RAPORT

Pogarda

Francuska przepowiednia

Strajki we Francji (fot. Fabien Pallueau/NurPhoto via Getty Images)
Strajki we Francji (fot. Fabien Pallueau/NurPhoto via Getty Images)

Najnowsze

Popularne

Gdy w 2018 r. we Francji wybuchła długotrwała seria protestów, od ubioru jej pierwszych i najbardziej widocznych uczestników nazwana „ruchem żółtych kamizelek”, w Polsce była ona obserwowana z zainteresowaniem i sporą doza życzliwości. Dziś republiką Macrona targają strajki i zamieszki według znawców jeszcze bardziej gwałtowne i bardzo brutalnie pacyfikowane przez policję, które jednak nie zajmują, mam wrażenie, aż tak uwagi naszych mediów. Tymczasem na Francję warto patrzeć z wielu powodów. Również dlatego, że w wypadku wygranej Platformy spodziewać możemy się siłowego wprowadzania w Polsce pokrewnych neoliberalnych reform, tak samo, jak nad Sekwaną nieliczącego się ze społecznymi nastrojami. A według niektórych zapowiedzi – kwestionujących nawet polski porządek konstytucyjny.

Zamknięte porty we Francji? Protesty przeciwko reformie emerytalnej

Francuska konfederacja związkowa CGT wezwała w poniedziałek do trzydniowego wstrzymania pracy we francuskich portach w celu walki z rządowym...

zobacz więcej

Pierwsze protesty żółtych kamizelek spowodowane były podwyżkami podatków zawartych w cenie paliw. Motywacje francuskiego prezydenta były przy tym, jakże by inaczej, ekologiczne. Uzyskane w ten sposób środki służyć miały do wdrażania nowych źródeł energii. Podwyżki spowodowały m.in. zrównanie się cen oleju napędowego i benzyny, a równocześnie wzrost kosztów obu tych paliw.


Dla społeczeństwa przełożyło się to na wiele dziedzin życia – na wzrost kosztów transportu, który firmy i dostawcy w naturalny sposób musieli odbić sobie w cenach, ale także na wzrost kosztów życia, spowodowany większymi wydatkami na dojazdy, choćby do pracy z mniejszych do większych ośrodków.


Jak na pewno Państwo pamiętają, francuskie protesty trwały wtedy długo, obejmując kolejne ulice i miasta, lecz również angażując coraz szersze spektrum sceny politycznej, od anarchistów i czarnego bloku, po nacjonalistów, nie tylko tych politycznie zaangażowanych w ruch Marine Le Pen.


Trudno znaleźć w Paryżu sojusznika dla Polski


Konsekwencje polityczne tego zamieszania nie były dla uczestników satysfakcjonujące, ponieważ władza, tracąc społeczną sympatię i poparcie, mogła być pewna swojej pozycji. Zawdzięczała ją bowiem wzajemnemu wykluczaniu się poglądów swoich największych oponentów, tych z prawej, konserwatywnej i nacjonalistycznej strony, jak i lewicy, w warunkach francuskich bardzo radykalnej i postępowej.


Czytaj także: Strajki przeciw reformie emerytalnej. Senat przyjął kolejne artykuły ustawy


Obie te grupy łączy niechęć do Macrona, lecz również – co ważne z naszego punktu widzenia – niechęć do NATO połączona z dość dużymi sympatiami wobec Rosji, co sprawia, że niezależnie od tego, jak bardzo mało mamy dla francuskiego prezydenta sympatii, trudno znaleźć w Paryżu siły polityczne mogące być dla nas sojusznikiem.


Nie zmienia to jednak faktu, że patrzyliśmy na francuskie ulice ze współczuciem, ponieważ geopolityczny egoizm i krótkowzroczność całej francuskiej polityki to jedno, a prześladowanie walczących o swoje prawa ludzi przez neoliberalny, lecz w mechanizmach przemocy autorytarny reżim, to już zupełnie inna sprawa. I z sympatią, bo tak każe nam patrzeć na strajkujących nasza własna historia (chyba że akurat blokują dostawy broni dla kogoś, kto w danym momencie broni się przed Rosją). Bardzo szybko ten francuski przypadek stał się dla nas specyficznym laboratorium, wykazującym nam nierówne traktowanie państw członkowskich w Unii Europejskiej. 

Francja: Strajk śmieciarzy, tony śmieci na ulicach kilku miast

We Francji rośnie niezadowolenie z powodu trwającego od ponad tygodnia strajku śmieciarzy, którzy protestują przeciwko reformie emerytalnej. Na...

zobacz więcej

Podczas gdy jej wysocy funkcjonariusze pochylali się z troską nad Polską, zarzucając nam problemy z praworządnością i demokracją, francuskie pałki tłukły cywilów, policyjne buty kopały leżących, a psy gryzły, kto tam się tylko nawinął. „Ale to Francja!” – gaszono nasze nieśmiałe próby zwrócenia uwagi na te kojarzące się z przeszłością praktyki.


Ta narracja oczywiście objęła też naszych własnych demokratów, nawet chyba lewica, może poza tą radykalną i mało parlamentarną, specjalnie się losem ludu pracującego nad Sekwaną nie przejmowała. Liberałowie nadal kazali nam natomiast zachwycać się i naśladować Europę, w której ludzie się dla siebie uśmiechają, nawet jeśli akurat są pałowani lub pałują, są gazowani lub sami gazują, są gryzieni lub pilnują, by wypuszczane przez nich psy gryzły. Dodajmy do tego jeszcze ochroniarza Macrona, który hobbistycznie przebierał się za policjanta i brutalnie bił uczestników protestów, za co został w końcu skazany przez sąd na trzy lata więzienia.


Gdy klasa polityczna wprowadzi cenzus majątkowy


Protesty kamizelek wynikały z tego samego szaleństwa elit, które dziś zamierza ściągać na nas kłopoty na poziomie lokalnym i kontynentalnym. Dziś narzekamy przede wszystkim na ceny paliw, jednak wciąż jeszcze możemy prawie bez ograniczeń korzystać z transportu prywatnego. Ambitne plany, czy to zawarte w zielonym ładzie, czy w agendzie C40, zakładają jednak, że nie będzie już w produkcji nowych aut spalinowych, a stare będą stopniowo usuwane z przestrzeni publicznej, już zresztą zabrania się im wjazdu do niektórych części miast.


Auta elektryczne będą dla wielu niedostępne, jeśli w ogóle, o czym nasi mądrzy przywódcy nie myślą, będzie do nich wystarczająca ilość prądu i części. To dalsza przyszłość, w tej bliższej posiadacze zbyt starych aut nie wjadą do niektórych obszarów metropolii, tym samym demokratyczna i praworządna klasa polityczna wprowadzi cenzus majątkowy przy korzystaniu z przestrzeni wspólnej. Czy przejdzie to bez protestów? Zapewne nie wszędzie.


Czytaj także: Kolejna fala protestów przeciw reformie emerytalnej we Francji. Celem „dezorganizacja gospodarki”


Obecne protesty we Francji wynikają z reformy społecznej, podwyższającej wiek emerytalny. Oliwy do ognia dodał też sposób przeprowadzenia zmiany, pozaparlamentarny (podobnie, jak wcześniej przeprowadził budżet – KOD w tej sprawie milczy), lecz w myśl zaskakująco mało demokratycznej konstytucji republiki, konstytucyjny. Policja znów katuje ludzi, a prezydent kreuje się na męża stanu, mówiąc, że nie ubiegając się o reelekcję gotów jest wziąć na siebie ciężar niepopularności.


By Warszawa nie stała się na powrót „Paryżem Północy”


Przeciw zmianom jest dziś ok. 60 proc. Francuzów z obu stron politycznego spektrum, lecz zmiana przechodzi w sposób – dosłownie i w przenośni – siłowy. Co ma to wspólnego z Polską? Na pozór nic, jednak w wewnętrznie sprzecznej retoryce Platformy Obywatelskiej, partii mającej szansę na odegranie kluczowej roli w przypadku zmiany władzy, pojawia się coraz więcej akcentów liberalnych. Donald Tusk jednym mówi o czterodniowym tygodniu pracy i „babciowym” (według ministrów obecnego rządu powielającym w dużym stopniu istniejące już rozwiązania), a innym, choć czasem na tych samych spotkaniach, o potrzebie przywrócenia ducha liberalizmu w polskiej gospodarce.

Zapewne jedną z pierwszych ofiar tego „ducha” będzie wiek emerytalny, bo choć dziś partie ścigają się w zapewnieniach, że do tego, co było, powrotu nie ma, to przecież ich eksperci, którzy o głosy dla siebie nie walczą, mówią już zupełnie co innego. Mamy też już zapowiedzi przepychania rozwiązań, zarówno personalnych, jak wykonawczych, z pominięciem obecnych przepisów, konstytucji i instytucji kontrolnych (na początek choćby w kwestii aborcji i TK) Patrzmy więc na ten płonący Paryż, również po to, by Warszawa nie stała się na powrót „Paryżem Północy” za kilka, kilkanaście miesięcy. 

Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne
źródło:
Zobacz więcej