
Często mówi się o ludziach, którzy żyli przed i w czasie II wojny światowej, że byli zrobieni z innego materiału. Z czego wynika taka opinia? Wydaje mi się, że poznając czasy, w jakich przyszło żyć wojennemu pokoleniu, i dramatyczne wydarzenia, które dla jego przedstawicieli stały się chlebem powszednim, współcześni nie wyobrażają sobie, jak można było to przetrwać. A przetrwać w KL Gusen i jeszcze stawić opór – to wymagało już od zaangażowanych w sprawę ludzi odwagi właściwie bezbrzeżnej. Tacy ludzie stworzyli ten zapomniany wycinek polskiej historii.
75 lat temu, 20 sierpnia 1947 r., w Norymberdze zakończył się proces Karla Brandta i 22 niemieckich lekarzy oskarżonych o ludobójstwo i zbrodnicze...
zobacz więcej
W sytuacji, kiedy samo przeżycie pod okupacją niemiecką czy sowiecką było dla wielu obywateli Polski wielką sztuką, tym bardziej budzą podziw ci, którzy za cel postawili sobie nie tylko przetrwanie, ale mieli odwagę stanąć z bronią w ręku i walczyć o niepodległość ojczyzny.
Czymś oczywistym jest więc szacunek i uznanie dla oporu wobec okupantów w konspiracji, kiedy każdy dzwonek do drzwi mógł oznaczać wizytę funkcjonariuszy NKWD lub Gestapo, tortury i śmierć, a w najlepszym razie uwięzienie w obozach czy łagrach.
Jednak wyższym stopniem odwagi, graniczącym z szaleństwem, była konspiracja uwięzionych już w obozach.
Taka grupa konspiracyjna utworzyła się m.in. w jednym z najwredniejszych miejsc na ziemi, czyli położonym na terenie dzisiejszej Austrii, niedaleko miasta Linz KL Gusen, gdzie Niemcy więzili głównie Polaków. Ci, którzy przeżyli zarówno Auschwitz, jak i Gusen, mówili, że w porównaniu z Gusen Auschwitz było „igraszką”.
W Gusen nie dość, że w każdej chwili, podobnie jak w Auschwitz, można było być zabitym na tysiąc sposobów przez kapo albo obozowych strażników, zagazowanym, rozstrzelanym czy skazanym na śmierć głodową w bunkrze, to jeszcze wykańczała mordercza praca w kamieniołomach. Tam zwyrodniali nadzorcy zmuszali wynędzniałych, głodzonych więźniów do pracy ponad siły. Osoby ważące w najlepszym razie 50–60 kg musiały wydobywać i dźwigać po pochyłościach równe im wagą lub cięższe kamienie. Jeden fałszywy ruch mógł spowodować upadek z wysokości i śmierć, zbyt wolne noszenie kamieni mogło sprowokować reakcję strażnika i śmierć, nierzadko też więźniowie umierali z wycieńczenia. Przeżycie każdego dnia było sukcesem.
Książka holenderskiego dziennikarza Dawida de Jonga „Nazistowscy miliarderzy”, opisująca, jak wpływowe niemieckie rody zarabiały miliardy na...
zobacz więcej
W tych koszmarnych warunkach znalazła się jednak grupa szaleńczo odważnych ludzi, którzy postanowili, że w razie gdyby Niemcom przyszło do głowy pozbawić życia świadków ich zbrodni, czyli mówiąc prościej – wymordować cały obóz, stawią im opór wszelkimi (i bardzo skromnymi) dostępnymi więźniom środkami.
Do pomysłu zorganizowania tego typu obozowej akcji doszło pewnego dnia pod koniec 1943 roku, kiedy jeden z najstarszych stażem, bo przebywający w Gusen od 1940 roku, więzień Władysław Gębik podszedł do współwięźnia kapitana Józefa Wysockiego.
Kim byli ci śmiałkowie? Władysław Gębik, rocznik 1900, w czasach obozowych dojrzały człowiek, do 1937 roku był nauczycielem w gimnazjum polskim w Bytomiu, następnie awansował i został dyrektorem Gimnazjum Polskiego w Kwidzynie. Był jednym z pierwszych (o ile nie pierwszym) z więźniów hitlerowskich II wojny światowej, bo Gestapo zatrzymało go już 25 sierpnia 1939 roku i od tego czasu zdążył przejść przez pięć różnych obozów koncentracyjnych, zanim trafił do KL Mauthausen-Gusen (Gusen na początku było podobozem Mauthausen).
W Gusen Gębik był szefem cywilnego obozowego Polskiego Ruchu Oporu (najważniejszego, ale jednego z wielu tego typu nieformalnych organizacji, które grupowały więźniów o podobnych narodowościach lub poglądach – zainteresowanych wiedzą o nich odsyłam do książki Stanisława Dobosiewicza „Mauthausen-Gusen”).
Czytaj także: Na krawędzi dołu śmierci. Historia ocalałego z Katynia
Józef Wysocki, rocznik 1907, a więc w chwili spotkania Gębika 36-letni mężczyzna, to zawodowy wojskowy, kapitan stacjonującego przed wojną w warszawskiej Cytadeli 30 Pułku Strzelców Kaniowskich, dowódca kompanii ckm. 9 września 1939 roku dwukrotnie ranny, dostał się do niemieckiej niewoli, trafił do szpitala jenieckiego w Łodzi, skąd rok później zbiegł. Od ucieczki ze szpitala do 11 listopada 1942 roku pracował w konspiracji m.in. jako szef i zastępca szefa radomsko-kieleckiego okręgu AK. W wyniku łapanki dostał się na Gestapo, skąd niezidentyfikowany konspiracyjnie został zesłany do KL Auschwitz-Birkenau, a stamtąd w kwietniu 1943 roku do Gusen.
Rosyjska inwazja na Ukrainę, polsko-austriackie stosunki gospodarcze i współpraca naszych krajów w zakresie polityki pamięci były tematami rozmowy...
zobacz więcej
W swoich nieopublikowanych wspomnieniach Józef Wysocki tak wspomina pierwsze spotkanie konspiratorów: „Podczas wieczornego spaceru z kolegą Gębikiem w rejonie placu apelowego zwrócił się on do mnie wprost, że czas nam nakazuje, abyśmy przemyśleli utworzenie zespołów samoobrony na wypadek likwidacji obozu przez masowe wyniszczenie więźniów, do czego jest zdolne kierownictwo obozu”.
„»Kierownictwo Polskiego Ruchu Oporu w Gusen – oświadczył mi wówczas kolega Gębik – widzi w koledze człowieka doświadczonego w pracy konspiracyjnej i z pełnym zaufaniem powierza koledze zorganizowanie spośród najpewniejszych ludzi wojskowych Akcji Wojskowej zmierzającej do przygotowania oddziałów samoobrony«” – wspominał Wysocki.
I tak się zaczęło. Oficer wyselekcjonował spośród współwięźniów najpierw pięciu, a potem kolejnych kilkunastu zawodowych żołnierzy Wojska Polskiego, by krok po kroku tworzyć sieć ludzi wtajemniczonych, zajmujących się przygotowaniem Akcji.
Stworzono komórkę sztabową, która pod kierownictwem kapitana Wysockiego przygotowała szczegółowe plany i warianty działania, w zależności, gdzie na terenie obozu lub poza nim Niemcy rozpoczęliby realizację planu wymordowania więźniów.
Każdy z wtajemniczanych musiał złożyć żołnierską przysięgę, a odbierający ją kapitan Józef Wysocki przyjmował ją następującymi słowami: „Przyjmuje Cię w szeregi żołnierzy wolności, najwyższą nagrodą będzie dla Ciebie odzyskanie niepodległości Polski, zdrada będzie karana śmiercią”. Nikt nie zdradził.
Do wyzwolenia obozu przez Amerykanów w dniu 5 maja 1945 roku wtajemniczeni z narażeniem życia gromadzili i produkowali broń (białą – z narzędzi wykradzionych z kamieniołomowych magazynów), rozplanowali system łączności między blokami (w Gusen I było 26 bloków drewnianych po 380 ludzi i dwa murowane po 1400 osób). Opracowano również precyzyjny plan wydostania się poza teren obozu w razie ataku Niemców na placu apelowym.
Dzisiaj na miejscu obozu Gusen nie ma śladu krwawej historii, stoi tam za to… osiedle domków jednorodzinnych (nierzadko z basenami – polecam sprawdzenie na Google Maps). Władze Austrii nie czują się zobowiązane, aby to miejsce uświęcone krwią tysięcy pomordowanych upamiętnić, ale jest cień nadziei, że to się zmieni, bo międzyrządowe rozmowy w tej sprawie trwają.
Czytaj także: „Spiegel” radzi Niemcom, jak mają badać nazistowską historię przodków
Władysław Gębik, który po wojnie napisał znakomitą książkę o swoich wojennych przeżyciach: „Z diabłami na ty”, zmarł 29 czerwca 1986 roku w Krakowie, a Józef Wysocki, który zaraz po wojnie decyzją generała Tadeusza „Bora” Komorowskiego został awansowany na stopień majora, 24 grudnia 1984 roku w Warszawie. Do końca życia byli przyjaciółmi.