Osierocił czworo dzieci. 45-letni Michał Żurek z wielkopolskiego Bralina koło Kępna, który zginął od rosyjskiego pocisku na Ukrainie, zostanie pochowany w piątek na miejscowym cmentarzu. Żołnierz osierocił czworo dzieci w wieku od 12 do 18 lat. Michał Żurek był dowódcą plutonu w ochotniczym Międzynarodowym Legionie Sił Zbrojnych Ukrainy. Przed wyjazdem na wojnę doświadczenie zdobywał w Wojskach Obrony Terytorialnej.Zdaniem żony realizował się w wojsku. – Był bardzo dobry w tym, co robił. Złego słowa o nim nie słyszałam – powiedziała Agata Żurek. Nie protestowała, kiedy rok temu w kwietniu mąż podjął decyzję o wyjeździe na Ukrainę. – Mówił, że będzie walczył o wolność Ukrainy i bezpieczeństwo Polski – powiedziała. Po powrocie do kraju chciał służyć w Wojsku Polskim. – Od początku liczyliśmy się z tym, że coś może pójść nie tak. W końcu to wojna. Ale nie dopuszczałam do siebie myśli o śmierci – powiedziała. Wyznała, że niewiele wie o tym, jak zginął mąż. Wiadomo, że został ciężko ranny w głowę w Bachmucie; zmarł 25 marca w szpitalu w Dnieprze. – Dowiem się czegoś więcej, jak przyjadą jego znajomi z plutonu – powiedziała.Najbardziej smutne – zwierzyła się – że śmierć zabrała jej męża na miesiąc przed powrotem do kraju. Jak powiedziała, był przedsiębiorczy i zaradny. Dzieci dodały, że ich tata był dobry i wesoły. Małżonkowie znali się 20 lat, małżeństwem byli od 19 lat. – Przeżywamy trudne chwile, zostałam z dziećmi sama – powiedziała wdowa. Pogrzeb w piątek, w miejscowym kościele w Bralinie, godz. 10. W nekrologu o zmarłym m.in. napisano, że „w potrzebie krwi własnej ani życia nie szczędził”.