RAPORT

Pogarda

Tego nie da się już słuchać. Ktoś musi zabrać Scholzowi mikrofon

Olaf Scholz (fot. Nicolas Economou/NurPhoto via Getty Images)
Olaf Scholz (fot. Nicolas Economou/NurPhoto via Getty Images)

Najnowsze

Popularne

Olaf Scholz odrzuca dialog na temat reparacji dla Polski, a zamiast tego manipuluje historią II wojny światowej, starając się wybielić Niemcy. Kolejnego dnia roi zaś o federalnej UE i domaga się rezygnacji z zasady jednomyślności. Wciąż też podkreśla, jak to Berlin jest najlepszym sojusznikiem Kijowa, czym przekracza wszelkie granice hipokryzji. Najwyższy już czas, by to niemiecki kanclerz skorzystał z „rady”, którą kiedyś Jacques Chirac miał dla Polski, i po prostu siedział cicho.

Niemiecki europoseł brutalnie o Scholzu: Śmieszny i żałosny wizjoner

Z zarzutami niemieckiego europosła musiał zmierzyć się w Parlamencie Europejskim Olaf Scholz. – Próbuje się pan przedstawić jako wizjoner, a nie...

zobacz więcej

Komentarz niemieckiego kanclerza odnoście do obchodzonego 8 maja 1945 roku aktu kapitulacji Niemiec kończącego II wojnę światową w Europie zszokował wielu. Mało kto bowiem spodziewał się, że tego właśnie dnia Scholz będzie się starał kolejny raz odsuwać od Niemiec ich odpowiedzialność za wybuch wojny i popełnione podczas niej zbrodnie.  


A jednak to właśnie wtedy Scholz napisał na Twitterze: „78 lat temu Niemcy i świat zostały wyzwolone spod tyranii narodowego socjalizmu” i zapewnił, że zawsze będą za to wdzięczni. „8 maja przypomina, że demokratyczne państwo nie jest oczywistością. Powinniśmy je chronić i bronić – każdego dnia” – dodał. O tym, co uważa, za prawdziwą demokrację, w kontekście działania UE mówił dzień później. 


Zatrzymajmy się jednak na jego słowach dotyczących kapitulacji z 8 maja, gdyż są one nie tylko kłamstwem, lecz także zniewagą ofiar II wojny światowej. Scholz tym wpisem kolejny już raz przekroczył granice absurdu i po prostu się zhańbił. Czemu postanowił – i to jeszcze w takim momencie – zakłamywać historię i pisać ją na nowo? Czy naprawdę liczył, że wszystko, co powie, zostanie potraktowane jako prawda i że nie spotka się z reakcją? Czy naprawdę wierzy, że kłamstwo o tym, że za zbrodnie odpowiedzialni są nie Niemcy, lecz grupka bliżej niezidentyfikowanych, beznarodowych nazistów, zostanie zaakceptowane? 


Scholz woli jednak manipulować, zamiast rozpocząć dialog z Polską, na temat reparacji wojennych. A przecież doskonale zdaje sobie sprawę, że naszemu krajowi Niemcy nie zrekompensowały strat wojennych. Dlatego gra na zwłokę, ignorując sprawę, licząc na zmianę rządów w Polsce, co oznacza zapewne zamrożenie tego tematu. 

„Niemcy nie mogą udawać, że sprawy nie ma”. Mularczyk w Bundestagu

22 maja odbywam spotkanie w Bundestagu z parlamentarzystami ze wszystkich niemieckich partii. Jesteśmy na takim etapie, że Niemcy nie mogą udawać,...

zobacz więcej

Niemcom wciąż mało 


Po tym, jak 8 maja Scholz starał się manipulować historią II wojny światowej, kolejnego dnia, w trakcie wystąpieniu w Parlamencie Europejskim, przekonywał, że potrzebna jest reforma systemu głosowania w Radzie UE, by więcej decyzji mogło zapadać większością kwalifikowaną. Podkreślał przy tym, że „to nie jednogłośność czy 100-proc. poparcie wszystkich decyzji daje największą legitymację demokratyczną”. – Wręcz przeciwnie – to właśnie walka o większość i sojusze cechują nas jako demokratów. Poszukiwanie kompromisów, które uwzględnią interesy mniejszości, jest właściwym działaniem. To odpowiada naszemu wyobrażeniu o liberalnej demokracji – zaznaczył niemiecki przywódca. 


I tu znów należy się zapytać, czy Scholz szczerze myśli, że spotka się to z akceptacją, że nie wywoła sprzeciwu, że pod jego adresem nie będą padać zarzuty o chęć narzucania woli Berlina innym? Przecież nie od dziś wiadomo, jak potężne wpływy w Brukseli ma nasz zachodni sąsiad i jak wiele mniejszych krajów zachodniej Europy przytakuje wszystkiemu, co ogłosi. To właśnie zasada jednomyślności jest ochroną wobec takiej dominacji, wobec tyranii większości. To właśnie ona daje szasnę na poszukiwanie kompromisów i „uwzględnianie interesów mniejszości”. Do takiej UE weszła Polska, a nie do takiej, w której Berlin wraz z Paryżem będą wszystkich rozstawiać po kątach. 


„Kombinacja oligarchii i tyranii większości” 


Dlatego też podczas debaty z Scholzem eurodeputowany PiS Ryszard Legutko ocenił, że system polityczny Unii to „kombinacja oligarchii i tyranii większości” i oskarżył go o to, że chce dodatkowo umocnić ten stan. 

Kongres Pamięci Narodowej IPN. Debatowano o reparacjach wojennych w XX wieku

Naszym celem jest doprowadzenie do punktu zwrotnego w Niemczech i rewizji historii II wojny światowej – powiedział wiceszef MSZ Arkadiusz...

zobacz więcej

– Filary tej oligarchii europejskiej, to ci wielcy wśród państw członkowskich. A największym z nich są Niemcy. Oni robią co chcą, nie konsultują się z innymi i nazywają to przywództwem. System głosowania w Radzie UE chroni ich interesy i jest niewielka szansa, że można ich przegłosować – podkreślił eurodeputowany. 


Zwrócił przy tym uwagę, że jednomyślność jest jedną z podstawowych zasad UE. – To jest coś, co gwarantuje równość państwom, gwarantuje bezpieczeństwo ich interesów, bezpieczeństwo ich obywateli. Wszelkie próby zlikwidowania tej zasady muszą prowadzić do dyktatu – ocenił Ryszard Legutko. – A jeśli Niemcy chcą od tego uzależniać zgodę na rozszerzenie Unii Europejskiej, to jest to działanie haniebne, ale niestety spójne z tym, co dotychczas obserwowaliśmy w kwestii wsparcia dla Ukrainy – dodał.  


Merkel wiedziała swoje 


Potwierdzeniem tego jest choćby przypomnienie, jak o interesie swoich sojuszników myślały Niemcy w sprawie Nord Streamu 2. Angela Merkel zasypywana była przecież apelami o zahamowanie tego niebezpiecznego projektu – za każdym razem jednak manipulowała, stosowała wymówki i frazesy, byle tylko zrealizować ten projekt. 


To się jednak nie udało. Putin nie okazał się aż tak cierpliwy – zaatakował Ukrainę, a cała niemiecka polityka wobec Rosji legła w gruzach. Wielu niemieckich polityków uderzyło się po tym w piersi (chociaż np. Merkel do dziś podkreśla, że nie ma sobie nic do zarzuceni), a sam Scholz mówił, że Niemcy dojrzały do przełomu. 


Tyle że mówienie to jedno, bicie się w piersi to drugie, a rzeczywiste reagowanie to trzecie. I właśnie z tym trzecim nasi zachodni sąsiedzi do dziś mają największe problemy. Od samego początku inwazji to właśnie oni są największymi hamulcowymi zarówno jeśli chodzi o nakładanie surowych sankcji na neofaszystowski reżim w Moskwie, jak i dostarczanie broni Ukrainie. 

Herr Scholz, zapraszamy do Potulic

78 lat temu skapitulowała niemiecka III Rzesza. „Niemcy i świat zostali wyzwoleni spod tyranii narodowego socjalizmu”.

zobacz więcej

Wciąż pod urokiem Kremla 


Co więcej, to właśnie z Berlina wciąż wieje największy sceptycyzm w kontekście wiary w zwycięstwo sił Kijowa nad Moskwą. To z Berlina też słychać najgłośniej głosy nawołujące do wymuszenia na obrońcach „negocjacji”, by doprowadzić do „pokoju”. Nie ma co do tego jednak wątpliwości, że rosyjski dyktator nie planuje zakończenia wojny, a ewentualny rozejm traktowałby tylko jako przerwę w celu osiągnięcia przewagi na froncie i wykorzystania zaistniałej sytuacji propagandowo. 


Scholz udaje, że tego nie wie. Zamiast z całą mocą pomóc obrońcom, co leży także w rzeczywistym interesie Niemiec, prowadzi jednak politykę uników, półśrodków, niezrealizowanych obietnic. Jednocześnie uparcie przekonuje, że jego kraj jest największym sojusznikiem Ukrainy i pomaga jej jak nikt inny na świecie. Za nic ma fakty, a nawet suche dane, nie mówiąc już o opiniach samych Ukraińców. Nie. Niemcy liderem pomocy. Tak samo jak liderem demokracji, rozliczania się z czarną przeszłością, zielonej energii, humanitaryzmu i… długo by wymieniać. Tako rzecze Scholz. Koniec, kropka. 



Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia 

  

Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne
źródło:
Zobacz więcej