Nieudana próba dyskredytacji kard. Sapiehy. Reportaż „Franciszkańska 3” jest efektem wielomiesięcznej pracy opartej na wieloźródłowych dokumentach. (…) Przeszedł kilkuetapową weryfikację zgodnie z najwyższymi standardami dziennikarskimi – zapewniali niedawno pracownicy stacji TVN. Okazuje się jednak – o czym dowodzą dziennikarze „Rzeczpospolitej” – że dokumenty, na podstawie których o seksualne wykorzystywanie kleryków oskarżono kard. Adama Sapiehę, zostały sfałszowane przez jednego z funkcjonariuszy UB. Kilka tygodni temu stacja TVN24 wyemitowała reportaż „Franciszkańska 3”, m.in. oparty na materiałach Służby Bezpieczeństwa. Postawiono w nim tezę, że kard. Karol Wojtyła jako metropolita krakowski znał temat pedofili w Kościele katolickim i jej celowo nie przeciwdziałał. W filmie TVN – oraz w publikacjach m.in. „Gazety Wyborczej” – pojawiają się też oskarżenia pod adresem kardynała Adama Sapiehy; o to, że purpurat przez lata wykorzystywał kleryków i młodych księży. „Gazeta Wyborcza” oparła się na „niezależnych śledztwach dziennikarskich”, w tym tego przeprowadzonego przez holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka. Z kolei autor reportażu TVN swoje zarzuty i sugestie wysnuł na podstawie wymuszonego przez UB w stalinowskim więzieniu „zeznania” ks. Andrzeja Mistata, byłego sekretarza metropolity krakowskiego. „Rzeczpospolita”: Dokumenty bezpieki prawdopodobnie sfałszowanoWłasne śledztwo w sprawie oskarżeń pod adresem kard. Sapiehy przeprowadzili dziennikarze „Rzeczpospolitej”. Wynika z niego, że do dyskredytacji kardynała Sapiehy – metropolity krakowskiego i opiekuna Karola Wojtyły – wykorzystano wątpliwe i – jak wiele na to wskazuje – sfałszowane przez funkcjonariusza UB dokumenty. Analiza materiałów „prowadzi do wniosku, iż dokumenty, w których opisano erotyczne wyczyny kard. Sapiehy, są nie tylko wątpliwe, ale także z dużym prawdopodobieństwem sfałszowane” – wskazuje gazeta. I dodaje, że dokumenty te oraz bohaterów tej historii łączy jedna postać: funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa. O ustaleniach „Rzeczpospolitej” poinformowała stacja Polsat.– Okazuje się, że dokumenty, które zostały wykorzystane do oskarżenia kardynała Adama Sapiehy, oskarżenia o molestowanie kleryków, zostały sfałszowane przez jednego z ówczesnych funkcjonariuszy UB. To wynik dziennikarskiego śledztwa przeprowadzonego przez „Rzeczpospolitą”. Problem w tym, że łatwo jest kogoś oskarżyć, trudniej później oczyścić – informują dziennikarze Polsatu. Łatwo oskarżyć, trudniej oczyścićAutorka materiału Małgorzata Ziętkiewicz zaznacza, że uderzenie w Sapiehę było atakiem na Wojtyłę. – Uderzają pewni dziennikarze. A kim? Ksiądz Anatol Boczek, TW o pseudonimie „Luty”, który dla pieniędzy zrobi wszystko – zaznacza dziennikarka. W materiale stacji wypowiada się też historyk prof. Jan Żaryn, który mówił, że „Boczek niewątpliwie nienawidził kard. Sapiehy z racji tego, że był przez niego suspendowany”. Sapiehę obciążył drugi ksiądz – Andrzej Mistat, były sekretarz kardynała. – W trakcie ubeckiego śledztwa w 1949 r. opisuje rzekome erotyczne wyczyny kardynała z klerykami. Teraz pojawiła się sugestia zafascynowania Wojtyłą i odwrotnie – mówi autorka reportażu w Polsacie. I zwraca uwagę na ustalenia „Rzeczpospolitej”, że obu księży łączy ubek ppor. Krzysztof Srokowski, „alkoholi, oszust, który okradał nawet UB”. – Najkrócej tę historię można streścić tak: Srokowski, kiedy wokół niego zagęszcza się atmosfera, preparuje donosy na Sapiehę – wskazuje. Uderzenie pałką po skroniI pyta, po co była ta manipulacja mediów. – Nie byli zainteresowani prawdą, byli zainteresowani uderzeniem pałką po skroni – odpowiada Żaryn. Fragmenty materiału Polsatu internauci zestawili z materiałem stacji TVN, w którym pracownik tej stacji podał, że reportaż „Franciszkańska 3” jest „efektem wielomiesięcznej pracy opartej na wieloźródłowych dokumentach, relacjach świadków i, co najważniejsze, dający głos samym ofiarom”. – Przeszedł kilkuetapową weryfikację zgodnie z najwyższymi standardami dziennikarskimi. Rolą niezależnych i rzetelnych mediów jest pokazywać fakty, nawet jeśli są bolesne i trudne do przyjęcia – zapewnił pracownik TVN.