
Są dwa powody dążenia Donalda Tuska do jednej listy wyborczej opozycji; jeden jest taki, że wyjechał z Brukseli z obietnicą, że obali władzę PiS. Z perspektywy Brukseli czy Berlina najprościej jest to zrobić jedną listą opozycji – powiedział portalowi i.pl szef klubu PiS Ryszard Terlecki.
To już zostało przesądzone i wszystkie ugrupowania na jesienne wybory parlamentarne będą szły oddzielnie – oznajmiła przedstawicielka PO Małgorzata...
zobacz więcej
Terlecki został zapytany przez i.pl, czy cieszy go, że opozycja znów się pokłóciła, tym razem o wspólną listę na wybory parlamentarne.
– Opozycja jest od dawna pokłócona, do tego już wszyscy zdążyli się przyzwyczaić – odpowiedział wicemarszałek Sejmu. Według niego „ma to też wpływ na wynik sondaży dla opozycji”.
– Po pierwsze, pomysł jednej listy jest, wydaje mi się, bardzo mało realny i trudny do przyjęcia przez poszczególne partie. Po drugie, szef PO Donald Tusk się zabrał do tego fatalnie: szantażuje, straszy, grozi, pokrzykuje i pospiesza inne partie opozycyjne. Zachowuje się tak, jakby były już pod jego kierownictwem czy nadzorem. W ten sposób zraża sobie liderów i aparat partyjny mniejszych partii. Wiedziałem, że nic z jednej listy opozycji na wybory parlamentarne nie będzie – powiedział Terlecki.
Pytany, dlaczego szef PO tak bardzo dąży do wspólnej listy opozycji, wicemarszałek Sejmu odparł, iż uważa, że są dwa tego powody.
– Jeden jest taki, że wyjechał z Brukseli z obietnicą, że obali władzę Prawa i Sprawiedliwości. Żeby to zrobić, to – tak na oko z perspektywy Brukseli czy Berlina – wydaje się, że najprościej jest to zrobić jedną listą opozycji i w ten sposób walczyć z Prawem i Sprawiedliwością. Drugi powód jest taki, że PO widzi sondaże i ma też wewnętrzne sondaże. Coraz bardziej poważnie liczą się z tym, że przegrają. A wtedy w sytuacji jednej listy Tusk staje się liderem całej opozycji już niekwestionowanym – zaznaczył Terlecki.
Nie będzie jednej listy opozycji. Platforma Obywatelska za bardzo skręciła w lewo – powiedział poseł PSL Paweł Bejda. Polityk ludowców sprzeciwił...
zobacz więcej
Pytany, czy wyobraża sobie, „jakby miał wyglądać ewentualny wspólny rząd opozycji po wyborach, skoro już teraz kłóci się w zasadzie o mało istotne rzeczy”, szef klubu PiS odparł, że „po pierwsze – Tusk z pewnością miałby oponentów wewnątrz opozycji, którzy kwestionowaliby jego premierostwo”.
– Po drugie – w opozycji jest pewnie z pięciu poważnie chętnych i przekonanych o tym, że ich polityczny dorobek jest na tyle poważny, że należy im się funkcja premiera – dodał.
Dopytywany, kogo ma na myśli, Terlecki powiedział: „są tacy na lewicy, jest i Hołownia, który ma ogromną chęć zostania premierem, choć wydaje mi się, że z tego grona jest najsłabszy intelektualnie i organizacyjnie. Jest też Kosiniak-Kamysz”.
– Będzie zatem bardzo trudno powołać rząd, gdyby – nie daj Boże – udało im się wygrać. Na szczęście coraz wyraźniej widać, że to się nie uda, więc pozostaje stawka lidera partii i ewentualnie lidera opozycji – podkreślił Terlecki.