W wielu środowiskach nadal obowiązuje hasło, które przyświecało władzom PRL: „Kościół naszym wrogiem”. Po ponad 30 latach od upadku w Polsce komunizmu, w wielu środowiskach nadal obowiązuje hasło, które przyświecało władzom PRL: „Kościół naszym wrogiem”. W tamtych czasach władze państwa, praktycznie tożsame z przywództwem partyjnym, realizowały wymóg – traktowany jako kanon – walki z Kościołem i duchowieństwem katolickim, za pośrednictwem i przy aktywnym udziale tajnych służb bezpieczeństwa. Sięgając niekiedy do aktów skrytobójstwa księży. Czego potwierdzeniem jest wynik toczącego się dziś śledztwa dotyczącego śmierci ks. Franciszka Blachnickiego przed ponad 35 laty. Obecnie, co oczywiste – walka z Kościołem prowadzona jest na całkowicie innych polach, dopuszczalnych w wolnym i demokratycznym państwie. Publikacjach naukowych i medialnych, wystąpieniach publicznych, a także jawnych decyzjach administracyjnych podejmowanych przez niektóre instytucje państwa, jak np. niektóre samorządy. Takie też cele stawiają sobie deklaratywnie wręcz antyklerykalne organizacje pozarządowe, prowadzące legalną działalność. Jednak przesłanki tej walki, zawarte w przyczynach i celach nie wiele odbiegają od mrocznych czasów komunizmu. Tak jak kiedyś Kościół wraz ze swoim systemem wartości, będących dla milionów Polaków fundamentalnym wyznacznikiem sposobu realizacji ich życia, postępowania i działania, był największa przeszkodą we wprowadzeniu modelu społeczeństwa na wzór komunistyczny, tak i dziś pozostaje skuteczną barierą przekształcenia polskiego społeczeństwa we wspólnotę spełniającą standard postępowej, rewolucyjnej współczesności na bazie ideału neomarksistowskiego. A więc mającego ten sam rodowód, co komunizm. Lewackiej ideologii, w której nie ma miejsca na Boga, Kościół i religię, a nawet tradycyjną rodzinę jako jedyne miejsce pokoleniowych kontynuacji języka, kultury, systemu wartości. #wieszwiecejPolub nasW ich miejsce instalowane, czy jak się dziś uczenie mówi – implementowane są idee genderyzmu, rodzin jednopłciowych, wychowujących adoptowane dzieci, w których następuje zerwanie naturalnych więzi pokoleniowych, czyniąc nieodwracalne spustoszenia w psychice młodych ludzi. Lęk liberalno-lewackich elit – wyrosłych mentalnie z korzeni komunistycznych – przed siłą Kościoła jako obrońcy tradycyjnej cywilizacji grecko-rzymskiej sprawia, że nieustannie podejmują one próby wyeliminowania Kościoła z życia społecznego i politycznego. Nawiasem mówiąc, kiedy przeciwnicy chrześcijaństwa, w istocie jednego fundamentów polskiej tożsamości, powtarzają zaszczepione w epoce komunizmu frazesy o konieczności oddzielenia Kościoła od polityki, albo udają, albo nie rozumieją, że życie społeczne, w które Kościół z racji swego powołania był, jest i będzie głęboko zanurzony, nierozdzielnie łączy się z polityką. Szczególnie dziś, gdy każde działanie społeczne zawiera w sobie pierwiastek polityki. Wracając do głównej myśli, chcę powiedzieć, że winniśmy sobie uświadomić, jak ogromną zaporą dla realizacji dzisiejszych celów postawionych przez liberalno-lewackie środowiska i często ich medialnych akolitów, nie zawsze zdających sobie w pełni sprawę, jak szkodliwą i antypolską postawą zajmują, jest chrześcijańskie oblicze naszej ojczyzny. To oblicze najpełniej na początku naszego stulecia malował, często jako zadania do spełnienia przez naszą wspólnotę i jej elity, święty Jan Paweł II. W swoich naukach wskazywał na naturalne bliskie związki życia codziennego, ale także szeroko rozumianej kultury z moralnością. Z koniecznością wypełniania życia i kultury walorami etycznymi, mającymi ścisły związek z duchowością człowieka jako istoty wnoszącej w ludzki świat jego filary rozwoju - dobro, prawdę i piękno. Dla uszu wielu teoretyków lewactwa wartości wskazywane przez Jana Pawła II brzmią jak zgrzyt metalu po szkle. Zaś ich przestraszona wyobraźnia w działalności duchowieństwa w Polsce widzi ideologiczny terror, w którym zasady życia ustanawiać będą biskupi. Jeden z takich lewaków posuwa się do sugestii, nie mającej w rzeczywistości żadnych racjonalnych podstaw, iż „liczne oznaki wskazują, że intencją rządzących (chodzi o PiS – dop. J.J.) jest zaprowadzenie systemu opartego na prawie wyznaniowym i dogmatach religii katolickiej”.Jakiś akolita medialny na tę okoliczność wymyślił slogan w języku iście rodowodu komunistycznej propagandy, gdzie negatywni bohaterowie nie mieli imion: - „Wojtyła w partyjnej koszulce”. Nie tylko z tego czerpie dumę i satysfakcję. Również ze swojej przenikliwości, gdy pisze: - „Żadna polityczna ( Sejmowa – dop.J.J) uchwała, pisana w rytmie wyborczej kampanii nie powstrzyma procesu odbrązawiania pomnika Jana Pawła II, którego kult od dziesięcioleci wykorzystywany jest przez Kościół w Polsce do utrzymywania wpływów daleko wykraczających poza sferę religii oraz czerpania całkiem nie duchowych profitów”.Szkoda, że autor nie policzył, jak dużych. Jeśli nie w złotówkach, to choćby w euro. Czy to w porządku, zostawić nas tak z niczym?