybciej, skuteczniej lub po prostu inaczej.Jest to normalny element politycznej gry, do momentu ewentualnej zmiany władzy całkowicie nieweryfikowalny i odwołujący się raczej do zaufania, intuicji lub po prostu sympatii wyborców.Tymczasem Platforma trzyma się zupełnie innej drogi, opartej na przywiązaniu do strategii sprzed ośmiu lat, czyli pełnego idealizowania poprzedniego okresu swoich rządów i szerzej – całej transformacji ustrojowej, uzupełnionej o całkowitą negację wszystkich dokonań rządu Prawa i Sprawiedliwości.Również – wszelkich założeń, w tym tego, które moim zdaniem najbardziej wpłynęło na polityczną zmianę roku 2015 i utrzymanie jej kierunku cztery lata później, a więc przyjęcia modelu zrównoważonego rozwoju. Tę niechęć tłumaczyć można obawą o zyskanie przez Polskę zbyt dużej gospodarczej samodzielności, podmiotowości, a więc wzrost polskiej konkurencyjności wobec Niemiec. To tłumaczenie trafia mocno do klasycznego elektoratu PiS i pozwala tej partii na dalsze używanie argumentu uległości oponentów wobec naszego sąsiada. Sąsiada, dodajmy, którego błędna polityka czy to zagraniczna, czy to energetyczna, wpędziła po drodze w kłopoty całą naszą część Europy z samymi Niemcami, a przede wszystkim z Ukrainą włącznie.Jednak sprawa ma jeszcze drugi, bardziej odczuwalny dla zwykłych wyborców wymiar. Lokalne inwestycje przekładają się na atrakcyjność konkretnych miejsc i na poziom życia konkretnych ośrodków, w przypadku inwestycji z rozmachem większym – regionów. Tymczasem politycy zdają się zupełnie tego nie rozumieć, wykpiwając wszelkie inicjatywy, które przecież konkretnie przekładają lub przełożą się na życie mieszkańców, czy chodzi o radomskie lotnisko, czy przekop Mierzei, czy CPK.A czasem wręcz już teraz, korzystając z wpływu na władze lokalne, torpedują działania rządu i niwelują ich potencjalnie pozytywne skutki dla mieszkańców, jak dzieje się to w elbląskim porcie, gdzie przez upór lokalnych władz nie można w pełni wykorzystać stwarzanych przez nowy tor wodny możliwości.Platforma staje się więc – czy raczej pozostaje – partią modernizacyjną, swój przekaz opierając na emocjach negatywnych.Pokazała to dobitnie ostatnia wypowiedź Donalda Tuska z Sulechowa, który odmalował elektorat PiS jako pijącą i bijącą patologię, zgodnie z oczekiwaniami własnych wyborców, lecz przecież równocześnie zamykając przed sobą bardzo wiele drzwi. To gra na emocjach, na najgorszych i najbardziej dzielących Polaków stereotypach.Jak wiemy, żywych, co pokazuje wiara w to, że o wyniku wyborów w Polsce decydują tak naprawdę głosy niezbyt licznej grupy osób równocześnie bezrobotnych i niemających żadnego wykształcenia. Poseł Zembaczyński, zapytany o to przez dziennikarzy, mówi, że ośmioliterowe hasło to główna myśl polityczna, której pozostaje wierny, czym sprowadza politykę na poziom rynsztokowej pyskówki.I znów, to przekaz dla żelaznego elektoratu, lecz żadna oferta dla reszty. Jeśli już na zapleczu PO pojawia się jakaś opinia, aspirująca do statusu głosu eksperta, jest to albo wezwanie do oszukiwania elektoratu w celu uzyskania głosu znienawidzonych odbiorców świadczeń bądź do powszechnej prywatyzacji, również przemysłu obronnego, wreszcie do zatrzymania inwestycji – czyli wszystko, co już było, tylko więcej i z większą determinacją.Potencjalni partnerzy zdają się rozumieć dużo więcej, odżegnują się więc od dawnych zmian, nawet jeśli sami je firmowali, jak PSL, reformę emerytalną. Czasem wręcz, jak Lewica próbują kreować się na przyszłego hamulcowego co bardziej liberalnych zapędów ewentualnej koalicji rządzącej.Choć jednak bardzo chciałbym brać te zapewnienia za dobrą monetę, zaprzecza im praktyka z życia samorządów, gdzie działacze lewicy tworzą już układy władzy z Platformą i de facto firmują za kilka stołków jej liberalne, uderzające w grupy mieszkańców działania.#wieszwiecejPolub nasPiS przedstawia już wstępną ofertę na kolejna kadencję, którą jutro zapewne rozszerzy o kolejne istotne propozycje i zapowiedzi.W tym samym czasie Platforma z Nowoczesną prezentują wciąż swój pomysł na rok 2007, w najlepszym razie – 2015, nie zauważając, jak wiele się zmieniło, i nie potrafiąc przyznać się do własnych błędów. Pozostałe partie opozycji chcą być gwarantem powstrzymania najbardziej ryzykowanych dla ludzi zmian.Skoro jednak jeszcze przed wyborami pojawiają się takie zapowiedzi, trzeba zapytać się, czy naprawdę z punktu widzenia interesów wyborców tych sił politycznych wszelkie potencjalne ryzyka powrotu Tuska, z Balcerowiczem i Grabowskim za plecami, są wciąż mniej groźne niż perspektywa dalszych rządów PiS?