
W szeregach Platformy Obywatelskiej z biegania słynie były przewodniczący Borys Budka. W niedzielę nie mógł jednak popisać się wynikami, bo w Tychach na zawodach pobiegł obok Donalda Tuska. Wbiegł na metę tuż za swoim szefem. Od lat w PO mówi się, że Tusk „musi wygrywać”; jeszcze w czasach „haratania w gałę”, gdy nie strzelał bramek, wyładowywał się na kolegach z drużyny.
– Widzę że pan Tusk wrócił na trasę i puszcza nam taki maraton Smerfa marudy – ironizował podczas spotkania z wyborcami w Jaśle premier Mateusz...
zobacz więcej
Bieg w Tychach na 7 km, w którym wzięli udział liderzy Platformy Obywatelskiej, to część zawodów Perła Paprocian. W niedzielę odbyła się jego 37. edycja.
Biegiem w mediach społecznościowych chwalił się Donald Tusk i Borys Budka, ale partyjne konto zachwalało już tylko przewodniczącego.
W tempie z maratonu, którym Budka chwali się na Twitterze (ukończył „królewski dystans” w 2 godziny 39 minut), niedzielny bieg zakończyłby po zaledwie 30 minutach. Zajęło mu to jednak kilkanaście minut dłużej. Donald Tusk wbiegł na metę z czasem 43 minut 17 sekund, a Budka dwie sekundy po nim.
Rywalizacja w PO nie jest najwyraźniej najważniejsza. Od lat w otoczeniu Donalda Tuska mówi się, że były premier zawsze musi wygrywać. Nawet, gdy jest wyraźnie słabszy.
Andrzej Halicki w jednym z wywiadów mówił, że Tusk „upokarza przyjaciół”, więc on sam nie zamierza grać z byłym premierem w piłkę. – Lubię, żeby to była gra, która kończy się w dobrej atmosferze – stwierdził.
Czy PO padło ofiarą „poważnego szatana”? Tak można wywnioskować ze słów Donalda Tuska. Były premier zwołał dziś konferencję prasową w związku z...
zobacz więcej
Dopytywany, czy premier musi być najlepszy, Halicki skwitował: „Jego celem jest strzelanie bramek”.
Michał Krzymowski na łamach „Newsweeka” w okolicach czasowych rozgrywanego w Polsce i na Ukrainie Euro 2012 pisał o meczu drużyny Tuska z urzędnikami, w którym ówczesny premier sam wypadł bardzo przeciętnie.
„Gdyby był zawodowcem, sędziowie co chwila musieliby odgwizdywać spalonego. Po prostu stał i czekał. To nie on grał dla drużyny, ale drużyna grała dla niego. Interesowało go tylko jedno: strzelanie bramek” – czytamy.
Autor przytoczył tez anegdotę, jak w drużynie Tuska chciał się też znaleźć Radosław Sikorski; „na tę okazję kupił sobie nawet profesjonalne buty piłkarskie”.
„Trafił jednak pechowo, bo premier miał akurat zły dzień. Nie mógł strzelić gola i głównie wyładowywał się na kolegach z drużyny. Sikorski szybko się zorientował, że na wspólnym graniu z Tuskiem może tylko stracić i dał sobie spokój” – podsumował Krzymowski.
Zobacz także: Tusk w Żywcu. „Skąd w PiS tylu profesorów?”