80 lat temu harcerze z Szarych Szeregów odbili z rąk Gestapo Jana Bytnara „Rudego”. To jedna z najważniejszych akcji zbrojnych Grup Szturmowych Szarych Szeregów w okupowanej Polsce. W ramach brawurowej operacji pod Arsenałem 80 lat temu uwolniono harcmistrza „Rudego” i 20 innych więźniów politycznych, przewożonych z siedziby Gestapo przy alei Szucha na Pawiak. Jej bohaterowie – „Alek”, „Zośka”, „Anoda” – stali się legendami, co zawdzięczali też unieśmiertelnieniu w książce „Kamienie na szaniec”. Wiele nazwisk się zatarło, a warto o nich pamiętać, choćby o Tadeuszu Chojce „Bolcu”, którego życiorys mógłby posłużyć za kanwę kilku filmów. Grupy Szturmowe to wyjątkowa organizacja w historii II wojny światowej. Zrzeszała harcerzy powyżej 18. roku życia, którzy uczestniczyli w wielu akcjach bojowych i dywersyjnych, ale też w jej ramach na przykład szkolono podoficerów. Była podporządkowana Kedywowi, czyli Kierownictwu Dywersji Armii Krajowej. Wyznaczano ją do najważniejszych akcji wymierzonych w niemieckich okupantów.Harcerze z tych grup brali udział m.in. w akcjach wysadzania mostów, niemieckich pociągów, odbijania więźniów, jak głośne akcje pod Arsenałem czy w Celestynowie, czy zamachach na funkcjonariuszy niemieckiego aparatu terroru. Wśród nich był udany zamach na komendanta warszawskiej policji i SS Franza Kutscherę, po której Niemcy wstrzymali egzekucje dokonywane wcześniej publicznie na ulicach miasta.Do Grup Szturmowych należeli najodważniejsi z odważnych, gotowi poświęcić życie za Polskę. Ich czyny zostały częściowo opisane w książce „Kamienie na szaniec” Aleksandra Kamińskiego. Mija właśnie 80. rocznica opisanej w niej akcji odbicia Janka Bytnara „Rudego” przez jego przyjaciół. Operacja była jedną z najgłośniejszych w okupowanej Polsce i w ogromnym stopniu przyczyniła się do budowy mitu Szarych Szeregów.Nalot GestapoPreludium akcji było aresztowanie przez Gestapo w nocy z 18 na 19 marca 1943 r. dowódcy Hufca „Praga” warszawskich Grup Szturmowych harcmistrza Henryka Ostrowskiego „Heńka” i jego świeżo poślubionej żony Walentyny. W ich mieszkaniu przy ulicy Osieckiej 31 Niemcy znaleźli materiały wybuchowe, broń i amunicję, ale też niestety notes, w którym widniał adres Niepodległości 159. Tam właśnie mieszkał podharcmistrz „Rudy”, dowódca hufca „Południe” („Sadu”).Niemcy poszli tym tropem i we wtorek 23 marca o wpół do piątej rano aresztowali „Rudego” i jego ojca Stanisława w mieszkaniu Bytnarów na Mokotowie. Obydwaj trafili na Pawiak i z miejsca poddano ich brutalnym przesłuchaniom. Niemcy od razu wiedzieli, że mają do czynienia z ważną postacią Polskiego Państwa Podziemnego. Młody harcerz był katowany przez czterech gestapowców, którzy bili go pejczami i kijami.Równolegle trwała rewizja w mieszkaniu na Mokotowie. Tam śledczy znaleźli m.in. zerwane niemieckie flagi, krążki lontu prochowego, konspiracyjną prasę, afisze i ulotki, a także stemple do malowania na murach zakazanego znaku Polski Walczącej. Za choćby jeden z tych przedmiotów z miejsca groziła egzekucja, ale Niemcy zamierzali zapolować na całą organizację.Bytnar trafił do osławionej siedziby Gestapo, mieszczącej się w gmachu dawnego Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w alei Jana Chryzostoma Szucha 25. Za katowanie go w celu wymuszenia zeznań wzięli się doświadczeni gestapowcy – SS-Oberscharführer Herbert Schulz i SS-Rottenführer Ewald Lange, obydwaj wzięci później na celownik przez podziemie. „Przesłuchanie” odbywało się w pokoju numer 228, gdzie przeprowadzono również konfrontację „Rudego” z „Heńkiem”.„Kocioł” w mieszkaniuAresztowanie „Rudego” wywołało alarm w Szarych Szeregach, zachodziła obawa, że nie wytrzyma on śledztwa i przekaże informacje, które pozwolą Niemcom rozbić zakonspirowaną organizację. Wszyscy, których adresy znał Bytnar, zostali ostrzeżeni, zabroniono chodzić do jego mieszkania na Mokotowie, gdzie okupanci urządzili „kocioł”. Przeniesiono także m.in. magazyn broni czy materiałów saperskich.Harcmistrz Tadeusz Zawadzki „Zośka”, dowódca Grup Szturmowych Chorągwi Warszawskiej, wiedział, że należy odbić „Rudego” nie tylko dlatego, że był jego przyjacielem, ale także ze względów bezpieczeństwa. Natychmiast opracował plan akcji pod kryptonimem „Meksyk I” i skompletował grupę bojową. Zygmunt Kaczyński „Wesoły”, pracujący jako akwizytor firmy E. Wedel i często przebywający w siedzibie Gestapo, przekazał informację, że „Rudy” będzie przewożony do więzienia, konspiratorzy chcieli to wykorzystać.Akcję jednak odwołano. „Zośka” nie uzyskał bowiem zgody dowódcy Oddziałów Dyspozycyjnych Kedywu Komendy Głównej AK Jana Kiwerskiego „Lipińskiego”, który wyjechał na kilka dni z Warszawy, czy jego zastępcy Mieczysława Kurkowskiego „Mietka”. Żeby nie obniżać morale swoich podkomendnych, powiedział, że „Rudego” nie było w transporcie.Tymczasem stan przyjaciela był coraz gorszy. W wyniku katowania drugiego dnia po aresztowaniu z ciężkimi obrażeniami ciała i pierwszymi objawami mocznicy trafił do szpitala więziennego na Pawiaku. Na Szucha zabrano go na noszach, gdyż nie mógł poruszać się o własnych siłach. Mimo to przesłuchania nie ustały. Bytnar wszystko przetrzymał, nikogo nie wydał.Kryptonim „Meksyk II”Sadystyczne sesje odbyły się jeszcze w czwartek i piątek, kolejną zaplanowano na sobotę, ale do niej nie doszło. W piątek po południu przeprowadzono akcję pod kryptonimem „Meksyk II”. Tym razem nie mogło być mowy o anulowaniu rozkazu, stawka była zbyt wysoka. Konrad Okolski „Kuba”, aresztowany przez Niemców i zwolniony na krótko przed akcją, przekazał, jak odbywa się transport aresztantów. Wskazał, że przewożą ich przykrytą plandeką ciężarówką marki Renault o numerach rejestracyjnych 72076.„Zośka” zaplanował, że ciężarówka zostanie zaatakowana od przodu butelkami z benzyną zaraz po tym, jak skręci z ulicy Długiej w ulicę Nalewki. Po podpaleniu szoferki i zatrzymaniu auta miała nastąpić likwidacja konwojentów, a następnie uwolnienie więźniów. Plan alternatywny zakładał ostrzelanie ciężarówki z pistoletów maszynowych typu sten od boku. Po odbiciu więźniów uczestnicy akcji mieli wycofać się pieszo ulicą Długą w kierunku Starego Miasta, a „Rudy” miał być zabrany osobową „dekawką”. Łącznie do operacji wyznaczono 28 harcerzy, podzielonych na kilka grup zadaniowych.Akcją odbicia zatrzymanych miał pokierować komendant Chorągwi Warszawskiej Stanisław Broniewski „Orsza”. Naczelnik Szarych Szeregów Florian Marciniak „Nowak” uznał, że będzie w stanie zachować zimną krew lepiej niż zaangażowany emocjonalnie „Zośka”, jeden z najbliższych przyjaciół „Rudego”. Zgodę na odbicie więźniów wydał około 40 minut przed akcją „Lipiński”, po tym jak potwierdzono, że w transporcie znajdzie się Bytnar.Ciężarówka została namierzona po godz. 17.20. Punktualnie o godz. 17.30 „Orsza” dźwiękiem gwizdka rozpoczął akcję. Ta nie potoczyła się do końca zgodnie z oczekiwaniami, najważniejsze jednak, że ciężarówka nadziała się na harcerzy z sekcji „Butelki”. Pierwszą rzucił „Anoda”, ale butelka minęła szoferkę i upadła na jezdnię. Druga trafiła w auto, ale zsunęła się z szyby na maskę i poleciała na chodnik. Dopiero trzecia, rzucona przez „Bolca”, rozbiła przednią szybę renaulta i szoferka zaczęła płonąć.Oficer SS trafionyPo kilkuminutowej strzelaninie niemieccy policjanci zostali wyeliminowani, ranni zostali też niektórzy interweniujący Niemcy, między innymi oficer SS trafiony przez „Alka”. Spod plandeki ciężarówki wyciągnięto skatowanego „Rudego” i załadowano do „dekawki”. Zabrano także Tadeusza Krzyżewicza „Buzdygana”, ranionego w brzuch przez granatowego policjanta.Po odbiciu Bytnara „Orsza” rozkazał gwizdkiem odwrót grupy uderzeniowej. W jej trakcie ranny w brzuch został także „Alek”. Rannego umieszczono w zatrzymanym aucie należącym do reichsdeutscha Eliasza Hermana, przejeżdżającym w tym czasie ulicą Długą. Przy placu Krasińskich uciekających doścignęła opancerzona ciężarówka Wehrmachtu, ale granat rzucony przez „Alka” powstrzymał Niemców.Pozostali uczestnicy akcji w większości spokojnie wmieszali się w tłum. Jedynie Hubert Lenk „Hubert” został zatrzymany, gdy ładował rewolwer. Niemcy zakatowali go później podczas śledztwa. Strat było niestety więcej. „Alek” i „Buzdygan” zmarli w wyniku odniesionych obrażeń. Cztery dni po odbiciu – tego samego dnia co „Alek” – zmarł również „Rudy”, którego obrażenia odniesione podczas przesłuchań okazały się zbyt poważne.#wieszwiecejPolub nasPo stronie niemieckiej było czterech zabitych i dziewięciu rannych. Okupanci potwornie zemścili się za akcję podziemia. W ramach odwetu już następnego dnia, 27 marca, rozstrzelali na dziedzińcu Pawiaka 140 więźniów. Nie była to jedyna tego typu ich zbrodnia wojenna. Niektórzy oprawcy szybko zapłacili jednak za katowanie Bytnara. Schulz i Lange zostali zlikwidowani już odpowiednio 6 i 22 maja 1943 roku.Mimo strat akcja bojowa „Meksyk II”, pierwsza tego typu przeprowadzona przez Grupy Szturmowe, okazała się sukcesem. Uratowano 21 więźniów, w tym między innymi Henryka Ostrowskiego „Heńka”. Pokazała też okupantom, że Polacy są w stanie szybko planować i skutecznie przeprowadzać skomplikowane operacje. Duża w tym zasługa „Bolca”, którego udany rzut zatrzymał więźniarkę i pozwolił na odbicie więźniów. Zatrzymajmy się przy nim, gdyż jego wyjątkowy życiorys zasługuje na uwagę.Tadeusz Chojko urodził się 16 maja 1920 roku w Głowaczowie, dużej wsi pod Kozienicami. Rodziców, Feliksa i Honoratę z Pawęskich, stracił gdy miał 5 lat. Od 14. roku życia musiał sobie radzić sam. Pracował między innymi jako pomocnik piekarza, zduna, sprzedawca lodów. Wykonywał dziesiątki dorywczych prac, żeby się utrzymać.Z prowincji przeprowadził się za chlebem do Warszawy. Dostał się do paramilitarnych Junackich Hufców Pracy. Odbył przysposobienie wojskowe, ale też zdobył wykształcenie hotelarskie w Zawodowej Szkole Hotelarskiej, gdzie nauczył się języków francuskiego, angielskiego i niemieckiego. Po zdaniu egzaminu końcowego dostał pracę w najbardziej prestiżowym także dziś Hotelu Bristol.Wojna pokrzyżowała planyMarzyła mu się służba w dyplomacji i Ministerstwo Spraw Zagranicznych wyznaczyło mu nawet stanowisko w Ambasadzie RP w Paryżu, ale wybuch wojny pokrzyżował plany. W 1941 roku wstąpił do Szarych Szeregów i służył pod wodzą „Rudego” w hufcu „Południe”. Zaczynał od małego sabotażu, potem otrzymywał coraz trudniejsze zadania dywersyjne oraz brał udział w akcjach bojowych.– Pseudonimu sobie nawet nie wybrałem. Mieliśmy wpadkę – koło naszego punktu kontaktowego ukrywali się Żydzi. Przyszło po nich Gestapo, a przy okazji zgarnęli i nas – młodych chłopaków na schodach. Trzymali nas na balkonie, a że było „jeden na jeden”, tośmy się wyrwali. Ale lokal był spalony i pseudonimy też. Dowódca wymyślił nowe: „Jesteś najniższy, prawie niewidoczny jak bolec w maszynie. Ale bez niego nic nie będzie działać”. I tak zostałem „Bolcem” – opowiadał w 2003 roku „Tygodnikowi Powszechnemu”.Równolegle pracował jako kelner w barze „Mały” w Alejach Jerozolimskich, obok Dworca Głównego. Dzięki biegłej znajomości języka niemieckiego otrzymał posadę kelnera w niemieckich wagonach restauracyjnych „Mitropa”. To dało mu „mocne” dokumenty oraz stałą przepustkę nocną, mógł więc poruszać się w trakcie obowiązywania godziny policyjnej, co przydawało się jego służbie w konspiracji.„Bolec” ukończył tajną Szkołę Podchorążych „Wiarus”. W jego mieszkaniu numer 86 przy ulicy Żelaznej 41 na Woli mieścił się magazyn broni oddziału, odbywały się odprawy plutonu, a także miały miejsce szkolenia innej tajnej szkoły podoficerów – „Agricoli”. Wyróżnił się już podczas swojej pierwszej akcji bojowej. Właśnie rzucona przez niego butelka z benzyną jako jedyna trafiła w więźniarkę i wywołała pożar w szoferce.Elitarny oddział1 sierpnia 1943 roku został przekazany do kompanii „Agat” Kedywu Komendy Głównej AK, elitarnego oddziału. 22 września tego roku uczestniczył w osłonie akcji „Wilanów”, podczas której Podziemie wzięło odwet na volksdeutschach za współpracę z okupantem oraz zamordowanie żołnierzy AK. Akcja przyniosła spore straty i zakończyła się umiarkowanym sukcesem.Dwa dni później w ramach akcji „Główki” brał udział w likwidacji gestapowca Augusta Kretschmanna, zastępcy komendanta „Gęsiówki”, który zasłynął z okrucieństwa oraz sadyzmu wobec więźniów. „Bolec” był odpowiedzialny za sygnalizację i ubezpieczenie akcji od strony ulic Szarej i Śniegockiej na Śródmieściu. Żołnierze kompanii „Agat” bez strat własnych wyeliminowali zbrodniarza. W nocy z 3 na 4 kwietnia 1944 roku Chojko brał udział w akcji „Płochocin”, która równocześnie miała być egzaminem końcowym II turnusu „Agricoli” dla klas kompanii „Pegaz”. Celem było wykolejenie i ostrzelanie pociągu z niemieckimi żołnierzami na trasie Poznań-Warszawa, wracającymi z frontu wschodniego. „Bolec” był członkiem grupy ataku na nieprzyjaciela oraz odpowiadał za ubezpieczenie.26 kwietnia uczestniczył w akcji „Rodewald”. W tym przypadku celem była likwidacja komendanta Schutzpolizei Oberstleutnanta Wilhelma Rodewalda. Niemieckiego oficera udało się zabić, ale przez omyłkę był nim Oberstleutnant Schutzpolizei Erwin Gresser, dowódca 17. pułku policji. Nieudana okazała się natomiast akcja „Stamm”.Wyposażony w pistolet kaliber 9 mm i granat wraz z kolegami z kompanii miał zlikwidować SS-Sturmbannführera Waltera Stamma, kierownika Wydziału IV w urzędzie Komendanta SD i Policji Bezpieczeństwa (SiPo) na dystrykt warszawski. Niestety przez braki w przygotowaniach oraz splot niekorzystnych warunków Stamm przeżył, zaś w zaciętej walce poległo lub odniosło śmiertelne rany aż ośmiu żołnierzy konspiratorów.Do skutku nie doszła natomiast akcja „Hahn”, w której celem był SS-Standartenführer Ludwig Hahn, komendant SD i SiPo na dystrykt warszawski. Zbrodniarz był współodpowiedzialny między innymi za eksterminację krakowskiej inteligencji w ramach Akcji AB, masowe represje wobec ludności Warszawy oraz deportacje warszawskich Żydów do obozu zagłady w Treblince. Akcję odwołano, gdyż cel opuścił Warszawę.„Bolec” nie raz ocierał się o śmierć. Na początku 1944 roku cudem jej uniknął, gdy do lokalu Kazimierza Kardasia „Orkana”, w którym przebywał, wkroczyli gestapowcy w poszukiwaniu ukrywającej się tam żydowskiej rodziny. Rodzinę i gospodynię wymordowano. Harcerz uderzył i odepchnął jednego z Niemców, po czym zdołał zbiec.Walki na WoliPodczas powstania warszawskiego w randze porucznika służył jako dowódca III plutonu 2. kompanii batalionu „Parasol”. Brał udział w walkach na Woli. 5 sierpnia prowadził kontrnatarcie w rejonie placu Kercelego, gdzie pojawiły się pierwsze oddziały policji z grupy Heinza Reinefartha oraz w obronie cmentarza kalwińskiego i ruinach getta.14 sierpnia został ciężko ranny odłamkami granatnika na wysuniętym stanowisku w ruinach dawnego getta. Miał strzaskany staw kolana w prawej nodze, odłamki wyrwały również mięśnie lewego ramienia. Lekarz „Maks” w Pałacu Kraińskich orzekł, że rękę trzeba będzie amputować, ale „Bolec” nie zgodził się na operację.W papierowych opatrunkach został wyniesiony przez Marię Stypułkowską „Kamę” i Halinę Wojciechowską „Tinę” do szpitala polowego przy ulicy Nowomiejskiej, a 31 sierpnia kanałami pod opieką „Kamy” na Śródmieście. Po kapitulacji Powstania dostał się do niemieckiej niewoli. Trafił do Stalagu IVB Zeithain. Tam dzięki pomocy jeńców włoskich uczył się kolejnego języka – włoskiego.Po wyzwoleniu obozu wraz z dowódcą „Parasola” kapitanem Adamem Borysem „Pługiem” wyruszył do Warszawy, już okupowanej przez Sowietów. Wrócił do swojego domu przy Żelaznej, ale dozorczyni ostrzegła go, że intensywnie poszukuje go Urząd Bezpieczeństwa. Kobieta powiedziała mu również, że nie wiadomo, co się stało z jego żoną Jadwigą, poślubioną w 1942 roku.Przez „zieloną granicę”Chojko wiedział, że taka Polska nie jest dla niego. Razem z kolegą z „Parasola”, Zygmuntem Lutykiem „Grafem”, przedostał się przez „zieloną granicę” na terytorium Czechosłowacji, a dalej do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Trafił do 2. Korpusu Polskiego we Włoszech, gdzie został dowódcą plutonu zmotoryzowanego batalionu komandosów majora Władysława Smrokowskiego.Podjął studia ekonomiczne na Uniwersytecie Rzymskim, ale po roku uznał, że musi wrócić do Polski i odnaleźć żonę. Pomysł był niezwykle ryzykowny, ale „Bolec” do strachliwych nie należał. Dostał kontakty w Czechosłowacji i Polsce i znów przedostał się przez „zieloną granicę”. Żonę odnalazł w Szczecinie i razem uciekli do Włoch.Gdy 2. Korpus Polski został przerzucony do Anglii i zdemobilizowany, Chojko zapisał się na wyjazd do Kanady. Z żoną i dwoma małymi synami trafił tam w 1951 roku. Znów imał się różnych zajęć. Był więc bufetowym na przystani jachtowej, pracował w pralni i wytwórni damskiej konfekcji. W końcu jego sytuacja poprawiła się, gdy dostał pracę w fabryce lotniczej w Chattam koło Windsoru.Chojko zaangażował się w działalność organizacji polonijnych – pomagał organizować polską szkołę, bibliotekę i chór. Gdy jego rodzina powiększyła się o jeszcze jednego syna i córkę, za wszystkie oszczędności kupił farmę w osadzie Arbor Vitae niedaleko granicy z USA, na której hodował specjalną odmianę bydła.Groził mu mord sądowyPolskę odwiedził dopiero ponad 40 lat po wojnie, w 1988 roku, gdy komunizm miał się ku końcowi. Zachęcił go artykuł w czasopiśmie „Stolica” o Zdzisławie Bytnar, matce jego dawnego dowódcy „Rudego” oraz wdowie po Stanisławie Bytnarze, który po aresztowaniu trafił do obozu Auschwitz-Birkenau i zginął w styczniu 1945 roku w czasie ewakuacji obozu. Dowiedział się, że kobieta żyje i pragnął się z nią spotkać. Potrzebująca dewiz PRL nie czyniła problemów działaczowi polonijnemu, którego wcześniej mogła zabić w ramach mordu sądowego.Chojko odszukał dawnych przyjaciół, uczestników akcji pod Arsenałem oraz członków „Parasola”, spędził w Polsce trochę czasu, po czym wrócił do Kanady. Pod koniec lat 90. postanowił jednak na stałe wrócić do ojczyzny. Zamieszkał w Warszawie i zaangażował się życie weteranów Szarych Szeregów oraz powstania warszawskiego. Zmarł 8 października 2007 roku w wieku 87 lat, już jako kapitan.Niżej podpisany pozwoli sobie na osobistą uwagę. Nie może dziwić chęć Chojki, by odnaleźć właśnie Zdzisławę Bytnar. Jako zuch a potem harcerz 154 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej i Zuchowej na przełomie lat 80. i 90. przychodziłem pod okno jej mieszkania przy Alei Niepodległości 159 i zawsze chętnie nam opowiadała o synu, harcerskim etosie. Także dla nas była „Matulą”.Mimo ciosów, jakie na nią spadły, zachowała niezwykłą pogodę ducha. Dla nas, młodych harcerzy, była łącznikiem z czasami zgoła mitycznymi. Tak bowiem odbieraliśmy lekturę „Kamieni na szaniec”. Historię niezwykłej przyjaźni „Alka”, „Zośka” i „Rudego”, odwagi i poświęcenia w walce o niepodległość, których jednym z najbardziej niezwykłych epizodów była akcja pod Arsenałem.Pisząc artykuł korzystałem między innymi z materiałów IPN oraz Muzeum Powstania Warszawskiego.