RAPORT

Pogarda

Długowieczny na pohybel. Sekrety Toma Brady'ego

Tom Brady jest uznawany za najlepszego futbolistę wszech czasów (fot. Getty Images)
Tom Brady jest uznawany za najlepszego futbolistę wszech czasów (fot. Getty Images)

Najnowsze

Popularne

Zdobywasz szczyt. Jedni z podziwem uchylają kapelusze, inni zwracają uwagę, że „bez tlenu by się nie udało”, jeszcze inni życzą, byś jak najszybciej z niego spadł. Tom Brady futbolowego nieba dotyka od ponad dwudziestu lat. I, na złość wszystkim wątpiącym, wciąż nigdzie się nie wybiera.

Ważna zmiana w przepisach. Koniec prowokacji... bramkarzy

Organizacja IFAB, odpowiedzialna za ustalanie przepisów gry w piłkę nożną, wprowadziła nowe przepisy dotyczące zachowania bramkarzy podczas...

zobacz więcej

To nieznośny przeciwnik. Przystojny, inteligentny, ożenił się (a niedługo... rozwodzi) z brazylijską supermodelką, mieszka w wilii z kilkunastoma sypialniami, ma na koncie sześć tytułów mistrzowskich, a wielu uważa go za jednego z najwybitniejszych sportowców wszech czasów. Łatwo Brady’ego kochać, pewnie jeszcze łatwiej nienawidzić – takich jak on, "w czepku urodzonych", którym wszystko się udaje, lubi przecież mało kto.


W sukcesie Brady'ego mało jednak czystego "szczęścia". Jest ciężka praca. Jest pełne podporządkowanie sportowi, który z pasją uprawia odkąd nauczył się chodzić. Znamy takich. Tu, w Europie, zachwycamy się dietą Roberta Lewandowskiego czy zaangażowaniem Cristiano Ronaldo. Z wypiekami na twarzy słuchamy o LeBronie Jamesie, dziś 36-letnim, który już w podstawówce pił tylko wodę, a gdy koledzy zbierali pierwsze kapsle po piwach, smacznie spał, by o świcie rozpocząć pierwszy z wielu treningów.


To w pewnym sensie fascynujące: na stole leżą dziesiątki, może i setki milionów dolarów. Międzynarodowa sława, szacunek, uznanie, liczne trofea i zaszczyty – długo by wymieniać. Pomimo tego, "całkowite oddanie karierze" wciąż kojarzy się wyłącznie z kilkoma, może kilkunastoma atletami. To nie przypadek, że każdy z nich jest w swojej dziedzinie wybitny. Jak Brady.


***

Jedyny syn, malutki brat trzech starszych sióstr, szybko stał się oczkiem w głowie ojca. Nawet imię dostał po nim. – To ja jestem oryginalnym Brady'm! – śmieje się Tom Senior.


Jak niemal każde amerykańskie dziecko, gdy tylko przestał się poruszać na czterech kończynach, dostał piłkę do futbolu i kij baseballowy. Kalifornijskie słońce sprzyjało treningom: większość czasu spędzał w ogrodzie, raz z rówieśnikami, częściej z ojcem, który zdmuchnął z tortu niejedną świeczkę, marząc, by kiedyś podziwiać z trybun występy syna.



Pomagał mu jak mógł. Nagrywał mecze, sklejał skróty z efektownymi zagraniami i rozsyłał po uczelniach. Przed domem nigdy nie tłoczyli się dziennikarze czy skauci z największych szkół, bo Tom był – najzwyczajniej w świecie – całkiem przeciętny. Dość dobry, by marzyć o stypendium w koledżu, ale nie na tyle, by ktokolwiek przy zdrowych zmysłach wróżył mu karierę w NFL. Choćby kilkumiesięczną.


San Mateo w Kalifornii i Ann Arbor w stanie Michigan dzielą cztery tysiące kilometrów. Cztery godziny lotu. Gdy nastoletni Tom wybrał miejsce na studia, ojciec rozpłakał się jak dziecko.


– Wiesz, że to zupełnie zmienia naszą relację? – pytał, wierząc po cichu, że syn zmieni zdanie i zostanie gdzieś w pobliżu. Wokół pełno przecież świetnych szkół.


Obaj potrzebowali "przecięcia pępowiny". Wybór University of Michigan był jednak rzutem na głęboką wodę. – Długo nie mogłem się pozbierać. Nie wiedziałem, co robić. Potrzebowałem pomocy psychologów, by jakoś to ogarnąć – przyznał potem ojciec.


***

Parszywa dwunastka, czyli… każdy miał swoje Czechy

Dwunastu selekcjonerów reprezentacji Polski w XXI wieku i pewnie ze trzy razy więcej kompromitujących rezultatów. Mieliśmy swoje triumfy z...

zobacz więcej

Scenka sprzed jednej z restauracji w Ann Arbor. Wizyta rodziców, wspólny lunch, długa kolejka. Gdzieś obok przemknęła gwiazda lokalnego zespołu, dla której w cudownych okolicznościach znaleziono stolik. – Też kiedyś będziemy tak wchodzić – zapewnił rodziców Tom. Tylko się uśmiechnęli.


Cóż mieli zrobić? Brady był wtedy siódmym rozgrywającym w hierarchii. Takich jak on, wierzących w piękną karierę i wielki sukces, co roku brutalnie weryfikuje rzeczywistość. O angażu w NFL marzą przecież tysiące. Dostaje się garstka, a ci, którym się uda, wytrzymują średnio 3,5 roku. Wielu śmieje się przez łzy, że skrót "NFL" oznacza "Not For Long" ("nie na długo").


Przebił się. Cierpliwie czekał na swoją szansę, miewał wzloty i upadki, ale gdy starsi opuścili uczelnię, a kolejni rywale albo zawodzili, albo zmagali się z kontuzjami, wkroczył do pierwszego składu i został w nim przez dwa lata. Pobił kilka rekordów, poprowadził zespół do kilku cennych trofeów, a po ukończeniu szkoły z wielkimi nadziejami przystąpił do draftu.


Wciąż: takich jak on były dziesiątki. Brady wierzył po cichu, że zostanie wybrany w drugiej, może trzeciej rundzie, ale nie dawał wielu argumentów, by upatrywać w nim kandydata na gwiazdę. Słynne jest już nagranie z okołodraftowych treningów, w trakcie których chętni do gry w lidze wykonują szereg ćwiczeń, w tym m.in. skok wzwyż i w dal z miejsca, wyciskanie czy sprinty. Właśnie to ostatnie okazało się przekleństwem 23-latka, który dystans 40 yardów przebiegł w 5,25 sekundy (najlepsi robią to ponad sekundę szybciej).


"Mądry, doświadczony, z roku na rok coraz bardziej efektywny. Rzuca precyzyjnie, dokładnie, wrażenie robią liczby, które wykręca w starciach z silnymi rywalami. (...) Na poziomie NFL, problemem może okazać się jednak brak mobilności" – pisał kwietniu 2000 roku Mel Kiper z ESPN.

Do draftu NFL przystępuje co roku kilkuset zawodników. Wybiera się około dwustu, ponad dwustu innych trzeba odrzucić. Całość podzielona jest na sześć rund, podczas których każda z 32 ekip decyduje o tym, kogo pragnie mieć w składzie. Brady’ego przez pierwszych pięć nie chciał nikt. Przed szóstą rundą powiedział: "muszę stąd spadać". Wziął torbę i wyszedł z sali.


A potem, ze 199. numerem, wybrali go New England Patriots.

***


W Patriots od kilku miesięcy był już nowy trener – Bill Belichick. Wybór Brady’ego był o tyle dziwny, że choć zespół nie spisywał się najlepiej, rozgrywającego w składzie mieli akurat całkiem niezłego. Drew Bledsoe był ulubieńcem kibiców w Nowej Anglii, trzykrotnym uczestnikiem Meczu Gwiazd, a w dodatku miał zaledwie 28 lat. Belichick uznał jednak, że młody chłopak z Michigan pasuje do jego systemu.


Nie wiadomo jak długo czekałby na swoją szansę (i czy w ogóle by ją dostał), gdyby nie poważna kontuzja, której pod koniec 2001 roku doznał Bledsoe. 24-letni wówczas Brady szybko musiał wskoczyć w jego buty i... spisywał się lepiej, niż ktokolwiek oczekiwał. Wprowadził Patriots do fazy play-off, zyskał szacunek i sympatię fanów, a niezwykły sezon zakończył sensacyjnym zwycięstwem w Super Bowl nad St. Louis Rams – pierwszym w historii New England Patriots. I nie ostatnim.


Szybko stało się jasne, że Tom Brady jest tzw. franchise playerem – zawodnikiem, na którym warto i trzeba oprzeć przyszłość zespołu.

Z anonimowego wcześniej chłopaka stał się wielką gwiazdą, docenianą nie tylko przez fanów sportu, ale też kolegów z drużyny, którzy co rusz zwracali uwagę na jego miłość do rywalizacji, niekończące się pragnienie zwycięstw i... dobre serce. Najlepszym dowodem szlachetności i szczodrości miała być sytuacja sprzed kilku sezonów, gdy – chcąc zatrzymać w zespole jednego z przyjaciół, Wesa Welkera – zgodził się na obniżenie swoich zarobków. Krótki rzut oka na historię amerykańskiego sportu nie pozostawia wątpliwości, że jest to praktyka, eufemistycznie rzecz ujmując, mało powszechna.

***

Talent i "hollywoodzka" uroda wprowadziły Brady’ego na okładki gazet i telewizyjne ekrany, kreując skromnego chłopaka z Kalifornii na ikonę popkultury.


Sam też trochę szczęściu dopomógł: po kilku latach z aktorką, Kathryn Moynahan, w 2006 roku związał się z brazylijską supermodelką, Gisele Bundchen. Byłego aniołka Victoria's Secret poznał podczas... randki w ciemno. – Moi przyjaciele bardzo chcieli mi znaleźć chłopaka – opowiadała potem Gisele u Jimmy'ego Fallona. – Spotkanie z Tomem było trzecią "randką w ciemno" w ciągu kilku tygodni. Na dwie pierwsze umawiałam się na obiad i... chciałam jak najszybciej uciec, a trzeba było przecież wybrać jedzenie, zjeść i z klasą się pożegnać. Miałam trochę dość, Brady miał być ostatni, więc – żeby nie przedłużać – umówiliśmy się na drinka. "W razie czego, wypiję szybko i wyjdę" – pomyślałam. Ale potem zobaczyłam jego ciepłe oczy, cudowny uśmiech i natychmiast się zakochałam. Był taki słodki – wspominała.

Rozgrywający Patriots, po sukcesie w swoim drugim sezonie, poprowadził zespół do zwycięstw w Super Bowl także w 2004 i 2005 roku. Odkąd jednak poznał Gisele – wszystko w jego życiu się zmieniło. Zmienił styl ubioru, styl życia, plotkarskie serwisy w USA śmiały się z licznych zmian fryzury, a chwile, które zwykle poświęcał na odpoczynek lub dodatkowy trening, zaczął spędzać w blasku fleszy i na czerwonych dywanach. Oczywiście z piękną żoną u boku.

New England Patriots wciąż wygrywali, co roku byli w czołówce, ale za każdym razem czegoś im brakowało, by sięgnąć po mistrzowski tytuł. Zwolennicy teorii spiskowych nie mieli wątpliwości: Tom Brady nie oddaje się w pełni futbolowi i nie jest – jak kiedyś – skoncentrowany wyłącznie na odnoszeniu sukcesów.

Tom Brady i Gisele Bundchen to jedna z najsłynniejszych par Ameryki (fot. Getty Images)
Tom Brady i Gisele Bundchen to jedna z najsłynniejszych par Ameryki (fot. Getty Images)

Przełomowy okazał się sezon 2014/2015. Forma zespołu nie przekonywała nikogo, Brady zaliczył jeden z gorszych startów w karierze, a kulminacja niezadowolenia przypadła – jak na złość – na mecz w ramach Monday Night Football, czyli wydarzenia transmitowanego przez ogólnokrajową telewizję ESPN. W starciu z Kansas City Chiefs Patriots polegli 14:41, a postulaty małej grupki fanów zamieniły się w trwającą kilka dni dyskusję: "czy Bill Belichick powinien posadzić Toma Brady’ego na ławce rezerwowych?".

Sam Belichick, pytany o to na konferencji prasowej, tylko prychnął z uśmiechem.



Wyniki odpowiedziały za nich. Po katastrofie z Chiefs, Patriots wygrali 10 z 11 kolejnych meczów, na kilka tygodni przed końcem rozgrywek zapewniając sobie – znów – awans do play-off.

Na moment przestano odsyłać Brady’ego na emeryturę, coraz częściej stawiano też zespół z Foxborough w roli głównych faworytów do zdobycia najcenniejszego z trofeów, czyli Pucharu Vince’a Lombardiego (legendarny trener, sześciokrotny mistrz ligi w latach 1956-1967). Po trudnym meczu z Baltimore Ravens, Patriots z łatwością pokonali Indianapolis Colts i – po raz szósty w historii, szósty raz z tym samym duetem trener-rozgrywający – awansowali do Super Bowl. Tam też, po niezwykle emocjonującym starciu z Seattle Seahawks, wygrali. Po dziesięciu latach przerwy wrócili na tron.


***


Trener personalny, dietetyk, doradca, masażysta, terapeuta, ojciec chrzestny najmłodszego syna, wreszcie również najlepszy przyjaciel –


Alex Guerrero pełni w życiu Brady'ego wiele ról. Żadna, jak przekonuje rozgrywający, nie opisuje w pełni tego, jak wiele dla niego znaczy.

– Gdy miałem 25 lat, ciągle coś mnie bolało. Zastanawiałem się jakim cudem mam grać, skoro cały czas czuję się źle. Budziłem się "połamany", choć przecież robiłem to co wszyscy. To, co pokazali mi na studiach czy w liceum – mówił Brady. – Gdy wreszcie ręka bolała mnie tak, że nie mogłem normalnie trenować, jeden z naszych obrońców polecił, żebym poszedł spotkać się z Guerrero. Przekonywał mnie, że to magik, że na pewno mi pomoże. Że "muszę spróbować czegoś nowego".

– Spróbowałem. Ból ręki zniknął i nigdy nie wrócił. Podobnie jak rękę zacząłem więc traktować kolana, biodra, ramiona, kostki... Mam 41 lat i wciąż na tyle dużo szczęścia, by grać na najwyższym poziomie – opowiadał w 2018 roku. To samo mógłby też powiedzieć wczoraj. I nadal byłoby aktualne.

Metody Guerrero są, delikatnie rzecz ujmując, niekonwencjonalne. Ucieka od tradycyjnego wykorzystania siłowni: zamiast budować mięśnie a'la Lewandowski, woli je... zmiękczać. Wierzy, że przez odpowiednią dietę można kontrolować równowagę kwasowo-zasadową organizmu, a dzienną dawkę jedzenia w aż 80 proc. powinny stanowić warzywa.

Eksperci pukają się w czoło. Przekonują, że "miękkie" mięśnie to oznaka niedotrenowania i niedostatecznej ich eksploatacji, na co żaden profesjonalny atleta nigdy nie powinien sobie pozwolić. Dodają też, że nawet gdyby spożywać wyłącznie proszek do pieczenia, nie ma badań, które wskazywałyby, że można w jakikolwiek sposób – tym bardziej poprzez jedzenie – wpływać na poziom pH. "Długowieczność" Brady'ego to, ich zdaniem, kombinacja dobrej, zdrowej diety, a także... szczęścia. – W porównaniu do ligowej średniej, Tom Brady "obrywa" na boisku dwa razy rzadziej niż inni rozgrywający – wyliczył Neil Greenberg z "The Washington Post".

– To oczywiście również jego zasługa – dodaje. – Nawet w 2015 roku, gdy linia ofensywna Patriots była najgorszą w lidze, obrońcy nie mogli go trafić. Oddaje piłkę szybko i podejmuje bardzo dobre decyzje, chroniąc przy tym swoje ciało.

Tom Brady uderzany jest przez obrońców znacznie rzadziej niż inni rozgrywający (fot. WashingtonPost)
Tom Brady uderzany jest przez obrońców znacznie rzadziej niż inni rozgrywający (fot. WashingtonPost)

Milion dolarów za... rasizm. Potężna kara w F1

Były trzykrotny mistrz świata Formuły 1 Brazylijczyk Nelson Piquet musi zapłacić 5 milionów reali (953 tys. dolarów) kary za rasistowskie i...

zobacz więcej

Brady wierzy jednak, że gdyby trenował jak wszyscy inni, dziś nie grałby na takim poziomie. A być może nie grałby wcale. – To nie przypadek, że nawet najwybitniejsi rozgrywający kończyli kariery najpóźniej w wieku 37 czy 38 lat. Jeśli ciągle "naciskasz" na mięśnie, wywierasz presję na ścięgna i więzadła, w pewnym momencie coś musi się stać. To jak z dziećmi – przekonuje Brady. – Kiedy upadają, nic im się nie dzieje, bo mają miękkie, delikatnie mięśnie. Gdy się starzejesz, tracisz to. Wtedy boli.


Dbanie o "plastyczność" mięśni, poprzez ich wydłużanie i zmiękczanie, stało się fundamentem jego treningowej rutyny. Rutyny, którą po latach przekuł w filozofię: firma "TB12" zajmuje się kompleksową "obsługą" sportowców, którzy marzą o tym, by pójść w ślady słynnego rozgrywającego i – jak on – zachować długowieczność.



W jednym Guerrero zgadza się z większością specjalistów: nawet najlepsze treningi, jeśli nie zostaną poparte odpowiednią dietą i drastycznymi zmianami w trybie życia, na niewiele się zdadzą.


Brady zaufał mu w pełni. Chodzi spać tuż po zmroku i wstaje o świcie. Trenuje kilka razy dziennie, uprawia jogę, sporo czasu poświęca na relaks. Je głównie owoce i warzywa, na lunch zwykle rybę z warzywami. Śniadanie? Koktajl proteinowy, do tego jarmuż i trochę borówek. Żadnych pomidorów, ziemniaków i innych roślin psiankowatych. Zero cukru. Zero nabiału, chleba, mąki, grzybów i przetworzonej żywności. Wyłącznie to, co dała natura.


– Czasami wpadamy do Toma i Gisele na obiad. Gdy się żegnamy, pytam żony: "to co dzisiaj zjemy?" – śmieje się ojciec.


Brady do sprawy podchodzi jednak bardzo poważnie. – Futbol jest dla mnie wszystkim. Nie jestem artystą, nie gram na żadnym instrumencie. Co miałbym robić? Nurkować? – pyta retorycznie. – Będę grał, dopóki będę w to dobry. Na szczęście, dzięki odpowiedniemu przygotowaniu, mogę robić to jeszcze bardzo długo.


***


Do Tampy trafił przed sezonem, po dwudziestu latach spędzonych w New England Patriots. Dwie dekady w jednym zespole, z jednym trenerem, to w profesjonalnym sporcie nie tyle "rzadkość" co wręcz "unikat". Media raz na jakiś donosiły o konflikcie z trenerem Belichickiem, który – podobnie jak Brady – ma mocną osobowość. Wytrwali długo, ale ich drogi w końcu musiały się rozejść. Tym bardziej, że obaj mają sporo do udowodnienia.


Brady miał z tyłu głowy to, co przez lata powtarzało wielu wątpiących w jego talent: że jest "systemowym rozgrywającym", który czerpie z geniuszu swojego trenera. Że gdyby wstawić w jego miejsce innego niezłego zawodnika, Patriots też by wygrywali. Że przepadłby w innej drużynie, że się nie nadaje, że miał wielkie szczęście w drafcie... Od kilku lat, raz na jakiś czas, gdy rozgrywał dwa-trzy słabsze mecze, słyszał zewsząd, że "to już koniec". Wypominano mu PESEL, niedopasowanie do współczesnych realiów ligi, sugerowano, że jest "wypalony". Kibice, dziennikarze i eksperci – zdarzało się, że chórem przypominali, że "trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść".


A Brady? Choć ma 43 lata na karku, podjął kolejne wyzwanie. Na Florydzie dano mu wszystko o czym marzył: spokój, zaufanie, trenera, który pozwala na znacznie więcej niż Belichick i cały ofensywny arsenał. Nawet Guerrero, którego w Patriots traktowano w pewnym momencie jak persona non grata, dostał na stadionie Tampy swój gabinet, by być jak najbliżej Brady'ego. Cieplarniane warunki.


Nie rozegrał wybitnego sezonu (choć liczby mówią coś innego), nie jest już pewnie w dziesiątce najlepszych rozgrywających w NFL, ale im ważniejszy mecz, im większa scena, tym bardziej można na nim polegać. Nie ugnie się przed presją. Nie stchórzy. Przygotowały go na to okoliczności. – Będąc jeszcze w koledżu, w pewnym momencie przestałem wierzyć, że kiedykolwiek mi się uda. Jeden z trenerów powiedział mi wtedy, że gdy wszystko przychodzi łatwo, trudniej potem mierzyć się z przeciwnościami. Od najmłodszych lat byłem zahartowany – opowiadał.

W niedzielę nie będzie faworytem, ale ktokolwiek go poznał, ktokolwiek spędził z nim trochę czasu, wie, że gdy wszyscy dookoła w niego wątpią, potrafi wykrzesać z siebie jeszcze więcej.


Gdy pytają Brady'ego, którą z sześciu wygranych w Super Bowl uważa za najważniejszą, najcenniejszą, zawsze odpowiada tak samo: "tę następną". Tej, według jego zapewnień, już jednak nie będzie. Czy jednak naprawdę zakończył karierę? Trudno przypuszczać...

Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne
źródło:
Zobacz więcej